6 października 2012

Madryckie Szaleństwo


27 września 2012

Rozdział dwudziesty: Szczęściem jest po­siada­nie dużej, kochającej, dbającej i bar­dzo blis­ko ze sobą związa­nej rodzi­ny.

   Dni zamieniały się w tygodnie, a tygodnie w miesiące. Z każdą kolejną mijającą dobą życie Olalli odzyskiwało swoje dawne uroki i kolory. Znów zaczęło świecić dla niej słońce, uśmiech ponownie pojawił się na jej smutnej dotąd twarzy, nauczyła cieszyć się macierzyństwem. A dlaczego? Ano wszystko dlatego, że otaczali ją wspaniali ludzie. Sara poświęcała siostrze każdą wolną chwilę, zadbała o nią. Pewnego razu urządziły sobie całodzienny wypad do SPA, w którym obie zrobiły się na bóstwa. A kto w tym czasie siedział z dzieckiem? Iker, który przymierzał się do roli ojca. Mesut także nie był obojętny. Z przyjemnością robił zakupy, zabierał Estebana na spacerki, bardzo o niego dbał i pokochał go – co przy poziomie słodyczy małego chłopczyka nie było trudnym zadaniem.
Wszystkie sprawy potoczyły się bardzo szybko. Być może za szybko… Ale w przypadku Olalli miało to dobre skutki, gdyż była odpowiedzialna za syna, a dla niego najważniejsze jest to, aby mama była szczęśliwą i spełnioną kobietą. Zawsze to lepiej jest rozpocząć dzień, kiedy nad ranem wita cię szczery uśmiech rodzicielki, a zamiast przerażającej ciszy w domu rozchodzi się radosny śpiew gotującej mamy. To wpływało na samopoczucie całej rodziny.
Była piękna niedziela. Słońce grzało aż miło, jednak nie było duszno, bo wiał lekki, ciepły wietrzyk. Niedziele były specyficzne, bo wówczas wszystkie parki, kawiarnie i place były oblegane przez mieszkańców i turystów. Czas jakby płynął wolniej. Nikt się nie śpieszył, nikt się nie denerwował. W mieście panowała cudowna, wakacyjna atmosfera, mimo iż był styczeń. Zima w tym roku była wyjątkowo łagodna. Najniższa zanotowana temperatura wynosiła dziesięć stopni Celsjusza i meteorolodzy nie zapowiadali rychłego ochłodzenia. Dla Olalli było to na rękę, gdyż była ciepłolubna. Między inni właśnie dlatego cieszyła się, że przyszło jej żyć w słonecznej Hiszpanii, a nie gdzieś na zimnym wschodzie.
Korzystając z pięknego dnia postanowiła – idąc za przykładem tysięcy mieszkańców – wybrać się na spacer z Estebanem. Wybrała największy i najpiękniejszy park Madrytu. Był dość daleko od jej miejsca zamieszkania, ale przecież nie miała na dzisiaj żadnych planów. Poza umówionym spotkaniem z Mesutem, które zresztą miały odbyć się w tym parku.
Wygodnie rozsiała się na ławce w pobliżu Pałacu Kryształowego. Wyjęła książkę, która ostatnio bardzo ją zainteresowała, i zaczęła czytać. Cieszyła się, że Esteban jest taki spokojny. Dzięki temu, że dużo spał, miała masę wolnego czasu, który poświęcała głównie na relaks.
Elizabeth ujęła w dłonie twarz Romana i spojrzała w jego przenikliwe, szare oczy – przeczytała. – Jej serce przepełnione było miłością do tego mężczyzny. Mężczyzny, który poświęcił całe swoje dotychczasowe życie, czas, pieniądze, dla tej jednej, magicznej chwili. Pragnął dać Elizabeth wszystko, co posiadał, choć w tym momencie było tego niewiele. Miłość robiła z ludźmi dziwne rzeczy, napełniała ich głupotą i lekkomyślnością. Jednak miłość była po prostu wielkim uczuciem, które rozbudzało w ludziach to, co najlepsze.
- O, Olalla! – usłyszała nagle.
Podniosła wzrok znad lektury i spojrzała w stronę znajomego głosu. Ujrzała dwie męskie sylwetki, jednak nie była w stanie zidentyfikować twarzy. Przyłożyła dłoń do oczu, aby zneutralizować oślepiające działanie słońca. Dopiero wówczas rozpoznała stojących nad nią Ikera oraz Sergio.
- Cześć – kontynuował bramkarz. – A co ty tutaj robisz?
- Przyszłam na spacer, ale teraz troszkę odpoczywam przy książce. A wy co robicie?
- Biegamy. Trener stwierdził, że po świętach przybyło nam trochę kilogramów – zaśmiał się, chwytając się za brzuch. – Wpadłabyś do nas, dawno cię nie było.
- Przyjdę w tygodniu. Dziękuję za zaproszenie.
- Śpioch, nie? – rzekł, wskazując na wózek z dzieckiem. Olalla zajrzała do środka i przytaknęła mu z uśmiechem. – Ale to dobrze. Ja się napawam ostatnimi miesiącami ciszy. Jeszcze trzy i przyjdzie moja pora na niańczenie dzieci.
- Będziesz miał mega frajdę – zaśmiała się.
- Na pewno.
Zapadła niezręczna cisza. Wydawało się, że Iker dopiero teraz uświadomił sobie, że znajduje się w towarzystwie dawnego narzeczeństwa. Starali się na siebie nie patrzeć, jednak uwadze Olalli nie umknęło to, że Sergio nieśmiało zagląda do wózka.
- Pójdę po coś do picia. Zaraz wrócę – rzucił Iker, poklepując przyjaciela po ramieniu. Nim Sergio zdołał zareagować, bramkarza już nie było. Nieśmiało spojrzał w kierunku Olalli, spotkał się z jej nerwowym uśmiechem i równie niespokojnym wzrokiem.
- Siadaj – powiedziała w końcu, robiąc mu miejsce obok siebie. – To co ciekawego u ciebie słychać? Dawno się nie widzieliśmy…
- No wiesz… Jakoś to leci. Czasem gorzej, czasem lepiej, ale najważniejsze, że do przodu. A co u ciebie? U was?
- Nie narzekamy.
- Strasznie urósł – rzekł, spoglądając na Estebana.
- Tak. Dzieci w tym wieku szybko rosną. Ma już cztery miesiące.
- Szybko zleciało…
- Bardzo szybko…
Obydwoje mieli wrażenie, że ta rozmowa do niczego nie prowadzi. Wysłuchali już od siebie pustych słów i obietnic bez pokrycia. Po co trwonić czas na coś, co nie ma sensu? Czuli się niezręcznie i niekomfortowo w swoim towarzystwie, i obydwoje w tamtej chwili mieli ochotę na uduszenie Ikera.
- W zasadzie dobrze, że cię spotkałam – powiedziała nagle Olalla. – Chciałabym ci to oddać – dodała, ściągając z palca pierścionek zaręczynowy, który dostała od Hiszpana latem.
- Ah, zapomniałem o tym całkowicie. Ale zachowaj go. Mi się i tak nie przyda, bo nie planuję kolejnych zaręczyn. Straciłem wiarę w kobiety – odparł, spoglądając w ziemię. – Potraktuj to jako prezent urodzinowy, bożonarodzeniowy, czy jakiś inny. Nie wnikam.
- Ale to bardzo kosztowny prezent.
- Pieniędzy mi akurat nie brakuje. Jak zbankrutuję to mi go wówczas oddasz.
- Zabawne… Dlaczego go nie chcesz, Sergio? Przecież jest twój.
- Wiesz czemu? Bo będzie mi o tobie przypominać, a tego nie chcę. Wolę żebyś nosiła go na palcu, niźli miałby wylądować na dnie rzeki.
Olalla westchnęła przeciągle i ponownie wsunęła pierścionek na palec.
- Dziękuję.
- Spoko.
- Cześć! – Nagle za ich plecami pojawił się Mesut. Był zaskoczony widokiem Sergio. Jednak od razu wyczuł, że jest to przypadkowe spotkanie, bo zarówno jedno z nich jak i drugie, czuje się niezręcznie. Jego obecność wywołała w Hiszpanie zdenerwowanie, ponieważ był w zdecydowanej mniejszości. Szybko podniósł się z ławki, przebąknął coś o pilnej sprawie, którą musi załatwić i ruszył w kierunku najbliższego sklepu, do którego miał udać się Iker. – W porządku? – zapytał Niemiec.
- Tak. Biegali z Ikerem po parku i przez przypadek mnie spotkali.
- Aha… A gdzie Iker?
- Poszedł po wodę – odparła, wskazując niewielką, niebieską budkę, z której właśnie wyszedł bramkarz Królewskich. – A co to za przesłuchanie?
- Tak tylko pytam.
- Załatwiłeś wszystko?
- Tak, nie było żadnych problemów. To co robimy? Obiad?
- Z chęcią.
- To chodźmy!
Mesut brał czynny udział w życiu Olalli i Estebana. Znakomicie sprawdzał się w roli ojca. Z rozkoszą spędzał czas z synkiem na rozmaitych zabawach, na karmieniu i można nawet rzec, że odnajdował przyjemność w zmienianiu pieluch. Nie mieszkał z Olallą, nie spędzał z nią dwudziestu czterech godzin na dobę, ale każdą wolną chwilę poświęcał Estebanowi. Bardzo go pokochał i nie mógł się doczekać, kiedy będzie mógł pochwalić się synkiem swojej niemieckiej rodzinie.
Odwiedził ich w grudniu, podczas świątecznej przerwy. Zabrał ze sobą masę zdjęć, które pokazał rodzicom i rodzeństwu. Byli oczarowani nowym członkiem rodziny i już zapowiedzieli odwiedziny w najbliższym wolnym czasie. Ten pomysł bardzo spodobał się Olalli, gdyż jako przyjaciółka Grace – żony Mutlu, brata Mesuta – spędzała z nimi niegdyś sporo czasu. Zawsze ceniła sobie dobre rady pani Gulizar, która jak nikt inny znała się na leczeniu i kuchni.
Mesut i Olalla nie byli parą. Po ostatnich zawirowaniach dziewczyna nie była gotowa na nowy związek. A tym bardziej na związek z młodym Niemcem. Postanowiła pobyć trochę sama, poczuć jak to jest być szczęśliwą i wyzwoloną singielką. Kiedyś nie potrafiła sobie tego nawet wyobrazić i właśnie dlatego wplątała się w tą całą aferę po rozstaniu z Chadem. A dziś? Dziś była całkiem inną kobietą. Dojrzalszą, bardziej doświadczoną, pewną siebie. I świetnie sobie radziła w tym byciu samą. Teraz śmiała się ze swojego myślenia. Było to takie infantylne i groteskowe.
A Mesut? Mesut bardzo chciał stworzyć kochającą się rodzinę z Olallą i Estebanem. Między innymi dlatego spędzał z nimi tak wiele czasu. Darzył Hiszpankę olbrzymim i głębokim uczuciem. To była miłość od pierwszego wejrzenia, która przetrwała bardzo wiele – począwszy od próby czasu aż po zamieszanie z Sergio i dzieckiem. Nie potrafił jej nie kochać. Za mocno utkwiła mu w sercu i umyśle. Była niczym drzazga – fakt, niezbyt fortunne określenie, ale chyba trafne. Co z tego wyniknie? Czas pokaże, ale czuł, że on nie jest obojętny Olalli. Ona także nadal darzyła go uczuciem, jednak teraz nie chciała brnąć w nowe związki. I całkowicie ją rozumiał. Najważniejsze było to, że ponownie pozwoliła być mu częścią swojego życia, być przyjacielem i powiernikiem tajemnic. Reszta jakoś sama się ułoży…

Olalla usiadła na łóżku, tuż obok rozradowanego Estebana. Dziewczyna łaskotała go po brzuszku i bródce, robiła śmieszne miny i zmienionym głosem, niczym postać z kreskówki, powtarzała komplementy pod adresem chłopczyka.
- Kto jest najśliczniejszym synkiem mamusi? – zapytała, dmuchając w jego brzuszek.
Chłopiec śmiał się radośnie i machał kończynami na wszystkie strony. Ten widok przepełniał szczęściem serce Olalli. Esteban stał się jej oczkiem w głowie, kochała go z całych sił i nie wyobrażała sobie, że mogłoby go nie być.
Patrząc z perspektywy czasu była niezwykle zadowolona z głupstw, które zrobiła w swoim życiu. Wielokrotnie zastanawiała się, gdzie by była, gdyby nie to wszystko. Zapewne pochłonięta byłaby przez karierę zawodową, goniłaby za bogactwem oraz samorealizacją, i przez myśl nie przeszłoby jej, że realizować można się także poprzez rodzinę. Niegdyś była sama. Zrezygnowała z kontaktów z rodzicami, nie potrafiła być jak oni. Miała tylko siostrę. I pomimo tego, że Sara była najlepszą siostrą na świecie, to nie zawsze były do swojej dyspozycji. Każda z nich miała własne życie, własne problemy, rodzinę. A teraz miała Estebana. I niezależnie od tego, co się będzie działo, to syn zostanie z nią na dobre i na złe, bo Olalla uczyni wszystko, aby nie pójść w ślady swoich rodziców.
Nagle po mieszkaniu rozległo się pukanie. Dziewczyna doskonale wiedziała, kto nadchodzi.
- Idzie tatuś, tak? Idzie do swojego malutkiego synka, no tak!
W podskokach zbliżyła się do drzwi. Nawet nie zaglądała przez wizjer.
- Cześć – powiedział Mesut, swoim charakterystycznym basowym głosem z niemieckim akcentem. – Gotowa?
- Prawie, prawie – odarła z uśmiechem i wróciła do sypialni, aby dokończyć ubieranie Estebana. Założyła mu fioletowy kombinezonik oraz czapeczkę, a na stópki wsunęła malutkie buciki. – Już jestem gotowa – dodała, wkładając Estebana do nosidełka. Zdjęła z wieszaka białą marynarkę, chwyciła niewielką kremową torebkę, którą przewiesiła sobie przez ramię i założyła wysokie buty na obcasie. – Idziemy?
Mesut przytaknął skinieniem i chwyciwszy nosidełko, wyszedł z mieszkania Olalli.
- Miło, że mnie zaprosili, prawda? – powiedział, ściszając radio. Przyjaciele byli w drodze do domu państwa Casillas. Sara oraz Iker zorganizowali przyjęcie na część dziecka, które przyszło na świat dwa tygodnie temu. Mała Julia – tak miała na imię córeczka Casillasów – była silna, zdrowa i bardzo przypominała swoich rodziców. Po tacie odziedziczyła wygląd, a po mamie zadziorny charakterek – nad czym Iker niezmiernie ubolewał, gdyż bezsenne noce dawały mu w kość.
Było to ważne spotkanie, zwłaszcza dla Olalli. Pech chciał, że nie widziała Julii aż do tej pory. Zatrzymało ją przeziębienie, więc chcąc dbać o zdrowie noworodka, musiała się powstrzymać przed odwiedzinami. Przyszło jej to w wielkich bólach, ale jakoś się udało.
- Sara i Iker wiedzą, że się przyjaźnimy. Mimo iż sami nie pałają do ciebie wielką miłością, to mają poczucie, że jesteś ważny dla mnie i Estebana. Jesteś częścią rodziny, a rodzina powinna się tolerować i szanować. Nie widzę w tym nic dziwnego.
- Masz rację. A Sergio też będzie?
- Nie wiem. Zapewne byłoby miło…
Olalla i Mesut zaparkowali samochód przed rezydencją Casillasów. Wśród stojących na podjeździe pojazdów, Mesut rozpoznał kilka z parkingu Santiago Bernabeu. Wydawało się, że przybyli wszyscy przyjaciele Ikera z klubu oraz wiele znajomych Sary ze stacji telewizyjnej, w której pracowała.
- Wreszcie jesteście! – Od progu powitała ich uśmiechnięta i szczęśliwa Sara. Uściskała nowoprzybyłych gości i zaprosiła ich do środka.
- Dla ciebie – rzekła Olalla i wręczyła siostrze prezent dla Julii. Po kilku miłych słowach, po komplementach i krótkiej rozmowie, Sara wróciła do zajmowania się pozostałymi gośćmi, pozostawiając Olallę i Mesuta w kręgu znajomych z Realu Madryt.
Impreza była bardzo udana. Panowała rodzinna i przyjazna atmosfera, ludzie chętnie ze sobą dyskutowali – nie tylko o dzieciach. Olalla poznała wiele fajnych osób m.in. kolegów Mesuta z klubu, w tym Samiego Khedirę, Nuriego Sahina oraz Hamita Altintopa, których Niemiec znał od wielu lat. Nigdy przedtem nie zabiegała o dobre relacje z jego najbliższymi, ale teraz zmieniła zdanie, widząc jak wspaniałych chłopaków ma za przyjaciół.
Ale mimo wszystko największą gwiazdą wieczoru była Julia. Mała dziewczynka od najmłodszych lat kreowana była na prawdziwą królewnę. Jej pokoik był istnym różowym królestwem, ona sama nosiła śpioszki tego samego koloru oraz nosiła uroczą opaskę z kokardką na główce. Tak bardzo urzekło to Olallę, że sama zapragnęła mieć córeczkę.
- Jeśli o mnie chodzi, to nie ma problemu – zaśmiał się Mesut, po usłyszeniu marzenia Hiszpanki.
- Kochani! Rodzinne zdjęcie – krzyknęła Sara i poprosiła wszystkich członków klanu do salonu.
Młoda mama chwyciła swoją córeczkę w ramiona i usiadła na śnieżnobiałej kanapie. Tuż obok niej, na oparciu, przysiadł Iker, od którego duma z dziecka aż biła.
Olalla także zajęła miejsce na kanapie, tuż przy siostrze. Esteban zajął wygodne miejsce na kolanach mamusi. Cała trójka była zachwycona pomysłem Sary. Cały czas ćwiczyli uśmiechy tak, aby fotografia wyszła pięknie.
- Mesut, a ty co? – rzekła nagle Sara. – Nie stój tak, tylko siadaj tu z nami.
- Ja? Ale ja nie jestem z rodziny.
- Co ty gadasz? Jesteś ojcem Estebana? Jesteś! Więc należysz do rodziny – powiedziała z uśmiechem.
Olalla się wzruszyła. Nie sądziła, że jej bliscy przyjmą i zaakceptują Mesuta tak chętnie.
Dłonią wskazała mu miejsce obok siebie. Niemiec z nieśmiałym uśmiechem zajął wskazane miejsce i wystawił białe zęby w stronę aparatu, który – o dziwo – spoczywał w dłoniach Sergio. Hiszpan jakby niewzruszony przyglądał się całej sytuacji. Wydawało się, że pogodził się ze wszystkim i zapomniał. Szczęście Olalli nie sprawiało mu już bólu i było to piękne, bo swoją postawą dawał przykład i udowadniał, że w miłości najważniejsze jest przebaczenie. Nikt nie wiedział jakie jeszcze uczucia skrywa w sercu względem Olalli, ale jedno było pewne – był wspaniałym człowiekiem i dla Olalli zaszczytem była możliwość poznania go.
- Uśmiech! – krzyknął i nacisnął guzik.
Na zdjęciu była szczęśliwa rodzina, mająca swoje problemy i zmartwienia, ale mająca także siłę, która te kłopoty potrafi zniwelować. Rodzina przepełniona miłością do wszystkich, potrafiąca przebaczać i akceptować swoje słabości. Rodzina szczęśliwa, a przede wszystkim spełniona. 

KONIEC
__________
Naciągana ta końcówka, ale chciałam zakończyć dobrze.
Strasznie ciężko mi jest zakończyć to opowiadanie, a jak pomyślę, że za chwilę mam postawić ostatnią kropkę tej przemowy, to aż mnie ściska w środku :(
Dziękuję Wam za wszystkie odwiedziny i ciepłe słowa, za liczne komentarze oraz wsparcie. Zachowanie Olalli wywoływało u Was skrajne uczucia, z czego się cieszę, bo to znaczy, że była charakterystyczna (a ja mam problem z tworzeniem charakterystycznych postaci). Mam w planach kolejne opowiadanie o Mesucie (nie przestanę Was nim mężczyć ;P), ale nie wiem, kiedy ruszę, bo teraz mam ochotę na coś innego. Jedno jest pewne, że nieco cofnę się do przeszłości i opowiadanie będzie się toczyć w 2010 roku, rozpocznie się jeszcze przed transferem do Realu. To tyle...

Teraz rozpocznę opowiadania "Życie zna odpowiedzieć" z Kaką oraz "Himmel hilf" z Michaelem Ballackiem. Zapraszam na zapoznanie się z prologami. Mam nadzieję, że się tam spotkamy :) 
Pozdrawiam!

P.S. Jeśli ktoś informował mnie o nowościach w SPAMowniku, proszę, aby od tej pory robił to w podobnym miejscu na blogu Himmel Hilf. Z góry dziękuję :)

16 września 2012

Rozdział dziewiętnasty: Charakter człowieka jest jego przeznaczeniem.

   Olalla miała ciężką noc. Bardzo długo nie mogła zasnąć, ciągle myślała o Sergio, Mesucie i Estebanie. Ostatnie wydarzenia spowodowały, że w jej głowie zapanował potworny bałagan, którego nie umiała posprzątać. Nabroiła i doskonale zdawała sobie z tego sprawę, dlatego nie próbowała się usprawiedliwiać i nie zamierzała prosić chłopaków o wybaczenie. Jednym dobrym wyjściem, które wówczas zauważała, było usunięcie się w cień. Jak Mesut.
Wróci do swojego małego mieszkanka, z dzieckiem, które postara się pokochać i wychować jak najlepiej potrafi. Zaciągnie pokaźny kredyt u siostry, który będzie spłacać przez kilkanaście lat, bo przecież nie może zostawić tak małego dziecka samego w domu. Przynajmniej na razie. A jak dziecko podrośnie to pomyśli o żłobku lub opiekunce, i wówczas poszuka sobie jakieś pracy, dzięki której będzie mogła zapewnić byt sobie i Estebanowi.
Plan jakże prosty, ale mimo wszystko trudny do zrealizowania. Samotnym matkom jest ciężko, zwłaszcza w dobie kryzysu i bezrobocia. Jednak już niejednokrotnie w życiu była zdana tylko na siebie. Przyszedł czas, aby pokazać światu kobiecą siłę i udowodnić wszystkim dookoła, że ona też potrafi. Nawet za cenę samotności.
- Cześć, kochana. – Sara przywitała się z siostrą promiennym uśmiechem. Ta sprawa też ją przerastała, bo nie chciała, aby siostra tak cierpiała, dlatego starała się dodać jej otuchy takimi prostymi gestami jak uśmiech. Pomimo tego, że bardzo jej współczuła, to uważałam, że Olalla sama naważyła sobie tego piwa, które teraz musi wypić. Niemniej jednak pomoże jej, bez względu na wszystko. – Jak samopoczucie?
- Beznadziejnie.
- Nie martw się. Dzisiaj wychodzisz z tego szpitala. W domu na pewno poczujesz się lepiej – rzekła, głaskając ją po głowie. – Esteban gotowy?
- Tak, pielęgniarka za moment ma go przynieść. Iker, rozmawiałeś z Sergio?
- Tak…
- I co?
Chłopak spojrzał na Olallę i smutno pokręcił przecząco głową. To jasny sygnał. Związek Hiszpana i Olalli się rozpadł. On nie chce jej widzieć, co jest oczywiście zrozumiałe. Dziewczyna spodziewała się tego, ale mimo wszystko poczuła bolesne ukłucie w sercu. Do oczu napłynęły jej łzy. Jej bezsilność sięgnęła zenitu, miała wrażenie, że zaraz kolana się pod nią ugną. Oto traciła coś, na czym jej bardzo zależało. Olalla szybko znalazła ukojenie w ramionach siostry, która starała się ją pocieszyć, ale nie było to proste zadanie.
- Dobra, słuchajcie, nie ma co tu sterczeć i użalać się nad sobą. Tak musiało być – rzekła Olalla, wycierając łzy z policzków. Poprawiła włosy, otrzepała ubranie i zapakowała do torby ostatnie swoje rzeczy, które przez te kilka dni zgromadziła w szpitalu. – Dziękuję wam za wszystko. Gdyby nie wy, to pewnie bym nie wytrzymała tego wszystkiego – dodała, ściskając jeszcze raz swoich bliskich. – Iker, wiem, że jesteś przyjacielem Sergio i zapewne ciężko ci mnie zrozumieć. Zawsze będziesz stać po jego stronie, ale jesteśmy rodziną i chyba musimy jakoś nauczyć się z tym żyć, nie? Nie chcę psuć naszych rodzinnych relacji, bo my z Sarą mamy tylko siebie i zależy mi na dobrych stosunkach z wami.
- Jasne, jesteśmy dorosłymi ludźmi. Jeśli o mnie chodzi, to na pewno nie będę robić żadnych problemów.
- Cieszę się. Dziękuję.
- Dzień dobry – rzuciła radośnie pielęgniarka, wchodząc do sali. – Przyniosłam najsłodsze dziecko na oddziale. Wszystkie moje koleżanki ubolewają, że pani już je od nas zabiera. Tak spokojnego i cichego dziecka dawno tu nie było.
- Chyba ma to po tacie – zażartowała Sara, za co od razu została spiorunowana wzrokiem przez Olallę i Ikera. Zdała sobie sprawę ze swojej gafy, dlatego uśmiech szybko zniknął z jej twarzy, a w zamian pojawił się grymas zwiastujący przeprosiny.
- Dziękuję, pani – powiedziała Olalla, odbierając od starszej kobiety Estebana.
- Niech się zdrowo chowa. Do widzenia.
- Do widzenia – odpowiedzieli chórem. – Możemy jechać? – zapytał Iker.
- Ale tak właściwie, to dokąd? Zabraliście moje rzeczy?
- Tak, zawiozłem wszystko do twojego mieszkania, ale jak chcesz to możesz na razie zostać u nas…
- Nie, nie będę wam zawracać głowy, tym bardziej, że mam małe, płaczące dziecko. Zawieście nas do mojego mieszkania…
- To nie problem – przekonywała Sara.
- Postanowiłam. Dziękuję wam za wszystko, ale w tej sytuacji potrzebuję trochę samotności.

Mieszkanie, w którym niegdyś żyła Olalla, a w które później wynajmowała młodemu studentowi, było dalekie od ideału. Nie wyglądało tak jak wcześniej. Meble były poprzestawianie, niektóre rzeczy były zniszczone. Jednak teraz to nie miało znaczenia, bo to było jej mieszkanie, w którym spędziła wiele czasu i w którym przyjdzie jej żyć i wychować Estebana. Nie była to odpowiednia dzielnica dla dzieci, jednak w tej sytuacji nie wypadało wybrzydzać. Trzeba sobie jakoś radzić z tym, co się ma.
Iker i Sara spędzili z Olallą trochę czasu. Pomogli jej w porządkach i ustawianiu dziecięcych mebelków w sypialni. Ten pokój nie grzeszył swoją wielkością, a teraz wydawał się jeszcze być mniejszy. Pozostało się przyzwyczaić, bo teraz przecież nic nie będzie takie samo…
Gdy wyszli Olalla poczuła się tak samo, jak półtora roku temu, kiedy to wróciła z wesela swojej przyjaciółki Grace. Wróciła z Niemiec, gdzie poznała Mesuta i gdzie tak naprawdę wszystko się zaczęło. Wróciła smutna i samotna, bo jej dawny chłopak – Chad – zostawił ją. Pamięta jak potwornie się wtedy czuła, upokorzenie i wstyd nie odstępowały jej na krok. I jeśli wyobrazi sobie, że zrobiła to samo Sergio, mężczyźnie, którego kochała, czuła do siebie obrzydzenie i wstręt. To tylko potwierdzało jakim potworem się stała, jak złym człowiekiem była, i spoglądając na niewinnie śpiącego Estebana uroniła łzę, bo uświadomiła sobie jak tragiczny los sprawiła niewinnemu dziecku.
Dni mijamy, a w życiu Olalli niewiele się zmieniało. Tkwiła samotnie w swoim mieszkaniu, na zmianę karmiąc dziecko i zmieniając mu pieluchy. Nie potrafiła odnaleźć szczęścia w macierzyństwie. To tylko kolejne obowiązki, które przyszło jej wypełniać. Obowiązki, które miały sprawić, aby ta bezbronna istotka przeżyła. Wiele słyszała o tak zwanej depresji poporodowej i wydawało jej się, że właśnie to ją dopadło, lecz nie potrafiła poprosić o pomoc. Już i tak czuła się paskudnie, bo była zdana na łaskę siostry. Sara była na tyle kochana, że pomagała młodej mamie – robiła zakupy, załatwiała sprawy w urzędach, pomagała przy domowych porządkach, gotowaniu. Olalla wiele jej zawdzięczała i nie wiedziała jak się zrewanżować.
Sama Olalla nie wyglądała najlepiej. W przeszłości oglądając młode matki na spacerach ze swoimi pociechami, podziwiała ich radosne twarze, uśmiechy, piękne włosy, które w okresie ciąży bardzo się kobietom poprawiają. I ze smutkiem stwierdzała, że w niczym nie jest do nich podobna. Jej cynamonowa niegdyś skóra zbladła, brakowało jej witalności i koloru, stała się szorstka i nieprzyjemna. Zgasł blask w oczach, a w zamian dostała wory, które są skutkiem płaczu i nieprzespanych nocy. W zaniedbanych włosach pojawiły się kołtuny i rozdwojone końcówki.
Jednak nie to było dla niej najgorsze. Przed ciążą miała świetną sylwetkę, dlatego chcąc ją utrzymać bardzo dbała o siebie przez kolejne dziewięć miesięcy. Skutki się opłaciły, bo po porodzie spotkała się z wieloma komplementami odnośnie swej figury. Ale dołek psychiczny, samotnie mieszkanie i brak radości z czegokolwiek doprowadził ją do kompletnej ruiny, co dało się zauważyć w zaokrąglonym brzuszku i tęższych udach. Olalla nie mogła na siebie patrzeć. Skutecznie omijała wielkie lustro wiszące w przedpokoju, a te w łazience praktycznie zasłoniła. Miała ochotę zniknąć. Zniknąć i nikomu się nie pokazywać. Zniknąć i nigdy nie wrócić…
Rozległo się pukanie do drzwi. Dziewczyna zajrzała do dziecięcego łóżeczka, aby sprawdzić, czy delikwent nie obudził jej potomka. Naciągnęła na jego malutkie ciałko kocyk i poprawiła poduszeczkę. Uśmiechnęła się. I był to jeden z nielicznych momentów jej ówczesnego życia, kiedy na jej ustach gościł ten grymas. Kochała Estebana, pomimo tego, że kojarzył jej się z najgorszym momentem życia.
Cicho podeszła do drzwi i wyjrzała przez wizjer. Na klatce schodowej stał Mesut!
Oparła się o drzwi i wstrzymała oddech. W jej głowie panował teraz prawdziwy huragan. Otworzyć, czy nie? Czego on może chcieć?
- Olalla, wiem, że tam jesteś – powiedział nagle, nie zaprzestając pukania. – Iker mi powiedział, że nie wychodzisz z domu. Otwórz, proszę.
Biła się z własnymi myślami. Dlaczego on pojawia się i znika? Czy on nie może po prostu być lub odejść?
Bez przekonania odsunęła zamek i otworzyła drzwi. Mesut zrobił wielkie oczy na jej widok, zapewne nie spodziewał się, że Olalla tak się zaniedbała. Wiele słyszał od Ikera o jej kiepskich stanie fizycznym i psychicznym, ale to co zastał stanowczo go przerosło.
- Mogę wejść?
- Skoro już przyszedłeś… - odparła, otwierając szerzej drzwi i zapraszając go do kuchni. Chłopak poszedł we wskazanym kierunku z kilkoma reklamówkami zapakowanymi po brzegi artykułami spożywczymi.
- Iker wspominał, że potrzebujesz żywności, więc coś przyniosłem – rzekł, stawiając siatki na stole. Zdjął bluzę i przewiesił ją przez oparcie krzesła. Spojrzał na zdezorientowaną i nieco zaskoczoną minę Olalli, poczym posłał jej nieśmiały uśmiech. – Wiem, że masz problemy, dlatego rozliczymy się kiedy indziej. Niczym się nie przejmuj, nie zbiednieję od małych zakupów.
- Dziękuję, ale co ty tutaj tak właściwie robisz? – zapytała, opierając się o framugę drzwi i zakładając ręce na piersi.
- Rozmawiałem z Ikerem. Martwi się o ciebie.
- Niepotrzebnie – odparła oschle i nalała wody do czajnika. – Wiem, że chce dla mnie dobrze, ale to jeszcze nie powód, żeby zwalać mi cię na głowę – dodała, podpalając gaz i stawiając czajnik na kuchence. – Myślałam, że zakończyliśmy już wszystkie nasze sprawy.
- Chciałem być po prostu miły. W końcu wiele razem przeszliśmy.
Zapadła niezręczna cisza. Olalla usiadła na krześle naprzeciwko Niemca, i spoglądała rozmarzonym wzrokiem na szary krajobraz rozciągający się za oknem.
- Sama jesteś? – zapytał nagle. – Tak cicho, że można powiedzieć, że nie ma żadnego dziecka.
- Esteban śpi.
- Esteban? Ładne imię… A mogę go zobaczyć?
Nagle Olalla zdała sobie sprawę, że Mesut nawet nie widział swojego synka. Nie mogła mu tego odmówić.
- Jest w sypialni. Tylko nie obudź go, proszę.
- Jasne, będę cichutko – odpowiedział podekscytowany i ruszył w kierunku pokoju. Olalla została w kuchni, aby przygotować kawę, na którą miała strasznie ochotę. Miała to szczęście, że nie karmiła piersią, więc mogła sobie pozwolić na wszelkie zachcianki.
Nalewając wrzątek do kubków, usłyszała dobiegające z pokoju szepty Mesuta: „Cześć, Malutki…”, „Jakiś ty śliczny”, „Prawdziwe cudo”. Uśmiechnęła się sama do siebie. Ucieszyła się, że Niemiec jest zadowolony ze swojego synka.
- Jest słodki – powiedział, wchodząc do kuchni. Olalla postawiła przed nim naczynie z wrzącą cieczą i ponownie zajęła miejsce na krześle.
- Nie mogę się nie zgodzić – odparła, upijając łyk czarnego płynu. – Muszę iść do urzędu zmienić mu nazwisko, ale jakoś nie mam motywacji. Nic mi się nie chce ostatnio. Jestem wykończona.
- Właśnie widzę. Nie wyglądasz najlepiej. Esteban daje ci w kość?
- Czasami, ale ogólnie jest spokojnym dzieckiem. Chyba po tobie… - rzekła, a na policzkach Mesuta pojawiły się różowe wypieki.
- A co to za sprawa z tym nazwiskiem? O ile oczywiście mogę zapytać?
- W akcie urodzenia ma wpisane Ramos Garcia, bo początkowo to Sergio miał być jego ojcem. Ale w obecnej sytuacji muszę je zmienić na swoje.
- Ah… A pamiętasz jak mówiłaś, że jeśli wyrażę zgodę to uznasz mnie jako ojca? – Olalla spojrzała na Mesuta wielkimi oczyma. Mówiła tak i naprawdę tak myślała, ale nie spodziewała się, że po tym wszystkim Niemiec będzie chciał ją jeszcze znać. Co prawda zawsze powtarzał, że będzie ją kochać i tym podobne bzdury, ale nie brała tego na poważnie.
- Tak, pamiętam… Naprawdę chciałbyś?
- Oczywiście, to mój syn. Chcę być przy nim i chcę być częścią jego życia. Wiesz, że jeśli Sergio zgodziłby się go uznać i wychowywać, to usunąłbym się. Bo najważniejsze dla mnie było, abyście mieli szczęśliwe życie. Esteban potrzebuje ojca. Będę nim.
Olalla uciekła wzrokiem na okno, gdyż nie chciała, aby Mesut zauważył łzy wzruszenia, które pojawiły się w jej oczach. Po raz kolejny ten chłopak ją zaskakuje. Po tym wszystkim, co mu zrobiła, po tym cyrku, który odstawiła w jego życiu, on przychodzi jak gdyby nigdy nic i oferuje jej swoją pomoc i wsparcie. Olalli ciężko było uwierzyć, że tacy ludzie jeszcze istnieją. Coś nieprawdopodobnego…
- Dziękuję – odpowiedziała w końcu łamiącym się głosem.
- Ej, co ty. – Mesut pogłaskał ją po dłoni i spojrzał głęboko w oczy. – Damy radę.
- Jesteś niesamowity, naprawdę. Niejeden na twoim miejscu zrównałby mnie z błotem, a ty przychodzisz i mówisz, że wszystko będzie dobrze.
- A czemu ma być źle? Jesteś zdrowa, masz cudownego synka, kochającą siostrę i fantastycznych przyjaciół. Masz wszystko, czego potrzeba do szczęścia.
- Dlaczego ty to robisz?
Mesut oparł się o oparcie krzesła. Przez moment wpatrywał się w okno, jednak po chwili wrócił do oczu Olalli i rzekł:
- Bo cię kocham.
Znów zapadła cisza. Co można powiedzieć po takim wyznaniu? Chyba niewiele, bo w normalnych okolicznościach w takiej sytuacji przechodzi się do czynów.
- A odnośnie tego nazwiska to musisz iść ze mną do urzędu – rzekła Olalla, zmieniając temat. – Kiedy masz jakąś chwilę wolną od treningów i innych zobowiązań?
- W czwartek?
- Świetnie! A zdradź mi, proszę, jak układają się twoje relacje z Sergio?
- No wiesz… Było ciężko, ale jesteśmy profesjonalistami. To już za nami, jesteśmy kolegami z drużyny i nie możemy pozwolić, aby sprawy osobiste przyćmiły nam cele zawodowe. Zgranie jest ważne w piłce, dlatego tolerujemy się, szanujemy. Nie ma między nami wielkiej przyjaźni, ale nie kłócimy się już. Oberwałem za swoje i chyba starczy.
- Przepraszam cię za niego. Wtedy, w szpitalu, nie powinien się tak zachowywać.
- Daj spokój, to normalne. Szykowałem się na to, bo zasłużyłem. Nie gadajmy o tym. Powiedz mi lepiej jak jeszcze mogę ci pomóc.
- Mam wszystko, dziękuję – odpowiedziała z uśmiechem.

__________
To już prawie koniec. Jak widzicie wszystko zmierza w dobrym kierunku, a w kolejnym rozdziale już pozamykam wszystkie sprawy. Już teraz ciężko mi się myśli o zakończeniu tego opowiadania, a co dopiero będzie jak rzeczywiście przyjdzie na to czas... Chyba będę płakać. 
Nie przedłużając... Miłego czytania!

6 września 2012

Rozdział osiemnasty: Miłość czyni mężczyznę ślepym.

   Dziecko w rodzinie to prawdziwy cud i wielkie szczęście. Nie tylko dla samych rodziców, ale i dla dziadków, wujków, przyjaciół i znajomych. Mały Esteban nie miał szczęścia do rodziny. Jego matka była obłudną i kłamliwą kobietą, która zdarzała swojego partnera na prawo i lewo. Teoretyczny ojciec to niczego nie świadomy głupiec, któremu można było nawet wmówić, że kosmici istnieją. Z kolei biologiczny tata był tak ślepo zakochany w jego matce, że postanowił usunąć się w cień, zerwać wszelkie kontakty i zapomnieć o jej istnieniu. Uwaga, dla jej własnego dobra!
Z dziadkami także nie miał łatwo. Jedni odeszli przedwcześnie, a drudzy byli tak zapatrzeni w siebie, że nie wiedzieli nawet, co się dzieje z ich córkami, a co dopiero z wnukami. Wydawać by się mogło, że najnormalniejszymi ludźmi z tej całej bandy, są ciocia Sara i wujek Iker, ale oni niebawem będą mieli swoje dziecko, swoje problemy i szybko zapomną o małym, słodkim Estebanie.
I tak przyszło mu wieść żywot w tym zakłamanym świecie, pełnym głupców i idiotów, gdzie każdy patrzy tylko na czubek własnego nosa, a w rezultacie umiera za wcześnie.
Dość marna wizja życia jak dla nowonarodzonego dziecka…
- Cześć, kochana. – W drzwiach stanęła uśmiechnięta Sara z bukietem kwiatów w dłoni. Zza jej pleców wystawał Iker, z kolejnym prezentem, pluszowym misiem dla Estebana. Obydwoje ucieszyli się na widok Olalli, która dzisiejszego dnia wyglądała już o niebo lepiej. Włosy miała upięte w prostego koka, a na twarzy dało się zauważyć lekki makijaż.
Sara podeszła do siostry, przywitała się z nią pocałunkiem w policzek i serdecznym uściskiem. Mężczyzna postąpił podobnie. Odwiedziny pozytywnych ludzi, życzliwych i zawsze uśmiechniętych, dobrze wpływały na Olallę. Chociaż na chwilę w tej nudnej i bezbarwnej sali szpitalnej, pojawiło się słońce.
- Jak się czujesz? Opowiadaj.
- W sumie to w porządku. Na pewno fizycznie jest znacznie lepiej niż psychicznie.
- Nawet nie przytyłaś tak dużo – zauważył Iker. – Nie widzę zbędnych kilogramów.
- Skutki dobrego prowadzenia się w czasie ciąży. I przestań mi się tak przyglądać, bo cię za moment strzelę – zaśmiała się, uderzając go w ramię.
- A jak dzidziuś? Sergio mówił, że moim chrześniakiem będzie niejaki Esteban – rzekła zadowolona Sara. – Chciałabym go już zobaczyć.
- Zaraz do niego pójdziemy – wtrącił się Sergio, który właśnie pojawił się w pokoju ukochanej. – Przyniosłem to – dodał, stawiając na krześle nosidełko dla niemowląt. – Jutro was wypisują, więc przyniosłem już teraz, póki pamiętałem. Idziemy? – zapytał, podnosząc do góry lewą brew.
- Tak, tak… Zaraz wrócimy. – Sara pocałowała Olallę w policzek i wraz z dwójką piłkarzy poszła obejrzeć siostrzeńca.
Droga na oddział z noworodkami nie była długa, ale wystarczyła, aby Sergio wygłosił monolog odnośnie małego Estebana. W zasadzie nie monolog, a mowę chwalebną, gdyż nie mógł zaprzestać zachwycać się dzieckiem.
- Mówię wam, jest bardzo podobny do Olalli. Założę się, że będzie tak samo śliczny jak ona i dzięki temu będzie miał w przyszłości takie branie jak tatuś – zarechotał. – Już teraz dostrzegam w nim wielki potencjał. Nauczę go wszystkich sztuczek, będzie wyrywał laski na potęgę.
- Zlituj się, Sergio – powiedziała Sara, stukając się w czoło. – Skup się lepiej na tym, aby wychować go na dobrego i odpowiedzialnego mężczyznę, a nie bożyszcza niewieścich serc.
- A co ty masz do żigolaków, co?
- Mam do czynienia z tobą, wystarczy mi. Nie będziesz mi demoralizował chrześniaka.
- Uspokój się, Sarita. Tylko sobie żartuję – zaśmiał się. – A ty się tak nie denerwuj, bo złość piękności szkodzi, i później Iker będzie się na mnie wściekać, że jego żonka dostała przedwcześnie zmarszczek. – Sergio objął szwagierkę z nieukrywaną przyjemnością i wielkim uśmiechem na twarzy.
- Bujaj się! Pokaż mi lepiej, które dziecko jest wasze.
Trójka przyjaciół stanęła przy szybie z widokiem na niewielki pokoik, w którym znajdowało się kilkanaście malutkich łóżeczek z dziećmi. Każde z nich było śliczne i w zasadzie bardzo do siebie podobne.
- Dużo ich tu – zauważył Iker. – Muszą mieć niezły cyrk jak jedno zacznie płakać – zaśmiał się.
- Esteban to tamten chłopczyk w trzecim łóżeczku.
- Kiepsko widać – rzekł Iker. – Jest taki jak wszystkie pozostałe.
- No wiesz? Nie odzywaj się lepiej jak masz sypać takimi kiepskimi uwagami – oburzył się Sergio.
Po tym jak Sara również stwierdziła, że Esteban leży za daleko i tak naprawdę to słabo go widać, Hiszpan poszedł do pielęgniarki sprawującej dyżur i z szarmanckim uśmiechem poprosił o przyniesienie dziecka. Takie praktyki nie były uskuteczniane na tym oddziale, jednak dzięki urokowi osobistemu Sergio, kobieta zgodziła się przynieść Estebana.
- Ale tylko na kilka minutek – zastrzegła.
- Jasne, szefowo.
Po chwili Sergio stanął dumnie przy przyjaciołach, prezentując z gracją swojego pierworodnego. Sara i Iker zachwycali się malutkim chłopczykiem przez krótką chwilę, jednak im dłużej mu się przyglądali, tym nabierali większych podejrzeń odnośnie jego pochodzenia.
Przez głowę Sary przebiegały myśli niczym samochody po autostradzie. Czy Sergio rzeczywiście był tak zaślepiony, że nie zauważył zdecydowanego podobieństwa do Mesuta? Wszystko to wyglądało dla niej bardzo dziwnie.
- Ty, Sergio – rzekł nagle Iker. – Nie uważasz, że on jest podobny bardziej do… no, tego… Mesuta?
- Iker, ale ty masz pomysły – odpowiedział, całując synka w główkę. – To wykapana Olalla.
- Właśnie, Iker. Oszalałeś, co ty gadasz? Spójrz tylko na tą „piękność”. – Sara starała się robić dobą minę do złej gry, ale nigdy nie była dobrą aktorką. Musiała koniecznie porozmawiać z Olallą. Koniecznie.
- Ale tylko spójrz…
- Iker, daj spokój, dobrze? – wtrąciła się dziewczyna.
- Ale spójrz na te oczy! No przecież wykapany Mesut.
Sergio spojrzał na twarzyczkę Estebana. Przyglądał jej się pod każdym kątem i w zasadzie odnajdował pewną prawidłowość w słowach przyjaciela. Rzeczywiście jego oczy bardziej przypominały Niemca, ale przecież to niemożliwe. Wmawiał sobie, że to zbieg okoliczności albo…
- Podmienili mi dziecko! – krzyknął na tyle głośno, że rozbudził chłopczyka.
- Skretyniałeś do reszty? Uspokój się, Sergio. To twoje dziecko – rzekła Sara, nerwowo machając rękoma. – Jak możesz mieć w ogóle jakieś wątpliwości? A ty, Iker, zastanów się nad tym, co mówisz…
- Myślcie sobie, co chcecie, ale dla mnie to podejrzana sprawa – zaśmiał się bramkarz.
- Masz rację. – Sergio podniósł wzrok znad twarzy dziecka i spojrzał w oczy przyjacielowi. – Jak mogłem być taki głupi i nie zauważyć, że Olalla mnie zdradza?
- Uspokójcie się, chłopcy…
- Trzymaj. – Sergio przekazał zawiniątko Sarze i szybkim krokiem ruszył w kierunku sali narzeczonej.
Trudno stwierdzić, co wówczas działo się w jego głowie. Z jednej strony nie sądził, że Olalla jest zdolna do zdrady. Zawsze była taka czysta, nieskazitelna. Była kobietą idealną, więc takie zachowanie w ogóle do niej nie pasowało. Miał nadzieję, że aluzje Ikera są bezpodstawne, a za kilka dni całą tą sytuację przekształcą w śmieszną anegdotę, którą za kilka lat opowiedzą Estebanowi. Z drugiej jednak strony podobieństwo dzieciaka do Mesuta było tak nieprawdopodobne, że każdy człowiek żyjący na ziemi stwierdziłby, że to właśnie Niemiec jest jego ojcem. Sam nie wiedział, co o tym myśleć. Szedł do Olalli z zamiarem wyjaśnienia całej tej sytuacji, bo nie chciał być pośmiewiskiem wśród kolegów z klubu i całej Hiszpanii.
Zanim jednak doszedł do jej sali, na szpitalnym korytarzu spotkał uśmiechniętego Özila, niosącego bukiet polnych kwiatów i pluszowego pieska. Sam jego widok wywołał w nim niepohamowaną wściekłość. Nie patyczkował się z Niemcem, od razu przeszedł do działania. I pomimo tego, że ludzie zawsze mu powtarzali – „pomyśl dwa razy zanim coś zrobisz” – z całej siły uderzył Mesuta w twarz. Zdezorientowany i zaskoczony chłopak osunął się na ziemię.
- Zachciało ci się romansów z cudzymi dziewczynami, co?! – wrzasnął Sergio, nachylając się nad Niemcem. – Jesteś z siebie zadowolony? Zrujnowałeś moje życie, życie Olalli, a jakby tego było mało, to jeszcze temu biednemu dziecku!
Mesut spoglądał na Hiszpana spod byka, jednak nie był w stanie nic mu odpowiedzieć. Kłótnie w tej sytuacji były bezcelowe.
Niemiec poczuł, że po brodzie ścieka mu krew, więc delikatnie otarł wargę rękawem bluzy. Jak gdyby nigdy nic wstał, otrzepał ubranie i podniósł prezenty.
- Jesteś z siebie zadowolony? – Sergio chwycił byłego przyjaciela za kołnierz i przyciągnął do siebie. Ich twarze znajdowały się dosłownie o centymetr od siebie. Czuli swoje ciężkie oddechy na policzkach i gniewnie patrzyli sobie w oczy. Gdyby nie Iker, który nagle się między nimi pojawił, to zapewne doszłoby do wielkiej bójki, w której Mesut zostałby zlinczowany.
Nie był typem buntownika, unikał konfliktów i bijatyk. Wolał walczyć siłą argumentów. A zresztą, za to co zrobił – wiedział, że zachował się paskudnie – należało mu się solidne lanie, dlatego w ogóle nie unikał pięści Sergio. Należało mu się, bo wyrządził paskudne świństwo swojemu przyjacielowi. Powinien ponieść za to karę i jeśli miałaby nią być obita twarz, to zgadzał się na to.
- Nienawidzę cię – rzucił wściekle Sergio. – Ciebie i tej fałszywej dziwki! Idźcie do diabła! – wrzasnął i wybiegł ze szpitala, nie oglądając się za siebie.
Mesut, skołowany i nieco przestraszony, wciąż stał na środku szpitalnego korytarza i spoglądał na ludzi, którzy zebrali się w około. Lekarze od razu rzucili mu się z pomocą, lecz on widział tylko przerażoną Sarę trzymającą w ramionach noworodka. Chciał do niej podejść, przeprosić, zobaczyć swojego synka, ale służba medyczka skutecznie mu to uniemożliwiła. Zabrali go do gabinetu lekarskiego, z którego wyszedł po kilku minutach z plastrem na twarzy. Stanął na korytarzu. Serce mówiło mu, aby pójść do Olalli, ale rozum kierował jego nogi wprost do wyjścia.
Wybór był prosty…

- Oli, co za bigos się zrobił! – rzekła Sara, wbiegając na salę siostry.
Dziennikarka była zdenerwowana do tego stopnia, że nie mogła normalnie oddychać. Wymachiwała rękoma i co chwilę zaczesywała włosy do tyłu, aby te na zasłaniały jej twarzy. Bezwładnie opadła na krzesło stojące przy łóżku Olalli i zaczęła opowiadać o całym zajściu. Mówiła szybko i niewyraźnie, była w totalnym szoku, bo sytuacja sprzed kilku chwil kojarzyła jej się raczej z kiepskim filmem niż prawdziwym życiem.
- Sara, uspokój się, bo ja w ogóle nie rozumiem, co do mnie mówisz. Zacznij od początku – powiedziała, siadając wygodniej. Do Olalli dochodziły wcześniej głosy dobiegające z korytarza, biegające w kółko pielęgniarki przebąkiwały o kłótni, bijatyce, ale nie sądziła, że chodzi o jej przyjaciół. Dlaczego Sergio i Iker się pobili? – pytała samą siebie.
- Poszliśmy obejrzeć Estebana. Jest śliczny, no ale od razu widać, że urodę odziedziczył po Mesucie. Jak to możliwe, że Sergio tego nie zauważył?
- Nie wiem, ale póki co niech tkwi w błędzie.
- Za późno… Iker zaczął przebąkiwać, rzucał jakieś aluzje, no i Sergio się nakręcił. Stwierdził, że ma rację. Normalnie prawie rzucił we mnie dzieckiem i niemalże pobiegł do ciebie, bo chciał wyjaśnić całą sytuacją. Pech chciał, że do szpitala przyszedł Mesut.
- Mesut? A co on tutaj robił? Przecież nie miałam z nim kontaktu od kilku miesięcy… Boże, co się tutaj dzieje?
- No… I jak Sergio go zobaczył, z tymi kwiatami i prezentami, to rzucił się na niego. Rozciął Mesutowi wargę, ten runął na ziemię jak zabity! Potem Sergio zaczął krzyczeć, że go nienawidzi, że ciebie nienawidzi… Gdybyś widziała tą wściekłość tryskającą z jego oczu! Matko! Gdyby nie Iker to na pewno rzuciliby się sobie do gardeł. Jeden zapewne w ogóle by tego nie przeżył.
- Co ty mówisz? Gdzie oni teraz są?
- Sergio wybiegł ze szpitala jak oparzony. Iker poszedł za nim. Wiesz, był w takim stanie, że wszelkie głupoty mogły mu chodzić po głowie. Ma do mnie zadzwonić jak opanuje całą sytuację.
- A Mesut?
- Lekarze zabrali go zabiegowego. Czekałam na niego, bo chciałam z nim pogadać, dowiedzieć się wszystkiego, tak abyś ty miała święty spokój, ale uciekł. Stał, stał, zapewne o czymś myślał i potem, jak gdyby nigdy nic, wyszedł.
- Cholera jasna – powiedziała smutno. – I co teraz? Wszystko się popsuło, wszystko padło…
Na policzkach Olalli pojawiły się pierwsze łzy. To było za dużo jak na jedną, bezradną dziewczynę. Nie spodziewała się takiej burzy. Dziś miał być szczęśliwy dzień. Sara i Iker przyszli poznać Estebana, a tymczasem odwiedziny zamieniły się w prawdziwą farsę z dwoma jej kochankami w rolach głównych. Jak to teraz wytłumaczyć?
- Co teraz będzie? – zapytała bezradnie, aczkolwiek nie spodziewała się odpowiedzi ze strony siostry. – To wszystko moja wina. Nie powinnam była wdawać się w romans, powinnam bardziej uważać i nie kusić losu. Teraz Esteban będzie mi o wszystkim przypominać przez całe życie… I co ja mu powiem, kiedy zapyta o ojca?
- Wszystko się jakoś ułoży, nie powinnaś siebie o wszystko obwiniać. Sergio jest w gorącej wodzie kąpany i za nerwowo zareagował. Iker go teraz urabia, zobaczymy co nam później powie. Może jeszcze nie wszystko stracone…
- Nie znasz Sergio? To koniec, jestem o tym święcie przekonana.
- Jak będziesz tak pesymistycznie myśleć, to rzeczywiście tak będzie. Trochę optymizmu. Mimo wszystko Sergio to mądry chłopak, kocha cię, więc na pewno gdy emocje opadną zdecyduje się na rozmowę z tobą. Wszystko mu wyjaśnisz, przeprosisz, wykażesz skruchę i będzie po staremu.
- Sara, nie bądź naiwna. Z nas dwóch, to ja go znam lepiej i wiem, że mi tego nie wybaczy. Może jeszcze jakby chodziło o samą zdradę, ale z tego całego cyrku wyszło dziecko! Jak myślisz, jak będzie się czuć, kiedy codziennie będzie spoglądać w oczy Estebana i za każdym razem będzie widzieć w nich Mesuta? To będzie strasznie, rozumiesz, bo Sergio nigdy nie pokocha tego dziecka jak swoje.
- Nie przesadzaj, Sergio to dobry chłopak i honorowy mężczyzna.
- Właśnie! Unosi się honorem, a ja mu go splamiłam! Mam do ciebie prośbę… Iker zadzwoni i niezależnie od tego co ci powie, to proszę pojedź do domu Sergio i zabierz wszystkie moje rzeczy, dobrze?
- Ale Olalla…
- Weź od Sergio klucze do mojego mieszkania, są chyba w szufladzie w moim stoliku nocnym. Zawieź tam wszystko, jeśli to dla ciebie nie problem.
- Jasne, że nie, ale działasz zbyt pochopnie.
- Inaczej nie mogę. Dziękuję.
- Nie ma za co – powiedziała i przytuliła zdruzgotaną Olallę.

__________
Chciałyście prawdę? To macie. 

P.S. Chciałabym Was poprosić o wyrażenie swojego zdania w sądzie, którą znajdziecie TUTAJ na temat opowiadań, które chcielibyście przeczytać w moim wykonaniu :)

25 sierpnia 2012

Rozdział siedemnasty: Dziecko jest chodzącm cudem, jedynym, wyjtkowym i niezastąpionym.


3 MIESIĄCE PÓŹNIEJ

- Dobra, kochana, ja kończę. Muszę ugotować obiad – rzekła Olalla do słuchawki telefonu. – Nie, nie potrzebuję na razie tej torebki, trzymaj ją ile chcesz… No, nie ma za co. To widzimy się jutro, tak? Okey, to do zobaczenia. No, trzymaj się. Dzięki, ty też pozdrów Ikera. Do jutra, pa!
Olalla odłożyła telefon na komodę i uśmiechnęła się sama do siebie. Od kiedy Sara dowiedziała się, że jest w ciąży, to codziennie dzwoniła do siostry i zapytaniami. Każdy ruch dziecka, każdą zachciankę, wszystkie problemy musiała skonsultować z Olallą, gdyż uważała ją za wyrocznię w tych sprawach. Miała doświadczenie, ale nieduże. Mimo wszystko wywoływało to w brunetce miłe odczucia i już wyobrażała sobie jak będzie wyglądało jej życie, kiedy potomek Sary i Ikera przyjdzie na świat. Wówczas stanie się chyba chodzącą encyklopedią!
- Masz pozdrowienia od Sary! – krzyknęła w stronę drzwi wychodzących na ogród, w którym siedział Sergio. Mężczyzna odmachnął jej tylko ręką na znak, że zrozumiał. Pochłonięty był lekturą, którą dostał od lekarza Olalli. Dziecko miało przyjść na świat lada moment i nie mógł pozwolić na to, aby był niedouczonym tatą. Codziennie – przed treningiem, po treningu, na zgrupowaniach, przed snem, przy obiedzie – poddawał się lekturze książki o noworodkach. Sam się zdziwił jak to wszystko jest skomplikowane – zmienianie pieluszek, kąpiele, ubieranie, różne talki, oliwki… Sergio był w szoku, że od teraz będzie to należało do jego obowiązków i będzie musiał się tego wszystkiego nauczyć. Pocieszały go słowa Olalli, że pielęgniarki w szpitalu na pewno im wszystko wytłumaczą. Ale wiadomo, że człowiek najszybciej uczy się w praktyce, a co najgorsze – uczy się na własnych błędach!
- Olalla, a co będzie jak utopię dziecko? – zapytał całkiem poważnie, wchodząc do kuchni. Dziewczyna stała przy blacie i kroiła warzywa na zupę. Kiedy usłyszała zaskakujące pytanie Sergio, omsknął się jej nóż, przez co zraniła się w palec. Machinalnie wzięła go do ust, aby zatamować krwawienie.
- Co?
- W tej książce napisali, że kąpiel jest bardzo ważna. Boję się, że je utopię.
- Ale ty głupoty gadasz – rzekła, mocząc palec w zimnej wodzie. – Uspokój się, nie będzie tak źle. Ja je mogę kąpać, a ty będziesz robić coś innego.
- Uff… Kamień z serca. O, skaleczyłaś się? – zapytał, stając za Olallą i przyglądając się jej walce z krwawiącą raną. Dziewczyna z politowaniem pokręciła głową, poczym zmierzyła go wzrokiem.
- Tak, Sergio. Myślę, że jakbyś zadawał bardziej przemyślane pytania, to uniknęłabym wielu niepotrzebnych wypadów. – Hiszpan wzruszył ramionami i ruszył w kierunku ogrodu.
- Za ile obiad?
- Pół godziny.
- To ja jeszcze poczytam – rzucił, wychodząc.
Z jednej strony można było zrozumieć zdenerwowanie Sergio. Był mężczyzną, nigdy nie miał styczności z dziećmi, obawiał się wielu rzeczy, bo wszystko było dla niego całkiem nowe. Jednak Sergio zawsze był dobrym człowiekiem, podejmował wyzwania i często się z nich wywiązywał. Dla niego nie było rzeczy niemożliwych, dlatego Olalla śmiała przypuszczać, że wszystko będzie dobrze. Ale z drugiej strony jego rozchwianie emocjonalne powodowało, że i ona się stresowała. A przecież przed nią stało o wiele trudniejsze zadanie, bo przecież musiała to dziecko urodzić. Bała się bólu, o którym tyle słyszała. Miała tylko nadzieję, że Sergio będzie przy niej w tym momencie. Potrzebowała kogoś, kto potrzymałby ją za rękę i mówił, że świetnie sobie radzi. Taka niby prosta rzecz, a jednak utrzymać Sergio w przytomności, w takiej sytuacji, graniczyło z cudem. Olalla naoglądała się filmów i sądziła, że jej ukochany podzieli los filmowych bohaterów. Zemdleje zaraz po ujrzeniu pierwszej kropli krwi. Wzięła głęboki wdech i pogodziła się ze swoją dolą. Powoli będzie musiała przyzwyczajać się do myśli, że zostanie sama na porodówce.
Nagle poczuła dziwny ból. Zamknęła oczy i próbowała uregulować oddech. Termin porodu wyznaczony był dopiero za trzy dni, ale lekarz uprzedzał ją o skurczach i fałszywych alarmach. Zachowała spokój, powtarzając w myślach „jeszcze nie teraz, jeszcze nie teraz”. Zaprzestała gotowania i usiadła na kanapie. Kolejny skurcz.
- Sergio! – zawołała. – Sergio! – Lecz chłopak nie reagował. Spojrzała w stronę ogrodu i zobaczyła ukochanego, jak leży na leżaku i śmieje się do książki. – Sergio, do cholery jasnej, słyszysz mnie?!
Hiszpan podniósł wzrok znad lektury i zmarszczył czoło. Nie był pewny, czy ktoś go wołał, ale postanowił to sprawdzić, dlatego wrócił do domu. Zobaczył Olallę siedzącą na kanapie, trzymającą się za brzuch, miarowo oddychającą. Jej mina nie zwiastowała niczego dobrego. Doskoczył do niej i klęknął tuż obok. Na jego twarzy malowało się przerażenie.
- Sergio, musimy jechać do szpitala. Ja chyba rodzę.
- CO?! CO TY ROBISZ?!
- Rodzę, Sergio. Uspokój się i posłuchaj mnie.
Chłopak zrobił wielkie oczy. Wpatrywał się w usta dziewczyny, które co chwilę zmieniały kształt. Coś do niego mówiła. Mówiła! Tylko co? O co jej chodzi? Dlaczego mówi tak cicho? Co się tutaj dzieje?
Olalla rodzi. Cholera jasna, ona rodzi. I co ja mam teraz zrobić? Jak się zachować, co powiedzieć? Może potrzymam ją za rękę… Tak, to genialny pomysł! – pomyślał i chwycił dziewczynę za dłoń.
- Sergio, słyszysz mnie?
Słyszysz? Tak, słyszę? – Całkowicie sfiksował. Cholera, przecież ona nie czyta mi w myślach…
- Tak – rzekł w końcu.
- Na górze jest moja torba. Leży w sypialni pod łóżkiem – powiedziała, dokładnie akcentując każde słowo. Sergio był w takim stanie, że wszystko trzeba było mu tłumaczyć łopatologicznie. – Jest niebieska z białymi paskami. Pamiętasz? Pakowaliśmy ją razem, na wszelki wypadek takiej właśnie sytuacji. Pamiętasz?
- Tak – odparł, machając twierdząco głową niczym piesek z „latającym” łbem, którego zazwyczaj ludzie stawiali sobie z tyłu samochodu. – Sypialnia, łóżko, torba, pamięć.
- Przynieś ją.
- Tak – odpowiedział, nie zaprzestając machania głową. Nie spuszczał z niej oka, starał się skupić na jej słowach, ale tak jakby nic do niego nie docierało. W jego głowie rozchodziło się echo, jednym uchem coś wpadało, a drugim wypadało.
- Sergio! Przynieść torbę!
- Co? Ah, tak. Torbę. Racja. – Chłopak pognał na piętro, potykając się o własne nogi na schodach. W ogóle nie zdawał sobie sprawy ze swojego zachowania. Obejrzał się za siebie, spojrzał na Olallę i posłał jej głupkowaty uśmiech.
- Boże, kim Ty mnie pokarałeś… - Dziewczyna spojrzała w górę i wywróciła oczyma.
Potrzebuję torbę. Niebieską torbę – pomyślał, wchodząc do sypialni. Gdzie ona jest? W szafie? Nie, tu jej nie ma. Za drzwiami? Też nie. Cholera jasna, gdzie jest ta przeklęta torba? O, tu coś jest. – Sergio podszedł do fotela i wyciągnął zza niego czarną walizkę. Hm… A ona nie miała być niebieska?
- Sergio! Pod łóżkiem! – usłyszał nagle głos Olalli dobiegający z salonu. Chłopak uderzył się w głowę i sięgnął po leżącą pod łóżkiem niebieską torbę. Chwilę później stał już przy Olalli, która z każdą minutą wyglądała coraz gorzej. Na jej skroniach pojawiły się pierwsze krople potu, a w oczach dostrzegł coś przerażającego – złowrogość, niecierpliwość i gniew.
- Jedziemy – rzekł i pomógł jej się podnieść z kanapy. Ostrożnie poprowadził ją w stronę drzwi.
- Sergio, kluczyki.
- Co?
- Do samochodu. Są na komodzie.
- Ah, tak! – Jak oparzony odskoczył od Olalli i upuścił torbę, z której wysypała się zawartość. Dziewczyna złapała się za głowę. Nie była w dobrych rękach. W myślach pytała samą siebie, dlaczego nie ma tutaj Sary, gdzie jest Iker, Mesut? Ktoś konkretny i odpowiedzialny! Ktoś kto ją uratuje. Ją i dziecko.
- Sergio, może zamówimy taksówkę, co? Wydaje mi się, że nie zapanujesz nad samochodem.
- Co ty, Oli? O czym ty mówisz – powiedział, zbierając rozrzucone przedmioty. – Jedziemy, bez gadania. Ja jestem jak Kubica! Dwie minuty i jesteśmy na miejscu.
- Właśnie tego się boję.
- Oli, ty nie panikuj, proszę cię. Zaufaj mi. Kto jak kto, ale ja krzywdy ci nie zrobię.
- Jesteś pewien?
- Tak jak tego, że mamy wrzesień i tego, że nazywam się Sergio Ramos Garcia.
- Ale jest pierwszy października – wyszeptała, wsiadając do samochodu. Przed uruchomieniem silnika pomodliła się z nadzieją, że będzie dane jej nacieszyć się macierzyństwem.

Olalla od razu wylądowała w sali szpitalnej. Wokół niej krzątali się w ludzie w zielonych fartuchach. Lekarze i pielęgniarki wyglądali jak przybysze z obcej plany, bo od stóp po głowy byli ubrani w kombinezony w kolorze trawy. Sergio także musiał się przebrać, inaczej nie pozwolono by mu zostać z ukochaną. Po kilkudziesięciu minutach na sali zjawili się także Sara oraz Iker. Pani Casillas mocno trzymała siostrę za rękę i powtarzała jej czułe słowa. Wspierała ją całą sobą, wycierała mokre czoło, odgarniała włosy z twarzy. Chciała dodać jej otuchy, bo wyobrażała sobie, co w tej chwili czuje Olalla.
Poród trwał kilka godzin. Brunetka strasznie się męczyła na łóżku szpitalnym. Co chwilkę ktoś ją badał, dotykał, jednak nikt nie chciał jej ulżyć i podać środka znieczulającego. Myślała, że zwariuje, a następnie umrze, bo ból rozsadzał ją od środka.
Kiedy ból sięgnął apogeum i wydawało się, że dziecko niebawem wyjdzie na świat, Olalla złapała Sergio za rękę i wycedziła przez zęby:
- Sergio, jeśli jeszcze raz kiedykolwiek mnie zapłodnisz, to przysięgam ci, że osobiście urwę ci jaja!
Zbaraniał. Spojrzał pytająco na Sarę, która stała po drugiej stronie łóżka i wyczekiwał na jakąś reakcję przyszłej szwagierki, jednak ta uśmiechnięta się tylko. Niezręcznie było jej nabijać się w tej sytuacji, dlatego ukryła twarz w rękawie katany.
Po kilku godzinach na świat przyszedł śliczny chłopczyk. Sergio nie dotrwał do tej chwil, gdyż tak jak przypuszczała Olalla, padł przedwcześnie. Mimo wszystko dziewczyna była szczęśliwa, bo kiedy noworodek wylądował na jej ramionach poczuła, że życie ludzkie ma sens. Od teraz wszystko, co w życiu przyjdzie jej robić, będzie robić z myślą o dziecku, dla niego będzie się starać być lepszym człowiekiem i to ten maluch będzie sensem jej egzystencji. Zostanie totalnie podporządkowana tej małej istotce, i jej – kobiecie niezależnej – w ogóle nie było z tym źle. Wręcz przeciwnie!
Pogłaskała chłopczyka po główce i stwierdziła, że jest piękny. Bo co innego może pomyśleć matka o swoim dziecku? Ale w tym noworodku było coś specyficznego, coś niepowtarzalnego, dlatego nie bała się jasno stwierdzić, że to najpiękniejsze dziecko na świecie.
- Cześć – szepnął Sergio wchodząc do jej pokoju. Pocałował ukochaną czule w czubek głowy i spojrzał na śpiące zawiniątko, znajdujące się tuż przy jej piersi. – Jak się czujesz?
- Szczęśliwa – odpowiedziała mu z uśmiechem. Chłopak spojrzał na dziecko, a jego wzrok momentalnie się rozczulił. Dało się zauważyć łzy w jego oczach, jednak trzymał się dzielnie i nie pozwolił, aby krople ujrzały światło dzienne.
- Byłaś bardzo dzielna. Jestem z ciebie dumny.
- Rozmawiałeś z lekarzami?
- Tak. Za kilka dni możecie wracać do domu. Nie mogę się tego doczekać. Jak myślisz, kiedy będę mógł zagrać z nim w piłkę? – zapytał, poprawiając chłopczykowi czapeczkę.
- Chyba nieprędko.
- Jest taki śliczny. Jak aniołek. Chyba jest bardziej podobny do ciebie. Ma twój nosek i usta.
- Chyba tak…
Olalla patrzyła na Sergio. Był zafascynowany swoim potomkiem. A przynajmniej w tamtym momencie za takiego go uważał. Obawiała spotkania Hiszpana z dzieckiem, bo na pierwszy rzut oka nie było widać podobieństwa. W zasadzie mały chłopiec nie był podobny do żadnego ze swoim potencjalnych rodziców. Najbardziej przypominał Mesuta.
Niestety.
Chłopczyk odziedziczył po ojcu ciemną karnację, która wywodziła się z tureckich korzeni Mesuta, duże, głęboko osadzone oczy – i to one najbardziej zdradzały jego pochodzenie. Dziwne było to, że Sergio się nie zorientował, ale zaślepienie dzieckiem, które uważało się za własne, może być wytłumaczalne. Olalla miała jedynie nadzieje, że nic i nikt nie popsuje ich szczęścia. Mesut obiecał się nie wtrącać. Kochał ją i był w stanie poświęcić dla niej bardzo dużo. Nawet syna. Jednak okrutny świat, w którym przyszło im żyć, nie jest taki dobroduszny jak Mesut. Zaraz ktoś rzuci jakąś nic nieznaczącą aluzję, gazety zaczną się rozpisywać o nowym pokoleniu w rodzinie Ramosów, i Olalla już czuła tę lawinę nienawiści, która na nią spadnie w brukowej prasie.
„Niewierna Olalla Carbonero”.
„Zdradziła Ramosa z jego przyjacielem”.
„ Dwóch Królewskich za jednym zamachem”.
Jakie jest najlepsze wyjście? Przyznanie się do winy. Ujawnienie romansu, szczera rozmowa, spowiedź – zanim zajmą się tym dziennikarze.
Tylko jak zacząć? Jak powiedzieć człowiekowi, którego się kocha, że się zdradziło? Że podczas, gdy on ubolewał i przeżywał stratę rodziny, ona jak gdyby nigdy nic zabawiała się z jego najlepszym przyjacielem… Czy taką perfidię można w ogóle wytłumaczyć?
Sergio jej tego nie wybaczy. Wiedziała to. Zagrała mu na nosie, oszukała, a jak jeszcze doda do tego opowieść o wakacjach, to rozstanie gwarantowane. Mogła się z tym pogodzić. Ba, nawet by to zrozumiała, bo sama nie chciałaby być z takim człowiekiem. Ale wówczas rodziły się nowe problemy…
Czy będzie potrafiła samodzielnie wychować dziecko? Czy będzie ją stać na utrzymanie ich dwójki? Jak sobie poradzi bez pracy i perspektyw na przyszłość? Co powie synkowi, kiedy ten dorośnie i zapyta o tatę?
Tyle pytań, a zero odpowiedzi…
- Sara i Iker kazali cię przeprosić – powiedział Sergio, nie odwracając wzroku od śpiącego chłopczyka. – Nie mogą dzisiaj przyjść. Obiecali odwiedzić cię jutro.
- Jasne, rozumiem.
- Nie mogą się doczekać, kiedy was zobaczą. Sara już prawie jajka znosi – zaśmiał się bezgłośnie. – Ciągle tylko gada o tobie i… No właśnie… Na jakim imieniu w końcu stanęło?
- Esteban?
- Podoba mi się. Niech będzie. Esteban Sergio Ramos Garcia. Brzmi dostojnie, nie uważasz?
- Tak – zaśmiała się. – Bardzo. 

__________
No cóż... Cały Sergio :)

P.S. Zapraszam także na nowy rozdział na blogu "Kolorowe uczucia".

EDIT: Przepraszam, ale muszę to dodać, bo irytuje mnie pewien szczegół z Waszych komentarzy. Główna bohaterka nie nazywa się Ollaya, tylko OLALLA. 

17 sierpnia 2012

Rozdział szesnasty: Miłość pociesza jak słońce po deszczu.

   - Jesteś nareszcie!
Lotnisko na Ibizie. Niezbyt wielkie, ale zadbane i zatłoczone. Panował ogromny ruch, ludzie przyjeżdżali i wyjeżdżali. Zresztą czemu się dziwić, w końcu jest środek sezonu wakacyjnego. Każdy chce odpocząć od życia codziennego, od trosk i problemów, od pracy… Olalla i jej przyjaciele nie byli wyjątkiem.
Odebrała ją cała ekspedycja powitalna. Oczywiście najbardziej uradowany był Sergio, który nie chciał wypuścić z ramion ciężarnej dziewczyny. Sam jej widok sprawiał, że na jego twarzy pojawiał się wielki uśmiech, a co dopiero fakt, że wreszcie może ją przytulić, pocałować. Ich rozłąka trwała zaledwie tydzień, zdarzało im się, że nie widzieli się znacznie dłużej, ale głównym czynnikiem były tutaj wakacje. Chęć spędzenia urlopu z ukochaną osobą, było czymś naturalnym, zwłaszcza, że wolnych dni Sergio nie miał za wiele. Zaraz po powrocie musiał gnać do pracy, trzeba się wywiązać z podpisanych kontaktów, sesji zdjęciowych, reklam i promocji. Dlatego siedem dni w towarzystwie Olalli to bardzo mało, zwłaszcza, że ta chciała wiecznie coś zwiedzać, spacerować, oglądać. Zero intymności, zero sytuacji „sam na sam”. Ale między innymi za tą żywiołowość ją kochał.
- Jak podróż? – zapytał, zarzucając jej rękę na ramię i idąc w stronę samochodu.
- W porządku, było spokojnie.
- Jadłaś coś?
- Nie, nie miałam ochoty, ale teraz czuję, że chyba mogłabym coś zjeść.
- Zabierzemy cię do naszej ulubionej restauracji – rzekła Sara. – Znaleźliśmy ją przez totalny przypadek. Jest ukryta z tyłu, za budynkami, mało ludzi tam przychodzi, ale jest rewelacyjna. Jedzenie jest po prostu boskie!
- W takim razie nie mogę się doczekać – odpowiedziała z uśmiechem. – Ale najpierw musimy pojechać do hotelu. Muszę się przebrać, bo nie spodziewałam się takiego upału! Jak wy tu wytrzymujecie?
- Kwestia aklimatyzacji – zaśmiał się Sergio.
- Chyba klimatyzacji – wtrącił się Iker. – Ja nie przebywam w miejscach, gdzie nie ma przepływu powietrza lub wiatraków. Najchętniej w ogóle bym nie wychodził z hotelu, tam jest chłodek, ale ta dwójka nie daje mi spokoju – rzekł, spoglądając gniewnie na żonę oraz przyjaciela. – Chodźmy tu, chodźmy tam… Tylko chodzenie im w głowach!
- Nie denerwuj się, bo złość piękności szkodzi – zaśmiała się Sara i pocałowała mężczyznę swojego życia w policzek.
Po krótkiej wizycie w hotelu, przyjaciele udali się do wspomnianej restauracji „El Divinio”. Była taka… zwykła, czyli dokładnie taka jakie Olalla lubiła najbardziej. Bez zbędnych udziwnień, bez bogactwa i przepychu. To proste skromne miejsce, w którym można miło spędzić czas ze znajomymi i dobrze zjeść.
- Żałuj, że nie widziałaś Ikera – zaśmiał się Sergio, podczas opowiadania historii z pierwszych dni ich pobytu na Ibizie. – Zgrywał chojraka, udawał odwagę, szpanował ile wlezie, a jak przyszło do skoku to myślałem, że popuści w portki! – zarechotał, a całe towarzystwo (oprócz Ikera, oczywiście) mu zawtórowało. – Już nawet Sara skoczyła z tego klifu, a ten „stary dziad” się wzbraniał, zastanawiał, przymierzał, raz w prawo, potem w lewo. No ubaw po pachy! Żałuj, że tego nie widziałaś.
- Musiało być zabawnie.
- Wypraszam sobie – rzekł poważnie bramkarz, biorąc do ust porcję ryżu z warzywami. – Ja mam swoje lata! Wy, dzieciaki, możecie sobie szaleć, ale ja, podobnie do Olalli, wolę bardziej stateczne rozgrywki.
- Nudziarz! – krzyknęli jednocześnie Sara i Sergio, przybijając sobie piątki, co Iker skwitował tylko złowrogim warknięciem.
- Nie martw się, pójdziemy razem pozwiedzać ruiny zamkowe. – Olalla pogłaskała szwagra po ramieniu, jednocześnie wystawiając język pozostałej dwójce.
- A tak w ogóle – ocknął się nagle Sergio. – Olallo, miałaś nam zdradzi płeć naszego dziecka. Nie wywiniesz się z tej obietnicy. Ja już nie mogę się doczekać.
- To prawda – zgodziła się Sara. – Trajkocze o tym od kilku dni.
- Zamierzam dotrzymać słowa – rzekła. Z tajemniczym uśmiechem wyjęła z torebki malutki pakunek, w którym skrywała malutkie, dziecięce buciki. Zdawała sobie sprawę, że to banalne, tani chwyt stosowany w każdej komedii romantycznej, ale zawsze chciała to zrobić. Ciekawa była reakcji przyjaciół, ale najciekawsza była reakcji Sergio. Był bardzo spontanicznym mężczyzną, nie krył swoich uczuć, dlatego spodziewała się szału radości i uśmiechu, który nie schodziłby mu twarzy. To jego szaleństwo uwielbiała najbardziej!
Nieśmiało wręczyła pudełeczko Hiszpanowi. Nic nie powiedział. Wpatrywał się w nie niczym w magiczny przedmiot, którego nie umiał zastosować. Dotykał go z prawdziwą, nie udawaną czułością, obchodził się z nim jak z jajkiem i Olalla mogłaby przysiąc, że trzęsły mu się ręce. Uśmiechem zachęciła go do rozpakowania.
Sergio delikatnie pociągnął za czerwoną wstążeczkę. Zajrzał do środka i przed jego oczyma ukazała się para maluteńkich bucików. Niebieskich. Przyglądał im się przed dłuższą chwilę. Przy stoliku panowała napięta atmosfera, bo Sergio jakby zastygł w bezruchu. Każdy spoglądał na siebie z zapytaniem, ponieważ się tego nie spodziewali.
- W porządku? – zapytała w końcu Sara, delikatnie szturchając obrońcę. Chłopak bez słowa pokiwał głową, nie odrywając wzroku od zawartości pudełka.
- Sergio? – Olalla była zdezorientowana. Zapewne go rozczarowała. Wolałby córeczkę. Kilkakrotnie jej powtarzał, że płeć jest bez znaczenia, bo z chłopcem kopałby piłkę i bawił się samochodzikami, a dziewczynkę uczyniłby swoją małą Księżniczką, która byłaby jego oczkiem w głowie. Wiec dlaczego się nie cieszy? Czy nie najważniejsze jest to, że dziecko jest zdrowe? Jakie znaczenie ma płeć, no jakie?
- W porządku – odpowiedział w końcu, bezbarwnym tonem. I wówczas pękł. Pękł niczym bańka mydlana, rozpłakał się jak dziecko. Łzy ciurkiem spływały mu po policzkach, a on bezbronny, zakłopotany i szczęśliwy jak nigdy przedtem, starał się ukryć twarz w dłoniach.
- Sergio… - Olalla wstała od stołu i podeszła do chłopaka. On uczynił to samo. Wpadli sobie w ramiona i razem płakali. Sergio ze szczęścia, a dziewczyna przez niego. Widok zapłakanych mężczyzn od zawsze ją wzruszał.
- Dziękuję – wyszeptał jej do ucha.
Po kilku minutach sytuacja została opanowana. Sergio uspokoił się i łzy zastąpił tak wyczekiwany przez wszystkich uśmiech. Nie mógł się powstrzymać i w barze zamówił kieliszek czystej wódki. Wypił całą zawartość za jednym zamachem, bez popicia, za zdrowie swojego synka.
- A skoro o dzieciach mowa… - powiedziała Sara z tajemniczym uśmieszkiem.
- Nie! – zapiszczała Olalla. – Poważnie? Ty też?!
Brunetka pokiwała twierdząco głową z niepohamowaną radością.
- Sarita!!! – Siostry od razu rzuciły się sobie w ramiona. Nie zabrakło łez wzruszenia i radosnych okrzyków radości. Już teraz zaczęły snuć plany dotyczące dzieci, ich przyszłości, wspólnych zabaw i tym podobnych rzeczy. – Iker, tatuśku! – powiedziała do bramkarza, mocno go ściskając. – Postarałeś się. W samą porę! Gratuluję.
- Dzięki – rzekł, nie zaprzestając uśmiechania się. – To teraz moja kolej. – Iker szybkim krokiem ruszył w kierunku baru, w którym zamówił setkę czystej wódki i wypił ją w sposób preferowany przez Sergio.
Ten wieczór nie mógł skończyć się inaczej niźli libacją alkoholową w wykonaniu chłopaków. Podczas, gdy panie uskuteczniały plotkowanie na wszelkie możliwe tematy, przy stoliku w kącie, panowie pili na potęgę świetnie się przy tym bawiąc. Bo jak można zabronić dwóm dorosłym, szczęśliwym mężczyznom, bawienia się i celebrowania przyszłego ojcostwa? Dlatego też Olalla i Sara przymykały oko na ekscesy piłkarzy i zajmowały się sobą.
- Spodziewałam się, że będzie zadowolony, ale nie sądziłam, że aż tak – zaśmiała się Olalla, upijając łyk koktajlu owocowego. – Za to Ikera nie widziałam tak ubzdryngolonego, chyba od czasu waszego wesela.
- O nie, nawet wówczas trzymał fason.
- Magia wakacji.
- Niech żyje urlop. – Sara chwyciła w dłoń swoją szklankę i stuknęła nią o naczynie siostry.
- Muszę ci coś powiedzieć. – Olalla zrobiła pauzę, gdyż długo zbierała się do tej rozmowy. – Nie byłam na badaniach.
- Jak to?
- Byłam w Toledo. Z Mesutem.
- Co?
- Spotkałam go przez przypadek, w supermarkecie. Pamiętasz, byłyśmy tam razem. Ty poszłaś do kasy, a ja po powidła dla Sergio. Niechcący na niego wpadłam, wyglądał koszmarnie. Był zaniedbany, przygnębiony… Zrobiło mi się go strasznie żal.
- Dlatego postanowiłaś mu pomóc.
- Znasz mnie. Nie mogę przejść obojętnie wobec ludzkiego cierpienia.
- Coś się tam wydarzyło? Coś niepożądanego?
- No…
- O mój Boże! Spałaś z nim? – zapytała, nachylając się nad siostrą.
- Nie, coś ty. – Olalla spojrzała na Sergio, który w tym momencie wznosił toast i niemalże spadł z krzesła. Zaśmiała się cicho, a kiedy ich spojrzenia się spotkały, posłała mu serdeczny uśmiech. – Całowaliśmy się tylko.
- Po co dajesz mu nadzieję? Myślałam, że ta sprawa jest już zamknięta.
- Bo jest. To było nasze pożegnanie. Powiedziałam mu o tym i obiecał, że nie będzie robić żadnych problemów.
- Wierzysz w to?
- Tak. Dlaczego miałoby być inaczej?
- Ano może dlatego, że znów cię omamił. Coraz mniej lubię tego chłopaka…
- Nie przesadzaj. To rozdział zamknięty. Kocham Sergio i to z nim chcę być.
- Nie rozumiem cię, Olalla. Przysięgam, że cię nie rozumiem. Masz wszystko: kochającego faceta, wspaniały dom, dziecko w drodze. Czego ty szukasz u tego Niemca?
- Sama nie wiem… Ale to już koniec.
- Oby, Oli. Oby…

Wakacje na Ibizie dobiegały końca. Ostatni wieczór pary postanowiły spędzić osobno, z racji tego, że wszystkie pozostałe spędzali razem. Mieli dość głośnych imprez, kolacji w restauracjach, spacerów po bulwarze. Odrobina wyciszenia dobrze im zrobi, zważywszy na to, że nie mieli okazji nacieszyć się rajską wyspą samodzielnie.
Na Sergio czekało wielkie wyzwanie. On, zatwardziały kawaler, rozwiązły mężczyzna, namiętny kochanek, miał wydać wyrok sam na siebie. Postanowił się ustatkować, zmądrzeć i poświęcić tylko jednej kobiecie. Co ta miłość robi z ludzi? Pierścionek zaręczynowy grzązł mu w kieszeni od dwóch tygodni. Nie miał pojęcia, co z nim zrobić, jak go wręczyć Olalli, ale przysiągł sobie jednego. Że będzie to tu, na Ibizie, podczas tych wakacji, zanim dziecko przyjdzie na świat.
Para wybrała się na romantyczny spacer po plaży. On, w białych, lnianych spodniach i czarnej koszulce. Ona w zwiewnej, letniej sukience. Spacerowali brzegiem, pod nogami czuli nagrzany przez słońce piasek, od czasu do czasu ich stopy podmywały ciepłe fale, a nad głowami wisiał im piękny księżyc, który oświetlał drogę do hotelu. Trzymali się na ręce, nie szczędzili sobie czułych słów, śmiechów i z rozżaleniem wspominali dawne czasy, kiedy byli jeszcze beztroskimi ludźmi.
- Szkoda, że to koniec – powiedziała Olalla, spoglądając w jego brązowe tęczówki. – Co będziemy robić po powrocie?
- Ja niestety mam pracę. Muszę jechać do Barcelony na nagranie spotu reklamowego, a później czeka mnie wizyta w Londynie. – Dziewczyna westchnęła głośno. Znów czekały ją samotnie dni. – Olalla, chciałbym jeszcze ci coś powiedzieć.
Sergio stanął przed ukochaną i chwycił jej dwie dłonie. To był ten moment. Poczuł w sobie nagły przypływ sił witalnych i teraz nic nie było w stanie odwieść go od zamiaru, który sobie wyznaczył.
- Długo się do tego zbierałem, ale czuję, że podjąłem słuszną decyzję. Wiele razy się zastanawiałem jak to zrobić. Raz myślałem o romantycznej kolacji, potem wymyślałem jakieś cuda, nie widy, ale wówczas przypomniałem sobie jak powtarzasz, że to minimalizm poprowadzi nas do wielkich rzeczy. Także ja, teraz, w obliczu mokrego piasku, szumu morza i blasku księżyca, proszę ciebie, Olallo Carbonero Arevalo, o rękę. – Sergio wyciągnął z kieszeni niewielkie, czarowne pudełeczko. Klęknął przed nią na jednym kolanie i otworzył je, prezentując ukochanej okazały pierścionek z białego złota z niebieskim oczkiem.
Dziewczyna stała jak zaklęta. Nie mogła uwierzyć, że to się właśnie dzieje. Ktoś jej się oświadcza! I to nie byle kto! Była pewna swoich uczuć do Sergio, kochała go, ale nie wiedziała, co na to wszystko powie Mesut. Jego także wciąż darzyła uczuciem. Być może nie takim silnym jak niegdyś, być może nie tak mocnym jak to było w przypadku Sergio, ale mimo wszystko czuła, że zrobi mu się piekielnie przykro, kiedy usłyszy o zaręczynach. Niejednokrotnie podczas pobytu w Toledo powtarzała mu, że między nimi nigdy już nic nie będzie, że kocha Sergio i to z nim chce tworzyć swoją przyszłość. Jednak teraz, widząc klęczącego przed nią Hiszpana, z pierścionkiem w dłoni, naszyły ją poważne wątpliwości.
Nie, nie mogę dać się zwariować. Muszę myśleć o tym, co jest dobre dla mnie i dla dziecka. Przecież ja go kocham. Nad czym się jeszcze zastanawiam? – pomyślała.
- Tak – odpowiedziała, a na jej twarzy pojawił się promienny uśmiech. Sergio podskoczył z wrażenia i w ferworze ekscytacji upuścił pierścionek na piasek.
- O, cholerka – zaklął. – Zaraz go znajdę, nie panikuj. – Chłopak po omacku przeczesał piasek i w końcu odnalazł zgubę. – Mam! – krzyknął, wsuwając pierścionek na palec dziewczyny. Zaraz potem złączyli się w miłosnym uścisku.
Resztę wieczoru spędzili w swojej sypialni. W blasku świec, przy grającym telewizorze, poddawali się czułym pieszczotom. Nie obyło się też bez miłych rozmów dotyczących imienia dziecka, jego przyszłości, szkoły do której pójdzie, zajęć na które będzie uczęszczał… Były to dalekosiężne plany, ale to im nie przeszkadzało. Cieszyli się chwilą. 
- A ślub weźmiemy po porodzie – stwierdził Sergio, odgarniając z jej policzka kosmyk niesfornych włosów. – Tak, żebyś mogła ślicznie wyglądać w sukni ślubnej.
- Widzę, że wszystko już sobie zaplanowałeś.
- Tak. Nie jesteśmy razem za długo, ale tyle już ze sobą przeszliśmy, że znam cię na wylot. Pamiętam jak mi opowiadałaś, że chciałabyś mieć piękny ślub. I będzie taki, obiecuję ci to.
- Kocham cię, wiesz?
- Wiem – odparł, całując ją w nagie ramię. 

__________
No i tak to wygląda... 

P.S. Zapraszam także na nową notkę na moim głównym blogu - Ozilla - Moja twórczość.