25 sierpnia 2012

Rozdział siedemnasty: Dziecko jest chodzącm cudem, jedynym, wyjtkowym i niezastąpionym.


3 MIESIĄCE PÓŹNIEJ

- Dobra, kochana, ja kończę. Muszę ugotować obiad – rzekła Olalla do słuchawki telefonu. – Nie, nie potrzebuję na razie tej torebki, trzymaj ją ile chcesz… No, nie ma za co. To widzimy się jutro, tak? Okey, to do zobaczenia. No, trzymaj się. Dzięki, ty też pozdrów Ikera. Do jutra, pa!
Olalla odłożyła telefon na komodę i uśmiechnęła się sama do siebie. Od kiedy Sara dowiedziała się, że jest w ciąży, to codziennie dzwoniła do siostry i zapytaniami. Każdy ruch dziecka, każdą zachciankę, wszystkie problemy musiała skonsultować z Olallą, gdyż uważała ją za wyrocznię w tych sprawach. Miała doświadczenie, ale nieduże. Mimo wszystko wywoływało to w brunetce miłe odczucia i już wyobrażała sobie jak będzie wyglądało jej życie, kiedy potomek Sary i Ikera przyjdzie na świat. Wówczas stanie się chyba chodzącą encyklopedią!
- Masz pozdrowienia od Sary! – krzyknęła w stronę drzwi wychodzących na ogród, w którym siedział Sergio. Mężczyzna odmachnął jej tylko ręką na znak, że zrozumiał. Pochłonięty był lekturą, którą dostał od lekarza Olalli. Dziecko miało przyjść na świat lada moment i nie mógł pozwolić na to, aby był niedouczonym tatą. Codziennie – przed treningiem, po treningu, na zgrupowaniach, przed snem, przy obiedzie – poddawał się lekturze książki o noworodkach. Sam się zdziwił jak to wszystko jest skomplikowane – zmienianie pieluszek, kąpiele, ubieranie, różne talki, oliwki… Sergio był w szoku, że od teraz będzie to należało do jego obowiązków i będzie musiał się tego wszystkiego nauczyć. Pocieszały go słowa Olalli, że pielęgniarki w szpitalu na pewno im wszystko wytłumaczą. Ale wiadomo, że człowiek najszybciej uczy się w praktyce, a co najgorsze – uczy się na własnych błędach!
- Olalla, a co będzie jak utopię dziecko? – zapytał całkiem poważnie, wchodząc do kuchni. Dziewczyna stała przy blacie i kroiła warzywa na zupę. Kiedy usłyszała zaskakujące pytanie Sergio, omsknął się jej nóż, przez co zraniła się w palec. Machinalnie wzięła go do ust, aby zatamować krwawienie.
- Co?
- W tej książce napisali, że kąpiel jest bardzo ważna. Boję się, że je utopię.
- Ale ty głupoty gadasz – rzekła, mocząc palec w zimnej wodzie. – Uspokój się, nie będzie tak źle. Ja je mogę kąpać, a ty będziesz robić coś innego.
- Uff… Kamień z serca. O, skaleczyłaś się? – zapytał, stając za Olallą i przyglądając się jej walce z krwawiącą raną. Dziewczyna z politowaniem pokręciła głową, poczym zmierzyła go wzrokiem.
- Tak, Sergio. Myślę, że jakbyś zadawał bardziej przemyślane pytania, to uniknęłabym wielu niepotrzebnych wypadów. – Hiszpan wzruszył ramionami i ruszył w kierunku ogrodu.
- Za ile obiad?
- Pół godziny.
- To ja jeszcze poczytam – rzucił, wychodząc.
Z jednej strony można było zrozumieć zdenerwowanie Sergio. Był mężczyzną, nigdy nie miał styczności z dziećmi, obawiał się wielu rzeczy, bo wszystko było dla niego całkiem nowe. Jednak Sergio zawsze był dobrym człowiekiem, podejmował wyzwania i często się z nich wywiązywał. Dla niego nie było rzeczy niemożliwych, dlatego Olalla śmiała przypuszczać, że wszystko będzie dobrze. Ale z drugiej strony jego rozchwianie emocjonalne powodowało, że i ona się stresowała. A przecież przed nią stało o wiele trudniejsze zadanie, bo przecież musiała to dziecko urodzić. Bała się bólu, o którym tyle słyszała. Miała tylko nadzieję, że Sergio będzie przy niej w tym momencie. Potrzebowała kogoś, kto potrzymałby ją za rękę i mówił, że świetnie sobie radzi. Taka niby prosta rzecz, a jednak utrzymać Sergio w przytomności, w takiej sytuacji, graniczyło z cudem. Olalla naoglądała się filmów i sądziła, że jej ukochany podzieli los filmowych bohaterów. Zemdleje zaraz po ujrzeniu pierwszej kropli krwi. Wzięła głęboki wdech i pogodziła się ze swoją dolą. Powoli będzie musiała przyzwyczajać się do myśli, że zostanie sama na porodówce.
Nagle poczuła dziwny ból. Zamknęła oczy i próbowała uregulować oddech. Termin porodu wyznaczony był dopiero za trzy dni, ale lekarz uprzedzał ją o skurczach i fałszywych alarmach. Zachowała spokój, powtarzając w myślach „jeszcze nie teraz, jeszcze nie teraz”. Zaprzestała gotowania i usiadła na kanapie. Kolejny skurcz.
- Sergio! – zawołała. – Sergio! – Lecz chłopak nie reagował. Spojrzała w stronę ogrodu i zobaczyła ukochanego, jak leży na leżaku i śmieje się do książki. – Sergio, do cholery jasnej, słyszysz mnie?!
Hiszpan podniósł wzrok znad lektury i zmarszczył czoło. Nie był pewny, czy ktoś go wołał, ale postanowił to sprawdzić, dlatego wrócił do domu. Zobaczył Olallę siedzącą na kanapie, trzymającą się za brzuch, miarowo oddychającą. Jej mina nie zwiastowała niczego dobrego. Doskoczył do niej i klęknął tuż obok. Na jego twarzy malowało się przerażenie.
- Sergio, musimy jechać do szpitala. Ja chyba rodzę.
- CO?! CO TY ROBISZ?!
- Rodzę, Sergio. Uspokój się i posłuchaj mnie.
Chłopak zrobił wielkie oczy. Wpatrywał się w usta dziewczyny, które co chwilę zmieniały kształt. Coś do niego mówiła. Mówiła! Tylko co? O co jej chodzi? Dlaczego mówi tak cicho? Co się tutaj dzieje?
Olalla rodzi. Cholera jasna, ona rodzi. I co ja mam teraz zrobić? Jak się zachować, co powiedzieć? Może potrzymam ją za rękę… Tak, to genialny pomysł! – pomyślał i chwycił dziewczynę za dłoń.
- Sergio, słyszysz mnie?
Słyszysz? Tak, słyszę? – Całkowicie sfiksował. Cholera, przecież ona nie czyta mi w myślach…
- Tak – rzekł w końcu.
- Na górze jest moja torba. Leży w sypialni pod łóżkiem – powiedziała, dokładnie akcentując każde słowo. Sergio był w takim stanie, że wszystko trzeba było mu tłumaczyć łopatologicznie. – Jest niebieska z białymi paskami. Pamiętasz? Pakowaliśmy ją razem, na wszelki wypadek takiej właśnie sytuacji. Pamiętasz?
- Tak – odparł, machając twierdząco głową niczym piesek z „latającym” łbem, którego zazwyczaj ludzie stawiali sobie z tyłu samochodu. – Sypialnia, łóżko, torba, pamięć.
- Przynieś ją.
- Tak – odpowiedział, nie zaprzestając machania głową. Nie spuszczał z niej oka, starał się skupić na jej słowach, ale tak jakby nic do niego nie docierało. W jego głowie rozchodziło się echo, jednym uchem coś wpadało, a drugim wypadało.
- Sergio! Przynieść torbę!
- Co? Ah, tak. Torbę. Racja. – Chłopak pognał na piętro, potykając się o własne nogi na schodach. W ogóle nie zdawał sobie sprawy ze swojego zachowania. Obejrzał się za siebie, spojrzał na Olallę i posłał jej głupkowaty uśmiech.
- Boże, kim Ty mnie pokarałeś… - Dziewczyna spojrzała w górę i wywróciła oczyma.
Potrzebuję torbę. Niebieską torbę – pomyślał, wchodząc do sypialni. Gdzie ona jest? W szafie? Nie, tu jej nie ma. Za drzwiami? Też nie. Cholera jasna, gdzie jest ta przeklęta torba? O, tu coś jest. – Sergio podszedł do fotela i wyciągnął zza niego czarną walizkę. Hm… A ona nie miała być niebieska?
- Sergio! Pod łóżkiem! – usłyszał nagle głos Olalli dobiegający z salonu. Chłopak uderzył się w głowę i sięgnął po leżącą pod łóżkiem niebieską torbę. Chwilę później stał już przy Olalli, która z każdą minutą wyglądała coraz gorzej. Na jej skroniach pojawiły się pierwsze krople potu, a w oczach dostrzegł coś przerażającego – złowrogość, niecierpliwość i gniew.
- Jedziemy – rzekł i pomógł jej się podnieść z kanapy. Ostrożnie poprowadził ją w stronę drzwi.
- Sergio, kluczyki.
- Co?
- Do samochodu. Są na komodzie.
- Ah, tak! – Jak oparzony odskoczył od Olalli i upuścił torbę, z której wysypała się zawartość. Dziewczyna złapała się za głowę. Nie była w dobrych rękach. W myślach pytała samą siebie, dlaczego nie ma tutaj Sary, gdzie jest Iker, Mesut? Ktoś konkretny i odpowiedzialny! Ktoś kto ją uratuje. Ją i dziecko.
- Sergio, może zamówimy taksówkę, co? Wydaje mi się, że nie zapanujesz nad samochodem.
- Co ty, Oli? O czym ty mówisz – powiedział, zbierając rozrzucone przedmioty. – Jedziemy, bez gadania. Ja jestem jak Kubica! Dwie minuty i jesteśmy na miejscu.
- Właśnie tego się boję.
- Oli, ty nie panikuj, proszę cię. Zaufaj mi. Kto jak kto, ale ja krzywdy ci nie zrobię.
- Jesteś pewien?
- Tak jak tego, że mamy wrzesień i tego, że nazywam się Sergio Ramos Garcia.
- Ale jest pierwszy października – wyszeptała, wsiadając do samochodu. Przed uruchomieniem silnika pomodliła się z nadzieją, że będzie dane jej nacieszyć się macierzyństwem.

Olalla od razu wylądowała w sali szpitalnej. Wokół niej krzątali się w ludzie w zielonych fartuchach. Lekarze i pielęgniarki wyglądali jak przybysze z obcej plany, bo od stóp po głowy byli ubrani w kombinezony w kolorze trawy. Sergio także musiał się przebrać, inaczej nie pozwolono by mu zostać z ukochaną. Po kilkudziesięciu minutach na sali zjawili się także Sara oraz Iker. Pani Casillas mocno trzymała siostrę za rękę i powtarzała jej czułe słowa. Wspierała ją całą sobą, wycierała mokre czoło, odgarniała włosy z twarzy. Chciała dodać jej otuchy, bo wyobrażała sobie, co w tej chwili czuje Olalla.
Poród trwał kilka godzin. Brunetka strasznie się męczyła na łóżku szpitalnym. Co chwilkę ktoś ją badał, dotykał, jednak nikt nie chciał jej ulżyć i podać środka znieczulającego. Myślała, że zwariuje, a następnie umrze, bo ból rozsadzał ją od środka.
Kiedy ból sięgnął apogeum i wydawało się, że dziecko niebawem wyjdzie na świat, Olalla złapała Sergio za rękę i wycedziła przez zęby:
- Sergio, jeśli jeszcze raz kiedykolwiek mnie zapłodnisz, to przysięgam ci, że osobiście urwę ci jaja!
Zbaraniał. Spojrzał pytająco na Sarę, która stała po drugiej stronie łóżka i wyczekiwał na jakąś reakcję przyszłej szwagierki, jednak ta uśmiechnięta się tylko. Niezręcznie było jej nabijać się w tej sytuacji, dlatego ukryła twarz w rękawie katany.
Po kilku godzinach na świat przyszedł śliczny chłopczyk. Sergio nie dotrwał do tej chwil, gdyż tak jak przypuszczała Olalla, padł przedwcześnie. Mimo wszystko dziewczyna była szczęśliwa, bo kiedy noworodek wylądował na jej ramionach poczuła, że życie ludzkie ma sens. Od teraz wszystko, co w życiu przyjdzie jej robić, będzie robić z myślą o dziecku, dla niego będzie się starać być lepszym człowiekiem i to ten maluch będzie sensem jej egzystencji. Zostanie totalnie podporządkowana tej małej istotce, i jej – kobiecie niezależnej – w ogóle nie było z tym źle. Wręcz przeciwnie!
Pogłaskała chłopczyka po główce i stwierdziła, że jest piękny. Bo co innego może pomyśleć matka o swoim dziecku? Ale w tym noworodku było coś specyficznego, coś niepowtarzalnego, dlatego nie bała się jasno stwierdzić, że to najpiękniejsze dziecko na świecie.
- Cześć – szepnął Sergio wchodząc do jej pokoju. Pocałował ukochaną czule w czubek głowy i spojrzał na śpiące zawiniątko, znajdujące się tuż przy jej piersi. – Jak się czujesz?
- Szczęśliwa – odpowiedziała mu z uśmiechem. Chłopak spojrzał na dziecko, a jego wzrok momentalnie się rozczulił. Dało się zauważyć łzy w jego oczach, jednak trzymał się dzielnie i nie pozwolił, aby krople ujrzały światło dzienne.
- Byłaś bardzo dzielna. Jestem z ciebie dumny.
- Rozmawiałeś z lekarzami?
- Tak. Za kilka dni możecie wracać do domu. Nie mogę się tego doczekać. Jak myślisz, kiedy będę mógł zagrać z nim w piłkę? – zapytał, poprawiając chłopczykowi czapeczkę.
- Chyba nieprędko.
- Jest taki śliczny. Jak aniołek. Chyba jest bardziej podobny do ciebie. Ma twój nosek i usta.
- Chyba tak…
Olalla patrzyła na Sergio. Był zafascynowany swoim potomkiem. A przynajmniej w tamtym momencie za takiego go uważał. Obawiała spotkania Hiszpana z dzieckiem, bo na pierwszy rzut oka nie było widać podobieństwa. W zasadzie mały chłopiec nie był podobny do żadnego ze swoim potencjalnych rodziców. Najbardziej przypominał Mesuta.
Niestety.
Chłopczyk odziedziczył po ojcu ciemną karnację, która wywodziła się z tureckich korzeni Mesuta, duże, głęboko osadzone oczy – i to one najbardziej zdradzały jego pochodzenie. Dziwne było to, że Sergio się nie zorientował, ale zaślepienie dzieckiem, które uważało się za własne, może być wytłumaczalne. Olalla miała jedynie nadzieje, że nic i nikt nie popsuje ich szczęścia. Mesut obiecał się nie wtrącać. Kochał ją i był w stanie poświęcić dla niej bardzo dużo. Nawet syna. Jednak okrutny świat, w którym przyszło im żyć, nie jest taki dobroduszny jak Mesut. Zaraz ktoś rzuci jakąś nic nieznaczącą aluzję, gazety zaczną się rozpisywać o nowym pokoleniu w rodzinie Ramosów, i Olalla już czuła tę lawinę nienawiści, która na nią spadnie w brukowej prasie.
„Niewierna Olalla Carbonero”.
„Zdradziła Ramosa z jego przyjacielem”.
„ Dwóch Królewskich za jednym zamachem”.
Jakie jest najlepsze wyjście? Przyznanie się do winy. Ujawnienie romansu, szczera rozmowa, spowiedź – zanim zajmą się tym dziennikarze.
Tylko jak zacząć? Jak powiedzieć człowiekowi, którego się kocha, że się zdradziło? Że podczas, gdy on ubolewał i przeżywał stratę rodziny, ona jak gdyby nigdy nic zabawiała się z jego najlepszym przyjacielem… Czy taką perfidię można w ogóle wytłumaczyć?
Sergio jej tego nie wybaczy. Wiedziała to. Zagrała mu na nosie, oszukała, a jak jeszcze doda do tego opowieść o wakacjach, to rozstanie gwarantowane. Mogła się z tym pogodzić. Ba, nawet by to zrozumiała, bo sama nie chciałaby być z takim człowiekiem. Ale wówczas rodziły się nowe problemy…
Czy będzie potrafiła samodzielnie wychować dziecko? Czy będzie ją stać na utrzymanie ich dwójki? Jak sobie poradzi bez pracy i perspektyw na przyszłość? Co powie synkowi, kiedy ten dorośnie i zapyta o tatę?
Tyle pytań, a zero odpowiedzi…
- Sara i Iker kazali cię przeprosić – powiedział Sergio, nie odwracając wzroku od śpiącego chłopczyka. – Nie mogą dzisiaj przyjść. Obiecali odwiedzić cię jutro.
- Jasne, rozumiem.
- Nie mogą się doczekać, kiedy was zobaczą. Sara już prawie jajka znosi – zaśmiał się bezgłośnie. – Ciągle tylko gada o tobie i… No właśnie… Na jakim imieniu w końcu stanęło?
- Esteban?
- Podoba mi się. Niech będzie. Esteban Sergio Ramos Garcia. Brzmi dostojnie, nie uważasz?
- Tak – zaśmiała się. – Bardzo. 

__________
No cóż... Cały Sergio :)

P.S. Zapraszam także na nowy rozdział na blogu "Kolorowe uczucia".

EDIT: Przepraszam, ale muszę to dodać, bo irytuje mnie pewien szczegół z Waszych komentarzy. Główna bohaterka nie nazywa się Ollaya, tylko OLALLA. 

17 sierpnia 2012

Rozdział szesnasty: Miłość pociesza jak słońce po deszczu.

   - Jesteś nareszcie!
Lotnisko na Ibizie. Niezbyt wielkie, ale zadbane i zatłoczone. Panował ogromny ruch, ludzie przyjeżdżali i wyjeżdżali. Zresztą czemu się dziwić, w końcu jest środek sezonu wakacyjnego. Każdy chce odpocząć od życia codziennego, od trosk i problemów, od pracy… Olalla i jej przyjaciele nie byli wyjątkiem.
Odebrała ją cała ekspedycja powitalna. Oczywiście najbardziej uradowany był Sergio, który nie chciał wypuścić z ramion ciężarnej dziewczyny. Sam jej widok sprawiał, że na jego twarzy pojawiał się wielki uśmiech, a co dopiero fakt, że wreszcie może ją przytulić, pocałować. Ich rozłąka trwała zaledwie tydzień, zdarzało im się, że nie widzieli się znacznie dłużej, ale głównym czynnikiem były tutaj wakacje. Chęć spędzenia urlopu z ukochaną osobą, było czymś naturalnym, zwłaszcza, że wolnych dni Sergio nie miał za wiele. Zaraz po powrocie musiał gnać do pracy, trzeba się wywiązać z podpisanych kontaktów, sesji zdjęciowych, reklam i promocji. Dlatego siedem dni w towarzystwie Olalli to bardzo mało, zwłaszcza, że ta chciała wiecznie coś zwiedzać, spacerować, oglądać. Zero intymności, zero sytuacji „sam na sam”. Ale między innymi za tą żywiołowość ją kochał.
- Jak podróż? – zapytał, zarzucając jej rękę na ramię i idąc w stronę samochodu.
- W porządku, było spokojnie.
- Jadłaś coś?
- Nie, nie miałam ochoty, ale teraz czuję, że chyba mogłabym coś zjeść.
- Zabierzemy cię do naszej ulubionej restauracji – rzekła Sara. – Znaleźliśmy ją przez totalny przypadek. Jest ukryta z tyłu, za budynkami, mało ludzi tam przychodzi, ale jest rewelacyjna. Jedzenie jest po prostu boskie!
- W takim razie nie mogę się doczekać – odpowiedziała z uśmiechem. – Ale najpierw musimy pojechać do hotelu. Muszę się przebrać, bo nie spodziewałam się takiego upału! Jak wy tu wytrzymujecie?
- Kwestia aklimatyzacji – zaśmiał się Sergio.
- Chyba klimatyzacji – wtrącił się Iker. – Ja nie przebywam w miejscach, gdzie nie ma przepływu powietrza lub wiatraków. Najchętniej w ogóle bym nie wychodził z hotelu, tam jest chłodek, ale ta dwójka nie daje mi spokoju – rzekł, spoglądając gniewnie na żonę oraz przyjaciela. – Chodźmy tu, chodźmy tam… Tylko chodzenie im w głowach!
- Nie denerwuj się, bo złość piękności szkodzi – zaśmiała się Sara i pocałowała mężczyznę swojego życia w policzek.
Po krótkiej wizycie w hotelu, przyjaciele udali się do wspomnianej restauracji „El Divinio”. Była taka… zwykła, czyli dokładnie taka jakie Olalla lubiła najbardziej. Bez zbędnych udziwnień, bez bogactwa i przepychu. To proste skromne miejsce, w którym można miło spędzić czas ze znajomymi i dobrze zjeść.
- Żałuj, że nie widziałaś Ikera – zaśmiał się Sergio, podczas opowiadania historii z pierwszych dni ich pobytu na Ibizie. – Zgrywał chojraka, udawał odwagę, szpanował ile wlezie, a jak przyszło do skoku to myślałem, że popuści w portki! – zarechotał, a całe towarzystwo (oprócz Ikera, oczywiście) mu zawtórowało. – Już nawet Sara skoczyła z tego klifu, a ten „stary dziad” się wzbraniał, zastanawiał, przymierzał, raz w prawo, potem w lewo. No ubaw po pachy! Żałuj, że tego nie widziałaś.
- Musiało być zabawnie.
- Wypraszam sobie – rzekł poważnie bramkarz, biorąc do ust porcję ryżu z warzywami. – Ja mam swoje lata! Wy, dzieciaki, możecie sobie szaleć, ale ja, podobnie do Olalli, wolę bardziej stateczne rozgrywki.
- Nudziarz! – krzyknęli jednocześnie Sara i Sergio, przybijając sobie piątki, co Iker skwitował tylko złowrogim warknięciem.
- Nie martw się, pójdziemy razem pozwiedzać ruiny zamkowe. – Olalla pogłaskała szwagra po ramieniu, jednocześnie wystawiając język pozostałej dwójce.
- A tak w ogóle – ocknął się nagle Sergio. – Olallo, miałaś nam zdradzi płeć naszego dziecka. Nie wywiniesz się z tej obietnicy. Ja już nie mogę się doczekać.
- To prawda – zgodziła się Sara. – Trajkocze o tym od kilku dni.
- Zamierzam dotrzymać słowa – rzekła. Z tajemniczym uśmiechem wyjęła z torebki malutki pakunek, w którym skrywała malutkie, dziecięce buciki. Zdawała sobie sprawę, że to banalne, tani chwyt stosowany w każdej komedii romantycznej, ale zawsze chciała to zrobić. Ciekawa była reakcji przyjaciół, ale najciekawsza była reakcji Sergio. Był bardzo spontanicznym mężczyzną, nie krył swoich uczuć, dlatego spodziewała się szału radości i uśmiechu, który nie schodziłby mu twarzy. To jego szaleństwo uwielbiała najbardziej!
Nieśmiało wręczyła pudełeczko Hiszpanowi. Nic nie powiedział. Wpatrywał się w nie niczym w magiczny przedmiot, którego nie umiał zastosować. Dotykał go z prawdziwą, nie udawaną czułością, obchodził się z nim jak z jajkiem i Olalla mogłaby przysiąc, że trzęsły mu się ręce. Uśmiechem zachęciła go do rozpakowania.
Sergio delikatnie pociągnął za czerwoną wstążeczkę. Zajrzał do środka i przed jego oczyma ukazała się para maluteńkich bucików. Niebieskich. Przyglądał im się przed dłuższą chwilę. Przy stoliku panowała napięta atmosfera, bo Sergio jakby zastygł w bezruchu. Każdy spoglądał na siebie z zapytaniem, ponieważ się tego nie spodziewali.
- W porządku? – zapytała w końcu Sara, delikatnie szturchając obrońcę. Chłopak bez słowa pokiwał głową, nie odrywając wzroku od zawartości pudełka.
- Sergio? – Olalla była zdezorientowana. Zapewne go rozczarowała. Wolałby córeczkę. Kilkakrotnie jej powtarzał, że płeć jest bez znaczenia, bo z chłopcem kopałby piłkę i bawił się samochodzikami, a dziewczynkę uczyniłby swoją małą Księżniczką, która byłaby jego oczkiem w głowie. Wiec dlaczego się nie cieszy? Czy nie najważniejsze jest to, że dziecko jest zdrowe? Jakie znaczenie ma płeć, no jakie?
- W porządku – odpowiedział w końcu, bezbarwnym tonem. I wówczas pękł. Pękł niczym bańka mydlana, rozpłakał się jak dziecko. Łzy ciurkiem spływały mu po policzkach, a on bezbronny, zakłopotany i szczęśliwy jak nigdy przedtem, starał się ukryć twarz w dłoniach.
- Sergio… - Olalla wstała od stołu i podeszła do chłopaka. On uczynił to samo. Wpadli sobie w ramiona i razem płakali. Sergio ze szczęścia, a dziewczyna przez niego. Widok zapłakanych mężczyzn od zawsze ją wzruszał.
- Dziękuję – wyszeptał jej do ucha.
Po kilku minutach sytuacja została opanowana. Sergio uspokoił się i łzy zastąpił tak wyczekiwany przez wszystkich uśmiech. Nie mógł się powstrzymać i w barze zamówił kieliszek czystej wódki. Wypił całą zawartość za jednym zamachem, bez popicia, za zdrowie swojego synka.
- A skoro o dzieciach mowa… - powiedziała Sara z tajemniczym uśmieszkiem.
- Nie! – zapiszczała Olalla. – Poważnie? Ty też?!
Brunetka pokiwała twierdząco głową z niepohamowaną radością.
- Sarita!!! – Siostry od razu rzuciły się sobie w ramiona. Nie zabrakło łez wzruszenia i radosnych okrzyków radości. Już teraz zaczęły snuć plany dotyczące dzieci, ich przyszłości, wspólnych zabaw i tym podobnych rzeczy. – Iker, tatuśku! – powiedziała do bramkarza, mocno go ściskając. – Postarałeś się. W samą porę! Gratuluję.
- Dzięki – rzekł, nie zaprzestając uśmiechania się. – To teraz moja kolej. – Iker szybkim krokiem ruszył w kierunku baru, w którym zamówił setkę czystej wódki i wypił ją w sposób preferowany przez Sergio.
Ten wieczór nie mógł skończyć się inaczej niźli libacją alkoholową w wykonaniu chłopaków. Podczas, gdy panie uskuteczniały plotkowanie na wszelkie możliwe tematy, przy stoliku w kącie, panowie pili na potęgę świetnie się przy tym bawiąc. Bo jak można zabronić dwóm dorosłym, szczęśliwym mężczyznom, bawienia się i celebrowania przyszłego ojcostwa? Dlatego też Olalla i Sara przymykały oko na ekscesy piłkarzy i zajmowały się sobą.
- Spodziewałam się, że będzie zadowolony, ale nie sądziłam, że aż tak – zaśmiała się Olalla, upijając łyk koktajlu owocowego. – Za to Ikera nie widziałam tak ubzdryngolonego, chyba od czasu waszego wesela.
- O nie, nawet wówczas trzymał fason.
- Magia wakacji.
- Niech żyje urlop. – Sara chwyciła w dłoń swoją szklankę i stuknęła nią o naczynie siostry.
- Muszę ci coś powiedzieć. – Olalla zrobiła pauzę, gdyż długo zbierała się do tej rozmowy. – Nie byłam na badaniach.
- Jak to?
- Byłam w Toledo. Z Mesutem.
- Co?
- Spotkałam go przez przypadek, w supermarkecie. Pamiętasz, byłyśmy tam razem. Ty poszłaś do kasy, a ja po powidła dla Sergio. Niechcący na niego wpadłam, wyglądał koszmarnie. Był zaniedbany, przygnębiony… Zrobiło mi się go strasznie żal.
- Dlatego postanowiłaś mu pomóc.
- Znasz mnie. Nie mogę przejść obojętnie wobec ludzkiego cierpienia.
- Coś się tam wydarzyło? Coś niepożądanego?
- No…
- O mój Boże! Spałaś z nim? – zapytała, nachylając się nad siostrą.
- Nie, coś ty. – Olalla spojrzała na Sergio, który w tym momencie wznosił toast i niemalże spadł z krzesła. Zaśmiała się cicho, a kiedy ich spojrzenia się spotkały, posłała mu serdeczny uśmiech. – Całowaliśmy się tylko.
- Po co dajesz mu nadzieję? Myślałam, że ta sprawa jest już zamknięta.
- Bo jest. To było nasze pożegnanie. Powiedziałam mu o tym i obiecał, że nie będzie robić żadnych problemów.
- Wierzysz w to?
- Tak. Dlaczego miałoby być inaczej?
- Ano może dlatego, że znów cię omamił. Coraz mniej lubię tego chłopaka…
- Nie przesadzaj. To rozdział zamknięty. Kocham Sergio i to z nim chcę być.
- Nie rozumiem cię, Olalla. Przysięgam, że cię nie rozumiem. Masz wszystko: kochającego faceta, wspaniały dom, dziecko w drodze. Czego ty szukasz u tego Niemca?
- Sama nie wiem… Ale to już koniec.
- Oby, Oli. Oby…

Wakacje na Ibizie dobiegały końca. Ostatni wieczór pary postanowiły spędzić osobno, z racji tego, że wszystkie pozostałe spędzali razem. Mieli dość głośnych imprez, kolacji w restauracjach, spacerów po bulwarze. Odrobina wyciszenia dobrze im zrobi, zważywszy na to, że nie mieli okazji nacieszyć się rajską wyspą samodzielnie.
Na Sergio czekało wielkie wyzwanie. On, zatwardziały kawaler, rozwiązły mężczyzna, namiętny kochanek, miał wydać wyrok sam na siebie. Postanowił się ustatkować, zmądrzeć i poświęcić tylko jednej kobiecie. Co ta miłość robi z ludzi? Pierścionek zaręczynowy grzązł mu w kieszeni od dwóch tygodni. Nie miał pojęcia, co z nim zrobić, jak go wręczyć Olalli, ale przysiągł sobie jednego. Że będzie to tu, na Ibizie, podczas tych wakacji, zanim dziecko przyjdzie na świat.
Para wybrała się na romantyczny spacer po plaży. On, w białych, lnianych spodniach i czarnej koszulce. Ona w zwiewnej, letniej sukience. Spacerowali brzegiem, pod nogami czuli nagrzany przez słońce piasek, od czasu do czasu ich stopy podmywały ciepłe fale, a nad głowami wisiał im piękny księżyc, który oświetlał drogę do hotelu. Trzymali się na ręce, nie szczędzili sobie czułych słów, śmiechów i z rozżaleniem wspominali dawne czasy, kiedy byli jeszcze beztroskimi ludźmi.
- Szkoda, że to koniec – powiedziała Olalla, spoglądając w jego brązowe tęczówki. – Co będziemy robić po powrocie?
- Ja niestety mam pracę. Muszę jechać do Barcelony na nagranie spotu reklamowego, a później czeka mnie wizyta w Londynie. – Dziewczyna westchnęła głośno. Znów czekały ją samotnie dni. – Olalla, chciałbym jeszcze ci coś powiedzieć.
Sergio stanął przed ukochaną i chwycił jej dwie dłonie. To był ten moment. Poczuł w sobie nagły przypływ sił witalnych i teraz nic nie było w stanie odwieść go od zamiaru, który sobie wyznaczył.
- Długo się do tego zbierałem, ale czuję, że podjąłem słuszną decyzję. Wiele razy się zastanawiałem jak to zrobić. Raz myślałem o romantycznej kolacji, potem wymyślałem jakieś cuda, nie widy, ale wówczas przypomniałem sobie jak powtarzasz, że to minimalizm poprowadzi nas do wielkich rzeczy. Także ja, teraz, w obliczu mokrego piasku, szumu morza i blasku księżyca, proszę ciebie, Olallo Carbonero Arevalo, o rękę. – Sergio wyciągnął z kieszeni niewielkie, czarowne pudełeczko. Klęknął przed nią na jednym kolanie i otworzył je, prezentując ukochanej okazały pierścionek z białego złota z niebieskim oczkiem.
Dziewczyna stała jak zaklęta. Nie mogła uwierzyć, że to się właśnie dzieje. Ktoś jej się oświadcza! I to nie byle kto! Była pewna swoich uczuć do Sergio, kochała go, ale nie wiedziała, co na to wszystko powie Mesut. Jego także wciąż darzyła uczuciem. Być może nie takim silnym jak niegdyś, być może nie tak mocnym jak to było w przypadku Sergio, ale mimo wszystko czuła, że zrobi mu się piekielnie przykro, kiedy usłyszy o zaręczynach. Niejednokrotnie podczas pobytu w Toledo powtarzała mu, że między nimi nigdy już nic nie będzie, że kocha Sergio i to z nim chce tworzyć swoją przyszłość. Jednak teraz, widząc klęczącego przed nią Hiszpana, z pierścionkiem w dłoni, naszyły ją poważne wątpliwości.
Nie, nie mogę dać się zwariować. Muszę myśleć o tym, co jest dobre dla mnie i dla dziecka. Przecież ja go kocham. Nad czym się jeszcze zastanawiam? – pomyślała.
- Tak – odpowiedziała, a na jej twarzy pojawił się promienny uśmiech. Sergio podskoczył z wrażenia i w ferworze ekscytacji upuścił pierścionek na piasek.
- O, cholerka – zaklął. – Zaraz go znajdę, nie panikuj. – Chłopak po omacku przeczesał piasek i w końcu odnalazł zgubę. – Mam! – krzyknął, wsuwając pierścionek na palec dziewczyny. Zaraz potem złączyli się w miłosnym uścisku.
Resztę wieczoru spędzili w swojej sypialni. W blasku świec, przy grającym telewizorze, poddawali się czułym pieszczotom. Nie obyło się też bez miłych rozmów dotyczących imienia dziecka, jego przyszłości, szkoły do której pójdzie, zajęć na które będzie uczęszczał… Były to dalekosiężne plany, ale to im nie przeszkadzało. Cieszyli się chwilą. 
- A ślub weźmiemy po porodzie – stwierdził Sergio, odgarniając z jej policzka kosmyk niesfornych włosów. – Tak, żebyś mogła ślicznie wyglądać w sukni ślubnej.
- Widzę, że wszystko już sobie zaplanowałeś.
- Tak. Nie jesteśmy razem za długo, ale tyle już ze sobą przeszliśmy, że znam cię na wylot. Pamiętam jak mi opowiadałaś, że chciałabyś mieć piękny ślub. I będzie taki, obiecuję ci to.
- Kocham cię, wiesz?
- Wiem – odparł, całując ją w nagie ramię. 

__________
No i tak to wygląda... 

P.S. Zapraszam także na nową notkę na moim głównym blogu - Ozilla - Moja twórczość.

3 sierpnia 2012

Rozdział piętnasty: Nasze namiętności często stają się naszymi nieszczęściami.

   Tydzień to stanowczo za mało, aby odkryć wszystkie uroki Toledo. To miasto miało swój specyficzny i unikalny klimat, wielu ludzi od razu zakochuje się w tym miejscu, co Olallę i Mesuta nieszczególnie dziwiło, gdyż sami ulegli jego urokowi. Po kilku poważnych i przygnębiających rozmowach w pierwszym dniu pobytu, temat ich romansu, ich przyszłości, przestał istnieć. W zamian postanowili cieszyć się wycieczką jak para dobrych przyjaciół. Dzięki temu wyjazd stał się znośny, nie brakowało w nim zabaw, śmiechów i dobrego samopoczucia obydwojga ludzi.
Znajomi zwiedzili wszystkie najważniejsze i najwartościowsze miejsca Toledo: katedrę, twierdzę, Castillo de San Servando – średniowieczny zamek nad brzegiem Tagu, przeróżne kościoły i pałace. Jak na tak małe miasto, to jest tu wiele rzeczy do zwiedzania. Jednak pomimo wielu zabytków i wszystkich cudownych budowli, to przyroda robiła największe wrażenie na gościach z Madrytu. Urządzali sobie długie spacery po lesie, w którym zbierali grzyby, a jak już znaleźli krzak z jeżynami to tylko noc była w stanie ich stamtąd odciągnąć. Odkąd Olalla odkryła, że w ciąży ma niesamowity pociąg do owoców leśnych to jadła je kilogramami, a niewyczerpalne i darmowe zasoby malin i jagód były spełnieniem jej najskrytszych marzeń. Jednak pomimo uwielbienia do jedzenia i przyjemności jakie daje, to spacery po łąkach i zbieranie kwiatów było ulubionym zajęciem Olalli. Kochała polną roślinność – maki, stokrotki i chabry były kwiatami, które lubiła najbardziej, i obcowanie z nimi sprawiało prawdziwą przyjemnością. 
- Szybko zleciał nam ten tydzień, nie? – rzekła Olalla, siadając na kanapie w salonie domu letniskowego. – Myślałam, że będzie gorzej, a tymczasem było bardzo miło.
- Też spodziewałem się czegoś innego, ale na szczęście stało się inaczej. To twoja zasługa.
- Nasza wspólna. Obydwoje potrafiliśmy odłożyć swoje prywatne sprawy na bok i bez skrępowania spędzać razem czas, a nawet rozmawiać bez skrępowania o miłości, rodzinie i życiu.
- Chyba mądrzy z nas ludzie.
- Na pewno dojrzali i dorośli, ale z tą mądrością to bym polemizowała – zaśmiała się serdecznie. – To co będziemy robić w ostatni wieczór?
- Może dla odmiany posiedzimy w domu? Rozpalę w kominku, ja napiję się wina, a tobie przyrządzę herbatę według receptury mojej mamy.
- Tą z imbirem i goździkami? – Olalli na samo wspomnienie cudownego napoju pani Gulizar, którym niegdyś częstowała ją w Niemczech, pociekła ślinka, a w oczach zatańczyły iskierki. Mesut zaśmiał się na widok jej niecodziennej reakcji i obiecał przyrządzić nawet podwójną lub potrójną porcję. – W takim razie zostajemy!
Do wieczora nie pozostało wiele czasu, dlatego obydwoje postanowili spożytkować go na pakowanie. Jutro musieli wrócić do Madrytu, a już kolejnego dnia Olalla miała samolot na Ibizę. Sergio bardzo za nią tęsknił, o czym informował ją każdego wieczora przez telefon. Prowadzili bardzo długie rozmowy. Hiszpan streszczał poczynania swoje i pary przyjaciół, a Olalla odwdzięczała mu się tym samym, jednak musiała się nieźle natrudzić, aby jej historie były wiarygodne.
Olalla i Mesut wspólnie przygotowali kolację. Nieźle się przy tym bawili. Obydwoje byli wizjonerami, nie potrzebowali przepisów i potrafili stworzyć „coś” z niczego. Między innymi dlatego lubili gotowanie. Nie rządziły nim żadne reguły, można było poszaleć, wykazać się wyobraźnią. A rozkosz płynąca z jedzenia efektów była nie do opisania.
Dziewczyna usiadła na fotelu stojącym obok kominka, a Mesut spoczął na ciepłym i wygodnym dywanie u jej stóp. Zajadali się przygotowanym jedzeniem i rozkoszowali się przyjemnością płynącą z popijania ulubionych trunków.
- Jakie masz teraz plany? – zapytała Olalla, biorąc do ust kawałek pieczywa czosnkowego. – Jedziesz gdzieś na resztę dni?
- Pewnie! Jadę odwiedzić rodzinę w Niemczech.
- O, pozdrów ode mnie Grace i Mutlu, no i rodziców.
- Jasne. A później chyba wybiorę się do Turcji, na stare śmiecie, i jak starczy czasu to może skuszę się na jakiś wypad z przyjaciółmi, gdzieś w ciepłe miejsce, aby poleniuchować.
- Fajne plany. A właśnie – rzekła, odkładając od ust filiżankę z herbatą. – Mam nadzieję, że żartowałeś z tym wypożyczeniem i odejściem z Realu. Nie chcę żebyś robił to z mojego powodu.
- Nie no, coś ty – zaśmiał się. – Miałem chwilę słabości. Nigdzie się nie ruszam. Byłbym idiotą jakbym z tego zrezygnował.
- Cieszę się – odpowiedziała z ulgą w głosie. Wówczas usłyszała znaną melodyjkę swojego telefonu komórkowego. Uśmiechnęła się na samą myśl o osobie, którą ma na linii, i żwawym krokiem powędrowała do swojej sypialni, gdzie na stoliku nocnym leżała komórka.
Z radością odebrała i przeprowadziła rozmowę z Sergio. Jego wakacje były bardzo udane, non stop opowiadał jej o zabawnych akcjach, w których uczestniczył z Ikerem, o imprezach, o morzu i plaży, na której spędzali całe dnie.
- Nie rozpoznasz mnie, wyglądam jak Murzyn – zarechotał. – Już nie mogę się ciebie doczekać. Jeszcze tylko jeden dzień i znów będziemy razem. Odliczam godziny do naszego spotkania.
- Ja też odliczam.
- A jak badanie? Wszystko w porządku?
- Tak, jak najbardziej. Dzidziuś rozwija się prawidłowo.
- Zdradziłabyś mi w końcu płeć. Sara cały czas się ze mnie śmieje i dokucza mi z tego powodu. Ja rozumiem niespodzianki i tak dalej, ale ja już dłużej nie wytrzymam – jęknął. – Chcę wiedzieć, co mogę kupić mojemu małemu dziecku. Tu jest tyle świetnych rzeczy.
- No dobrze, powiem ci, ale jak się spotkamy.
- Okey, w takim razie przyjeżdżaj, bo tęsknię za wami jak jasna cholera.
- My za tobą też tęsknimy.
Mogli tak godzinami. Ich rozmowy były praktycznie „o niczym”, każde wyznawało sobie miłość, tęsknotę, i żeby było śmiesznie to żadne z nich nie chciało odłożyć słuchawki jako pierwsze. I w ten sposób rozmowy się przeciągały i traciły na swej wartości, nic nowego nie wnosiły, ale były takie miłe i urocze dla tej dwójki, że mogliby je prowadzić codziennie.
Nastała noc. Olalla i Mesut położyli się do łóżek w dobrych nastojach. Piłkarz nieco przymulony poprzez wypite procenty zasnął od razu, co wprowadziło dziewczynę w osłupienie. Już kilka minut po tym jak ułożyła się do snu słyszała chrapanie dobiegające z sąsiedniego pokoju.
Naszła ją chwila refleksji. Sporo myślała o zeszłym tygodniu i o tym, co się tutaj wydarzyło. Była zadowolona z przebiegu wyjazdu. Teraz już nie żałowała swojej decyzji, bowiem mogła na spokojnie, z dala od wszystkiego, wyjaśnić wszystkie sprawy z Mesutem. I musiała przyznać, że poszło im to całkiem zręcznie.
Ta noc nie była dla Olalli przyjemna. Nie mogła zasnąć, wierciła się z boku na bok, przez głowę przebiegało jej tysiąc myśli, a jakby tego było mało zza okna dochodził do niej dziwny dźwięk, który przyprawiał ją o dreszcze. Oczami wyobraźni widziała już bandytę, który skrada się pod ich dom, albo wielkie, dzikie zwierzę pałające rządzą mordu. Chora wizja wstrząsnęła nią na tyle, że postanowiła poprosić Mesuta o pomoc. Delikatnie pchnęła drzwi do jego pokoju i weszła do środka.
- Śpisz? – zapytała szeptem, na co chłopak tylko zmienił pozycję, wydobywając z siebie dziwny dźwięk. – Mesut, śpisz? – Olalla cichutko podeszła do jego łóżka i ujrzała Niemca leżącego na brzuchu na samym środku. – Mesut! – krzyknęła. Chłopak poderwał się z przerażeniem, dźwignął się do pozycji siedzącej i nerwowo rozglądał się na boki. Oczy miał jak pięć złoty i Olalla mogłaby przysiąc, że na początku w ogóle jej nie zauważył. – W moim pokoju słychać jakieś dziwne odgłosy. Boję się. Mogę się z tobą położyć?
Mesut bez słowa opadł na poduszkę, robiąc miejsce dla Olalli. Dziewczyna położyła się do niego plecami i szarpnęła za kołdrę, której miała stanowczo za mało.
- Jestem gruba, potrzebuję więcej – mówiła, ciągnąc za pierzynę.
- Uspokój się, kobieto – rzekł. – Nie dość, że człowiek ją przyjął do własnego łoża, to jeszcze się rządzi.
- Dziękuję – odpowiedziała z uśmiechem, kiedy poczuła, że uścisk chłopaka zelżał.
Tym razem usnęła. I spało jej się nadzwyczaj wygodnie. Ponownie słyszała miarowe bicie serca Mesuta, które niegdyś usypiało je niemalże codziennie. Pamiętała jak bardzo to lubiła, jak to kochała i jak strasznie brakowało jej tego dźwięku, kiedy Niemiec odszedł. A teraz znów z nią był. Już nie jako partner, kochanek, ale jako przyjaciel i Olalla była pewna tej przyjaźni.
Obudziły ją promienie słoneczne wpadające przez okno. Z przymrużonymi oczyma sięgnęła po budzik, przy okazji zrzucając ze stolika niewielką fiolkę z pastylkami. Tą samą, którą Mesut pokazał jej kilka dni temu. Środki nasenne. Szybko podniosła je z podłogi i pomknęła do swojej sypialni niczym błyskawica.
- Gdzie by je schować? – mówiła do siebie i nerwowo rozglądała się po pokoju. – Żeby ich nie znalazł…
Spojrzała na małą buteleczkę, którą trzymała w dłoni i przeczytała etykietę. Witamina C.
- Co?
Oszukał ją! To nie były tabletki, które miały zadać śmiertelny cios, tylko zwykłe witaminy, które miały wzmocnić jego organizm! Olalla nie mogła uwierzyć. Stała na środku pomieszczenia ze wzrokiem utkwionym w brązową buteleczkę, a wewnątrz niej po prostu buzowało! Wykorzystał ją, wmówił jakąś tanią historyjkę, tylko po to, aby ją tu zwabić i przekabacić. Dobrze, że chociaż to mu się nie udało.
Zdenerwowana ponownie poszła do jego pokoju i ściągając z niego kołdrę, krzyknęła:
- Wstawaj, oszuście!
- Co ty robisz?
- Oszukałeś mnie! Wcisnąłeś mi kit, bujdę! Myślałeś, że jestem taka głupia i się nie skapnę?!
- O co ci chodzi, Oli? – zapytał i stanął przed nią odziany jedynie w niebieskie bokserki. Nie miał pojęcia o czym mówi Olalla. Po raz drugi w ciągu kilkunastu godzin obudziła go najbrutalniej jak tylko można, więc nic dziwnego, że był nieco nieobecny.
- I. Nie. Nazywaj. Mnie. Oli. Do. Cholery! – wrzasnęła, akcentując każde słowo i uderzając go za każdym razem w nagą pierś. – Co to jest? – zapytała, pokazując mu tabletki. – Środki nasenne, co? Wiesz co mam teraz ochotę z nimi zrobić? Wszystkie wsypać do tej twojej zakłamanej gęby, ty oszuście! I jeśli o mnie chodzi, to możesz się już nie budzić!
- To nie tak, daj mi się wytłumaczyć – rzekł, chwytając ją w pasie. Olalla była agresywna, nigdy jej takiej nie widział, dlatego chciał ją uspokoić, przede wszystkim dla dobra dziecka. – To był jedyny sposób. Inaczej byś się nie zgodziła.
- Masz rację! A ja myślałam, że się zmieniłeś, że między nami będzie inaczej, dobrze, ale teraz widzę, że to nie ma sensu! Sprawiasz, że zaczynam cię nienawidzić.
Słowa zabolały Mesuta. W jednej chwili miał ochotę obrócić się na pięcie, pobiec nad rzekę i rzeczywiście skończyć ze swoim życiem. Skoro kobieta, którą kochał na zabój ma o nim takie zdaniem, to jaki jest sens w dalszej egzystencji? Jednak coś sprawiało, że miał ochotę zostać, kontrolować jej stan, uspokoić atmosferę. I zrobił tak, w jedyny znany sobie sposób. Mocno chwycił Olallę za ramiona i przyciągnął ją do siebie, zatapiając się w jej ustach. Pocałunek był namiętny i bardzo zachłanny. Pasja aż kipiała. I zdziwił się, kiedy dziewczyna odwzajemniła jego pieszczotę, z taką samą energią.
Bez zawahania zdecydował się na kolejny krok. Chwycił Olallę w pasie i nie zaprzestając pocałunków delikatnie poprowadził ją w stronę łóżka, na które subtelnie ją położył. Nie mógł oprzeć się pokusie pozbycia się odzieży, ale zdał sobie sprawę, że będąc w błogosławionym stanie, Olalli po prostu nie wypada. Uszanował to, mimo iż miał wielką ochotę pójść za całość. Zamiast tego obdarowywał ją milionem pocałunków, błądził dłońmi po całym jej ciele, a w pewnym momencie nawet wyczuł gęsią skórkę na ramionach dziewczyny. Dla niej także nie była to codzienna sytuacja. Obiecała sobie wstrzemięźliwość, stronienie od seksualnych igraszek, więc dlaczego teraz tak łatwo dała się omamić? Czyżby nie zdawała sobie sprawy z tęsknoty za Mesutem? Czy podświadomie jej umysł i ciało pragnęli tego? A może to tylko sposób, aby zaspokoić pragnienia Niemca, aby uświadomić mu, że miał ją w ten sposób ostatni raz; pewnego rodzaju pożegnanie?
Nie zależnie od tego, jakie pobudki nimi kierowały, to nie mieli ochoty przestać. Dobrze się ze sobą czuli, a czas rozłąki, który mieli za sobą, tylko dodawał smaczku całej sytuacji. Stęsknieni, spragnieni swojego dotyku, czułości, namiętności, pozbawieni zahamowań i wstydu, oddawali się pieszczotom, które sprawiały im mnóstwo przyjemności.
I wówczas do uszu Olalli doszedł dzwonek telefonu. Charakterystyczna melodyjka piosenki „Just the way you are” Bruno Marsa, sygnalizowała, że Sergio oczekuje na połączenie. Dziewczyna odsunęła od siebie twarz Mesuta, zmusiła do spojrzenia sobie w oczy i delikatnym głosem, lekko dysząc, szepnęła bardzo cichutko, tak jakby Hiszpan stał tuż obok i podsłuchiwał:
- To Sergio.
- Odbierzesz?
- Muszę.
- Nie musisz – rzekł i pocałował jej szyję.
- Mesut, ja muszę.
Chłopak spojrzał jej głęboko w oczy i ze zrezygnowaną miną odsunął się od Olalli, umożliwiając jej wstanie.
- Twoja sprawa – powiedział, zgarniając kosmyk niesfornych, brązowych włosów z jej policzka.
Olalla spojrzała na Niemca i ujrzała przerażający smutek. Zrozumiał, że nie wygra z Sergio, zawsze był tym drugim i tak już zostanie. Musiało to negatywnie wpłynąć na jego samoocenę, poważnie nadszarpnąć jego pewnością siebie. Dla tak młodego chłopaka, który przez całe swoje życie ma problemy z kobietami, musiał być to cios. Olalli zrobił się go żal.
- A niech cię szlak trafi, Özil – rzekła i wplótłszy palce w kruczoczarne włosy mężczyzny, przyciągnęła jego twarz do siebie, składając namiętny pocałunek na ustach Niemca.

__________
Trochę wcześniej niż zazwyczaj, co spowodowane jest powolnym zmierzaniem ku końcowi :) Mam nadzieję, że Wam się podoba. 

I muszę jeszcze powiedzieć, że uwielbiam Wasze komentarze, bo widać, że Wasze zdania są podzielone, co do głównych bohaterów. Jedni żałują Sergio, drudzy Mesuta (którego po tym rozdziale chyba nikt nie będzie żałować). Pozdrawiam!