3
MIESIĄCE PÓŹNIEJ
- Dobra, kochana, ja kończę. Muszę
ugotować obiad – rzekła Olalla do słuchawki telefonu. – Nie, nie potrzebuję na
razie tej torebki, trzymaj ją ile chcesz… No, nie ma za co. To widzimy się
jutro, tak? Okey, to do zobaczenia. No, trzymaj się. Dzięki, ty też pozdrów
Ikera. Do jutra, pa!
Olalla odłożyła telefon na komodę
i uśmiechnęła się sama do siebie. Od kiedy Sara dowiedziała się, że jest w
ciąży, to codziennie dzwoniła do siostry i zapytaniami. Każdy ruch dziecka,
każdą zachciankę, wszystkie problemy musiała skonsultować z Olallą, gdyż
uważała ją za wyrocznię w tych sprawach. Miała doświadczenie, ale nieduże. Mimo
wszystko wywoływało to w brunetce miłe odczucia i już wyobrażała sobie jak
będzie wyglądało jej życie, kiedy potomek Sary i Ikera przyjdzie na świat.
Wówczas stanie się chyba chodzącą encyklopedią!
- Masz pozdrowienia od Sary! –
krzyknęła w stronę drzwi wychodzących na ogród, w którym siedział Sergio.
Mężczyzna odmachnął jej tylko ręką na znak, że zrozumiał. Pochłonięty był
lekturą, którą dostał od lekarza Olalli. Dziecko miało przyjść na świat lada
moment i nie mógł pozwolić na to, aby był niedouczonym tatą. Codziennie – przed
treningiem, po treningu, na zgrupowaniach, przed snem, przy obiedzie – poddawał
się lekturze książki o noworodkach. Sam się zdziwił jak to wszystko jest
skomplikowane – zmienianie pieluszek, kąpiele, ubieranie, różne talki, oliwki…
Sergio był w szoku, że od teraz będzie to należało do jego obowiązków i będzie
musiał się tego wszystkiego nauczyć. Pocieszały go słowa Olalli, że
pielęgniarki w szpitalu na pewno im wszystko wytłumaczą. Ale wiadomo, że
człowiek najszybciej uczy się w praktyce, a co najgorsze – uczy się na własnych
błędach!
- Olalla, a co będzie jak utopię
dziecko? – zapytał całkiem poważnie, wchodząc do kuchni. Dziewczyna stała przy
blacie i kroiła warzywa na zupę. Kiedy usłyszała zaskakujące pytanie Sergio,
omsknął się jej nóż, przez co zraniła się w palec. Machinalnie wzięła go do
ust, aby zatamować krwawienie.
- Co?
- W tej książce napisali, że
kąpiel jest bardzo ważna. Boję się, że je utopię.
- Ale ty głupoty gadasz – rzekła,
mocząc palec w zimnej wodzie. – Uspokój się, nie będzie tak źle. Ja je mogę
kąpać, a ty będziesz robić coś innego.
- Uff… Kamień z serca. O,
skaleczyłaś się? – zapytał, stając za Olallą i przyglądając się jej walce z
krwawiącą raną. Dziewczyna z politowaniem pokręciła głową, poczym zmierzyła go
wzrokiem.
- Tak, Sergio. Myślę, że jakbyś
zadawał bardziej przemyślane pytania, to uniknęłabym wielu niepotrzebnych
wypadów. – Hiszpan wzruszył ramionami i ruszył w kierunku ogrodu.
- Za ile obiad?
- Pół godziny.
- To ja jeszcze poczytam – rzucił,
wychodząc.
Z jednej strony można było
zrozumieć zdenerwowanie Sergio. Był mężczyzną, nigdy nie miał styczności z
dziećmi, obawiał się wielu rzeczy, bo wszystko było dla niego całkiem nowe.
Jednak Sergio zawsze był dobrym człowiekiem, podejmował wyzwania i często się z
nich wywiązywał. Dla niego nie było rzeczy niemożliwych, dlatego Olalla śmiała
przypuszczać, że wszystko będzie dobrze. Ale z drugiej strony jego rozchwianie
emocjonalne powodowało, że i ona się stresowała. A przecież przed nią stało o
wiele trudniejsze zadanie, bo przecież musiała to dziecko urodzić. Bała się
bólu, o którym tyle słyszała. Miała tylko nadzieję, że Sergio będzie przy niej
w tym momencie. Potrzebowała kogoś, kto potrzymałby ją za rękę i mówił, że
świetnie sobie radzi. Taka niby prosta rzecz, a jednak utrzymać Sergio w
przytomności, w takiej sytuacji, graniczyło z cudem. Olalla naoglądała się
filmów i sądziła, że jej ukochany podzieli los filmowych bohaterów. Zemdleje
zaraz po ujrzeniu pierwszej kropli krwi. Wzięła głęboki wdech i pogodziła się
ze swoją dolą. Powoli będzie musiała przyzwyczajać się do myśli, że zostanie
sama na porodówce.
Nagle poczuła dziwny ból. Zamknęła
oczy i próbowała uregulować oddech. Termin porodu wyznaczony był dopiero za
trzy dni, ale lekarz uprzedzał ją o skurczach i fałszywych alarmach. Zachowała
spokój, powtarzając w myślach „jeszcze
nie teraz, jeszcze nie teraz”. Zaprzestała gotowania i usiadła na kanapie.
Kolejny skurcz.
- Sergio! – zawołała. – Sergio! –
Lecz chłopak nie reagował. Spojrzała w stronę ogrodu i zobaczyła ukochanego,
jak leży na leżaku i śmieje się do książki. – Sergio, do cholery jasnej,
słyszysz mnie?!
Hiszpan podniósł wzrok znad
lektury i zmarszczył czoło. Nie był pewny, czy ktoś go wołał, ale postanowił to
sprawdzić, dlatego wrócił do domu. Zobaczył Olallę siedzącą na kanapie,
trzymającą się za brzuch, miarowo oddychającą. Jej mina nie zwiastowała niczego
dobrego. Doskoczył do niej i klęknął tuż obok. Na jego twarzy malowało się
przerażenie.
- Sergio, musimy jechać do
szpitala. Ja chyba rodzę.
- CO?! CO TY ROBISZ?!
- Rodzę, Sergio. Uspokój się i
posłuchaj mnie.
Chłopak zrobił wielkie oczy.
Wpatrywał się w usta dziewczyny, które co chwilę zmieniały kształt. Coś do
niego mówiła. Mówiła! Tylko co? O co jej chodzi? Dlaczego mówi tak cicho? Co
się tutaj dzieje?
Olalla rodzi. Cholera jasna, ona rodzi. I co ja mam teraz zrobić? Jak
się zachować, co powiedzieć? Może potrzymam ją za rękę… Tak, to genialny pomysł!
– pomyślał i chwycił dziewczynę za dłoń.
- Sergio, słyszysz mnie?
Słyszysz? Tak, słyszę? – Całkowicie sfiksował. Cholera, przecież ona nie czyta mi w myślach…
- Tak – rzekł w końcu.
- Na górze jest moja torba. Leży w
sypialni pod łóżkiem – powiedziała, dokładnie akcentując każde słowo. Sergio
był w takim stanie, że wszystko trzeba było mu tłumaczyć łopatologicznie. –
Jest niebieska z białymi paskami. Pamiętasz? Pakowaliśmy ją razem, na wszelki
wypadek takiej właśnie sytuacji. Pamiętasz?
- Tak – odparł, machając
twierdząco głową niczym piesek z „latającym” łbem, którego zazwyczaj ludzie
stawiali sobie z tyłu samochodu. – Sypialnia, łóżko, torba, pamięć.
- Przynieś ją.
- Tak – odpowiedział, nie
zaprzestając machania głową. Nie spuszczał z niej oka, starał się skupić na jej
słowach, ale tak jakby nic do niego nie docierało. W jego głowie rozchodziło
się echo, jednym uchem coś wpadało, a drugim wypadało.
- Sergio! Przynieść torbę!
- Co? Ah, tak. Torbę. Racja. –
Chłopak pognał na piętro, potykając się o własne nogi na schodach. W ogóle nie
zdawał sobie sprawy ze swojego zachowania. Obejrzał się za siebie, spojrzał na
Olallę i posłał jej głupkowaty uśmiech.
- Boże, kim Ty mnie pokarałeś… -
Dziewczyna spojrzała w górę i wywróciła oczyma.
Potrzebuję torbę. Niebieską torbę – pomyślał, wchodząc do sypialni.
Gdzie ona jest? W szafie? Nie, tu jej nie
ma. Za drzwiami? Też nie. Cholera jasna, gdzie jest ta przeklęta torba? O, tu
coś jest. – Sergio podszedł do fotela i wyciągnął zza niego czarną walizkę.
Hm… A ona nie miała być niebieska?
- Sergio! Pod łóżkiem! – usłyszał
nagle głos Olalli dobiegający z salonu. Chłopak uderzył się w głowę i sięgnął
po leżącą pod łóżkiem niebieską torbę. Chwilę później stał już przy Olalli,
która z każdą minutą wyglądała coraz gorzej. Na jej skroniach pojawiły się
pierwsze krople potu, a w oczach dostrzegł coś przerażającego – złowrogość,
niecierpliwość i gniew.
- Jedziemy – rzekł i pomógł jej
się podnieść z kanapy. Ostrożnie poprowadził ją w stronę drzwi.
- Sergio, kluczyki.
- Co?
- Do samochodu. Są na komodzie.
- Ah, tak! – Jak oparzony
odskoczył od Olalli i upuścił torbę, z której wysypała się zawartość.
Dziewczyna złapała się za głowę. Nie była w dobrych rękach. W myślach pytała
samą siebie, dlaczego nie ma tutaj Sary, gdzie jest Iker, Mesut? Ktoś konkretny
i odpowiedzialny! Ktoś kto ją uratuje. Ją i dziecko.
- Sergio, może zamówimy taksówkę,
co? Wydaje mi się, że nie zapanujesz nad samochodem.
- Co ty, Oli? O czym ty mówisz –
powiedział, zbierając rozrzucone przedmioty. – Jedziemy, bez gadania. Ja jestem
jak Kubica! Dwie minuty i jesteśmy na miejscu.
- Właśnie tego się boję.
- Oli, ty nie panikuj, proszę cię.
Zaufaj mi. Kto jak kto, ale ja krzywdy ci nie zrobię.
- Jesteś pewien?
- Tak jak tego, że mamy wrzesień i
tego, że nazywam się Sergio Ramos Garcia.
- Ale jest pierwszy października –
wyszeptała, wsiadając do samochodu. Przed uruchomieniem silnika pomodliła się z
nadzieją, że będzie dane jej nacieszyć się macierzyństwem.
Olalla od razu wylądowała w sali
szpitalnej. Wokół niej krzątali się w ludzie w zielonych fartuchach. Lekarze i
pielęgniarki wyglądali jak przybysze z obcej plany, bo od stóp po głowy byli
ubrani w kombinezony w kolorze trawy. Sergio także musiał się przebrać, inaczej
nie pozwolono by mu zostać z ukochaną. Po kilkudziesięciu minutach na sali
zjawili się także Sara oraz Iker. Pani Casillas mocno trzymała siostrę za rękę
i powtarzała jej czułe słowa. Wspierała ją całą sobą, wycierała mokre czoło,
odgarniała włosy z twarzy. Chciała dodać jej otuchy, bo wyobrażała sobie, co w
tej chwili czuje Olalla.
Poród trwał kilka godzin. Brunetka
strasznie się męczyła na łóżku szpitalnym. Co chwilkę ktoś ją badał, dotykał,
jednak nikt nie chciał jej ulżyć i podać środka znieczulającego. Myślała, że
zwariuje, a następnie umrze, bo ból rozsadzał ją od środka.
Kiedy ból sięgnął apogeum i
wydawało się, że dziecko niebawem wyjdzie na świat, Olalla złapała Sergio za
rękę i wycedziła przez zęby:
- Sergio, jeśli jeszcze raz
kiedykolwiek mnie zapłodnisz, to przysięgam ci, że osobiście urwę ci jaja!
Zbaraniał. Spojrzał pytająco na
Sarę, która stała po drugiej stronie łóżka i wyczekiwał na jakąś reakcję
przyszłej szwagierki, jednak ta uśmiechnięta się tylko. Niezręcznie było jej
nabijać się w tej sytuacji, dlatego ukryła twarz w rękawie katany.
Po kilku godzinach na świat
przyszedł śliczny chłopczyk. Sergio nie dotrwał do tej chwil, gdyż tak jak
przypuszczała Olalla, padł przedwcześnie. Mimo wszystko dziewczyna była
szczęśliwa, bo kiedy noworodek wylądował na jej ramionach poczuła, że życie
ludzkie ma sens. Od teraz wszystko, co w życiu przyjdzie jej robić, będzie
robić z myślą o dziecku, dla niego będzie się starać być lepszym człowiekiem i
to ten maluch będzie sensem jej egzystencji. Zostanie totalnie podporządkowana
tej małej istotce, i jej – kobiecie niezależnej – w ogóle nie było z tym źle.
Wręcz przeciwnie!
Pogłaskała chłopczyka po główce i
stwierdziła, że jest piękny. Bo co innego może pomyśleć matka o swoim dziecku?
Ale w tym noworodku było coś specyficznego, coś niepowtarzalnego, dlatego nie
bała się jasno stwierdzić, że to najpiękniejsze dziecko na świecie.
- Cześć – szepnął Sergio wchodząc
do jej pokoju. Pocałował ukochaną czule w czubek głowy i spojrzał na śpiące
zawiniątko, znajdujące się tuż przy jej piersi. – Jak się czujesz?
- Szczęśliwa – odpowiedziała mu z
uśmiechem. Chłopak spojrzał na dziecko, a jego wzrok momentalnie się rozczulił.
Dało się zauważyć łzy w jego oczach, jednak trzymał się dzielnie i nie
pozwolił, aby krople ujrzały światło dzienne.
- Byłaś bardzo dzielna. Jestem z
ciebie dumny.
- Rozmawiałeś z lekarzami?
- Tak. Za kilka dni możecie wracać
do domu. Nie mogę się tego doczekać. Jak myślisz, kiedy będę mógł zagrać z nim
w piłkę? – zapytał, poprawiając chłopczykowi czapeczkę.
- Chyba nieprędko.
- Jest taki śliczny. Jak aniołek.
Chyba jest bardziej podobny do ciebie. Ma twój nosek i usta.
- Chyba tak…
Olalla patrzyła na Sergio. Był
zafascynowany swoim potomkiem. A przynajmniej w tamtym momencie za takiego go
uważał. Obawiała spotkania Hiszpana z dzieckiem, bo na pierwszy rzut oka nie
było widać podobieństwa. W zasadzie mały chłopiec nie był podobny do żadnego ze
swoim potencjalnych rodziców. Najbardziej przypominał Mesuta.
Niestety.
Chłopczyk odziedziczył po ojcu
ciemną karnację, która wywodziła się z tureckich korzeni Mesuta, duże, głęboko
osadzone oczy – i to one najbardziej zdradzały jego pochodzenie. Dziwne było
to, że Sergio się nie zorientował, ale zaślepienie dzieckiem, które uważało się
za własne, może być wytłumaczalne. Olalla miała jedynie nadzieje, że nic i nikt
nie popsuje ich szczęścia. Mesut obiecał się nie wtrącać. Kochał ją i był w
stanie poświęcić dla niej bardzo dużo. Nawet syna. Jednak okrutny świat, w
którym przyszło im żyć, nie jest taki dobroduszny jak Mesut. Zaraz ktoś rzuci
jakąś nic nieznaczącą aluzję, gazety zaczną się rozpisywać o nowym pokoleniu w
rodzinie Ramosów, i Olalla już czuła tę lawinę nienawiści, która na nią spadnie
w brukowej prasie.
„Niewierna Olalla Carbonero”.
„Zdradziła Ramosa z jego
przyjacielem”.
„ Dwóch Królewskich za jednym
zamachem”.
Jakie jest najlepsze wyjście?
Przyznanie się do winy. Ujawnienie romansu, szczera rozmowa, spowiedź – zanim
zajmą się tym dziennikarze.
Tylko jak zacząć? Jak powiedzieć
człowiekowi, którego się kocha, że się zdradziło? Że podczas, gdy on ubolewał i
przeżywał stratę rodziny, ona jak gdyby nigdy nic zabawiała się z jego
najlepszym przyjacielem… Czy taką perfidię można w ogóle wytłumaczyć?
Sergio jej tego nie wybaczy.
Wiedziała to. Zagrała mu na nosie, oszukała, a jak jeszcze doda do tego
opowieść o wakacjach, to rozstanie gwarantowane. Mogła się z tym pogodzić. Ba,
nawet by to zrozumiała, bo sama nie chciałaby być z takim człowiekiem. Ale wówczas
rodziły się nowe problemy…
Czy będzie potrafiła samodzielnie
wychować dziecko? Czy będzie ją stać na utrzymanie ich dwójki? Jak sobie
poradzi bez pracy i perspektyw na przyszłość? Co powie synkowi, kiedy ten
dorośnie i zapyta o tatę?
Tyle pytań, a zero odpowiedzi…
- Sara i Iker kazali cię
przeprosić – powiedział Sergio, nie odwracając wzroku od śpiącego chłopczyka. –
Nie mogą dzisiaj przyjść. Obiecali odwiedzić cię jutro.
- Jasne, rozumiem.
- Nie mogą się doczekać, kiedy was
zobaczą. Sara już prawie jajka znosi – zaśmiał się bezgłośnie. – Ciągle tylko
gada o tobie i… No właśnie… Na jakim imieniu w końcu stanęło?
- Esteban?
- Podoba mi się. Niech będzie.
Esteban Sergio Ramos Garcia. Brzmi dostojnie, nie uważasz?
- Tak – zaśmiała się. – Bardzo.
__________
No cóż... Cały Sergio :)
P.S. Zapraszam także na nowy rozdział na blogu "Kolorowe uczucia".
EDIT: Przepraszam, ale muszę to dodać, bo irytuje mnie pewien szczegół z Waszych komentarzy. Główna bohaterka nie nazywa się Ollaya, tylko OLALLA.
P.S. Zapraszam także na nowy rozdział na blogu "Kolorowe uczucia".
EDIT: Przepraszam, ale muszę to dodać, bo irytuje mnie pewien szczegół z Waszych komentarzy. Główna bohaterka nie nazywa się Ollaya, tylko OLALLA.