Była
piękna sierpniowa sobota. Świat powoli budził się do życia, niebo
zamieniało charakterystyczną dla siebie pomarańczową barwę na piękny i
delikatny błękit. Dzień zapowiadał się przepięknie, słońce lada moment
miało zacząć świecić, aby umilić wszystkim mieszkańcom Dusseldorfu
zaczynający się właśnie weekend.
Czerwony
budzik, znajdujący się w domu przy ulicy Wolfganga Amadeusza Mozarta,
właśnie zaczął dzwonić i nawoływać jego mieszkankę do pobudki.
Dziewczyna przetarła dłońmi zaspane oczy i jednym, leniwym ruchem
wyłączyła drażniący przedmiot, który doprowadzał ją do szewskiej pasji.
Odwracając się na drugi bok spojrzała w okno oraz rozciągający się zanim
piękny krajobraz.
- Czas wstawać. Dziś ważny dzień – pomyślała zrzucając z siebie ciepłą kołdrę.
Wstała
obciągając białą koszulkę oraz nakładając krótkie, szare szorty od
dresu. Bose stopy wsunęła w kapcie przypominające włochate zwierzę i
ściągając włosy w koński ogon zeszła na dół do kuchni, w której już
czuła zapach świeżo zaparzonej kawy.
-
Dzień dobry, wszystkim – powiedziała widząc majstrującego przy czajniku
Mutlu, pana Mustafę oraz jego żonę kończących śniadanie przy dużym,
drewnianym stole oraz swoją przyjaciółkę Grace i pastwiącą się nad jej
włosami fryzjerkę.
- Kawy? – zapytał młody mężczyzna podając jej kubek z wrzącą cieczą.
Olalla podziękowała mu uśmiechem i trzymając w dłoni ulubiony napój usiadła obok przyjaciółki i chwyciła ją za dłoń.
- I jak? – zapytała.
- Głowa mi już odpada. Siedzę tu od godziny.
- Zaraz skończę – wtrąciła się rudowłosa fryzjerka.
-
Mam nadzieję, że pierwszy i ostatni raz biorę ślub. – Grace spojrzała
na swojego przyszłego małżonka i uśmiechnęła się do niego promiennie. On
odwzajemnił się tym samym i posłał jej całusa.
- Gotowe. Teraz musisz pochodzić w tych wałkach przez godzinę.
- Godzinę?
-
Chcesz być piękną panną młodą? Moja droga, w takiej sytuacji trzeba się
nacierpieć, nie ma to tamto… A teraz spadaj mi już z krzesła, bo muszę
zająć się panią Gulizar – powiedziała spoglądając na starszą kobietę,
matkę Mutlu, siedzącą przy stole i dopijającą herbatę.
Grace
i Olalla równym krokiem udały się do pokoju panny młodej, aby
przyszykować niezbędne rzeczy na ceremonię. Jeszcze raz obejrzały długą
suknię ślubną oraz błyszczącą biżuterię, która miała ozdobić szyję
blondynki.
-
Nawet nie wiesz jak się cieszę, że do mnie przyjechałaś. Ciężko byłoby
mi bez ciebie – rzekła Grace siadając na łóżku i chwytając przyjaciółkę
za dłoń.
- Daj spokój, przecież wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Po to jestem, żebyś mogła mnie wykorzystywać – zaśmiała się.
- Och ty! Dobra, ale dość o mnie. Co u ciebie? Wczoraj nie miałyśmy zbyt wiele czasu na rozmowę.
- No wiesz… Szkoła, praca, szkoła, praca i tak w kółko.
- A Chad? Przyjedzie?
-
Naturalnie, przecież to tak jak ja, wasz przyjaciel. Miał pilny
zawodowy wyjazd do Moskwy, który lekko mu się przedłużył, ale obiecał
zdążyć na ceremonię. Za kilka godzin powinien się tu pojawić.
- Ale między wami wszystko w porządku?
-
Tak i to nawet bardzo – powiedziała zanosząc się śmiechem. – Ostatnio
urządzamy sobie romantyczne wieczory. Mam wrażenie, że nigdy nie było
między nami tak dobrze…
- Może planuje coś potajemnie.
- Co masz na myśli?
- Może wziął przykład z Mutlu – zaśmiała się.
- Już to widzę… Czadowy Chad i żeniaczka? No way!
- Nigdy nic nie wiadomo. Niejednokrotnie cię już zaskoczył.
-
W sumie racja, ale nie chcę na razie o tym myśleć. Nie umiem udawać
zaskoczenia, więc lepiej będzie jak nie będę się spodziewać oświadczyn.
Koniec pogaduszek, zabierajmy się do pracy. Muszę zrobić cię na bóstwo!
- Nie będziesz miała wiele pracy – zażartowała i uściskała przyjaciółkę w podzięce.
Kościół
Św. Piotra był jednym z największych i najpiękniejszych w całym
mieście. Utrzymany w gotyckim stylu, z dużymi okiennicami mieniącymi się
kolorowymi witrażami, z kamiennymi łukami pod sufitem, które nadawały
temu miejscu pewnego rodzaju patosu i trwogi oraz masywne wieże
trzymające pieczę nad miastem.
Wnętrze
było równie piękne. Po cerkwi roznosił się zapach świeżych kwiatów,
głównie lilii, które przywieszone były do każdej ławy oraz stały wokół
ołtarza. Malutkie, romantyczne świeczki świeciły swoim blaskiem
rozświetlając centralny punkt kościoła, powodując, że miejsce stawało
się bardziej przytulne i ciepłe niż było w rzeczywistości. Jednak
największe wrażenie robiły długie, białe woale spuszczone z balkonów,
które delikatnie opadały ku dołowi przypominając niewielkie wodospady
ozdabiające zielone tereny Amazonii.
Przed
wejściem do środka Olalla poprawiła sukienkę w kolorze kawy z mlekiem,
którą miała na sobie. Nie czuła się w niej zbyt komfortowo, ponieważ
trzymała się jedynie na biuście. Wielokrotnie była zapewniana, że żadna
wpadka się jej nie przytrafi, jednak trudno było jej w to uwierzyć i
całkowicie zapomnieć o niesfornej sukience.
Widząc
nadjeżdżającą białą limuzynę z parą młodą weszła do kościoła.
Rozejrzała się wokoło szukając znajomych twarzy, jednak niewiele znała
tutaj ludzi. Pewnym krokiem podeszła pod niemalże sam ołtarz i zajęła
miejsce dla świadka, uśmiechając się jednocześnie do mężczyzny obok,
który pełnił tą samą rolę co ona.
Ostatni
raz spojrzała w stronę pełnych ławek, aby gdzieś w tłumie dostrzec
znaną jej blond czuprynę Chada. Wówczas poczuła jak jej torebka wibruje.
Szybko wyjęła z niej komórkę i korzystając z okazji, że ceremonia się
jeszcze nie rozpoczęła, przeczytała wiadomość, którą dostała od
ukochanego: „Nie zdążę. Postaram się dotrzeć na wesele”.
Olalla
była bardzo szczęśliwa z Chadem. Poznali się rok temu w sklepie z
pamiątkami, w którym dziewczyna wówczas pracowała. Od razu przypadli
sobie do gustu i utworzyli piękną parę. Kochali się miłością namiętną i
bezkompromisową, a kiedy się kłócili to na zabój. Obydwoje mieli bardzo
silne i stanowcze charaktery, rzadko potrafili znaleźć wspólny punkt
wyjścia. Mimo to żadne z nich nie wyobrażało sobie życia bez drugiego.
Byli jak dwa magnesy o różnych biegunach – przyciągali się. Jednak Chad
miał jedną wadę, której Olalla nie potrafiła zaakceptować – za bardzo
kochał swoją pracę. Spędzał całe dnie na prowadzeniu rodzinnej firmy,
która miała swoje filie na całym świecie, przez co całkowicie zapomniał o
niej.
W
głowie brunetki kłębiło się mnóstwo myśli, które głównie krążyły wokół
sylwetki jej ukochanego. Nie mogła wybaczyć mu nieobecności na tej
uroczystości. Mutlu był jego dobrym znajomym, prowadzili wspólnie
interesy przez co nawiązała się między nimi przyjaźń. Nigdy nie
spodziewałaby się takiej nieodpowiedzialności po Chadzie.
Przez
to całe zamieszanie całkowicie odleciała i nie zauważyła, kiedy
ceremonia dobiegła końca. Było jej strasznie przykro, że niewiele z niej
pamiętała. Nie była dobrą przyjaciółką, ale całą winą za jej
roztargnienie obwiniała ukochanego. Rozejrzała się wokoło i ujrzała jak
nowożeńcy zbierają się do wyjścia z kościoła. Spostrzegła, że brat pana
młodego, który był drugim świadkiem, bacznie jej się przygląda. Nie
znała go osobiście, ale kojarzyła go. Pewnie większość ludzi tutaj było w
podobnej sytuacji. W końcu Mesut był zawodnikiem Realu Madryt.
Chłopak
nie spuszczał z niej wzroku. Widząc jej smutną twarz i puste oczy
doszedł do wniosku, że coś trapi tą piękną brunetkę. Chciał zgłębić jej
tajemnicę, ale przeczuwał, że nie będzie to łatwe. Dziewczyna sprawiała
wrażenie nieobecnej i oschłej, aczkolwiek mogło to być spowodowane owymi
problemami.
Mesut
od dłuższego czasu był samotny i coraz częściej myślał o nowym związku.
W Madrycie czekała na niego przyjaciółka, która się wokół niego
kręciła. Jednak było w niej coś, co niekoniecznie podobało się
piłkarzowi. On sam był spokojny i nieco wycofany z życia towarzyskiego,
natomiast Marta, bo tak było na imię owej dziewczynie, szalała na
dyskotekach i miała mnóstwo znajomych. Takie połączenie nie pasowało do
siebie, ale Mesut, nie chcąc zrobić Marcie przykrości, nie umiał jej o
tym powiedzieć. Widząc Olallę od razu poczuł, że jest inna niż wszystkie
kobiety. Bijący z niej blask nie pozwolił mu zapomnieć o jej
orzechowych oczach i pięknej śniadej cerze, którą dodatkowo podkreślała
bardzo ładna sukienka.
-
Oli, weźmiesz dzieci? – zapytała pani Gulizar podchodząc do brunetki z
trzema maluchami, które na oko nie przekraczały dziesięciu lat.
Dziewczyna pokiwała twierdząco głową podając jednocześnie kobiecie nową
paczkę z chusteczkami higienicznymi. Ślub był bardzo wzruszający i
większość kobiet uroniło łzy. Olalla zapewne byłaby jedną z nich, o ile
myślami pozostałaby w Dusseldorfie. – Oli, mam jeszcze jedną prośbę –
dodała, a zza jej pleców wyłonił się Mesut w eleganckim, czarnym
garniturze. – Czy mój syn może się z tobą zabrać? Wszyscy goście
znaleźli sobie już jakieś miejsce, a ta gapa została sama.
-
Dzięki, mamo! – odpowiedział poirytowany faktem, że mama robi mu wstyd
nazywając go „gapą” przy Olalli. Brunetka zaśmiała się widząc tą
komiczną scenę i pokiwała głową na zgodę.
Przebiegła
przez niewielką ulicę i otworzyła drzwi do czarnego Audi wypożyczonego
na weekend. Uśmiechnęła się do Mesuta i wskazała mu fotel pasażera.
Chłopak odwzajemnił uśmiech i poprawiając fryzurę ruszył ku dziewczynie.
W
samochodzie panowała grobowa atmosfera. Dzieci przerażone faktem, że
jadą z obcymi osobami, bądź też przytłoczone obecnością światowego
piłkarza, zamilkły i aż do celu nie odezwały się ani jednym słówkiem.
Niezręcznie było jechać w ciszy, więc Olalla zdecydowała się na pierwszy
krok i przedstawiła się chłopakowi.
-
Miło mi cię poznać – odpowiedział, kiedy usłyszał jej imię. – Ja jestem
Mesut Özil. – Korzystając z okazji, że stali na czerwonym świetle
wyciągnął dłoń do brunetki i lekko ją uścisnął. – Mutlu wiele mi o tobie
opowiadał. Dziwne, że się nigdy nie spotkaliśmy.
- Słyszałam, że rzadko tu bywasz. Ja zresztą także.
- Nie mieszkasz w Dusseldorfie?
- Nie, jestem Hiszpanką i mieszkam w Madrycie. Zdaje się, że ty też.
-
Dokładnie – odpowiedział z niedowierzaniem. Świat bywa przewrotny.
Zapewne mieli wiele okazji do spotkania, zarówno tu jak i w Hiszpanii,
może nawet kiedyś mijali się na ulicy, i dopiero wesele dało im
możliwość poznania się. – W takim razie skąd znasz Grace?
-
Z wymiany międzyszkolnej. To było dawno, bo w liceum. Tak się
zaprzyjaźniłyśmy, że nasza znajomość przetrwała próbę czasu i
kilometrów. Rzadko się widujemy, ale mamy ze sobą stały kontakt. Późno
przyjechałeś – powiedziała zmieniając temat. – Wszyscy goście zjawili
się tu już dwa dni przed ślubem. Mieszkałam w twoim pokoju, stąd wiem,
że cię nie było – dodała uśmiechając się.
-
Byłem w Monachium u przyjaciół. Później odwiedziłem jeszcze Dortmund i
Kolonię. Nie było sensu przyjeżdżać wcześniej, bo mama, Grace i moje
siostry i tak nie pozwoliłyby mi niczego dotknąć.
-
Aż taką gapą jesteś? – zaśmiała się przypominając sobie słowa pani
Gulizar. Chłopak jej zawtórował i przecząco pokręcił głową z
niedowierzaniem, że to się dzieje naprawdę. Przyległa do niego łatka
gapy, aczkolwiek nią nie był. Po prostu czasami pewne rzeczy działy się
bez jego wiedzy, a kiedy już się o nich dowiadywał, to było za późno na
podjęcie jakichkolwiek kroków działania. On sam nie nazywał tego
gapiostwem tylko niefortunnymi zbiegami okoliczności, które zazwyczaj
kończyły się na jego niekorzyść.
-
Dojechaliśmy – oznajmiła dziewczyna. Dzieci szybko wybiegły z samochodu
i znalazły ukojenie w ramionach rodziców, a Olalla i Mesut, ramię w
ramię, weszli do ogromnej sali z zastawionymi stołami, dużym parkietem
oraz podestem dla orkiestry, grającej na instrumentach smyczkowych.
Wszystko wyglądało bardzo elegancko i prezentowało się dość wytwornie,
jednak nie zatraciło swojego przytulnego i domowego wyrazu.
Najważniejsze
dla Olalli było to, że na piętrze znajdują się pokoje hotelowe, w
których goście mogą się położyć, kiedy już zaniemogą. Było to dość
wygodne, ponieważ z samego rana miała samolot powrotny do Madrytu, gdzie
z kolei musiała pomóc przy kolejnym ślubie – swojej siostry Sary.
Ozil - gapa. Hehehehe.
OdpowiedzUsuńA ten Chad wredny jest. Praca ważniejsza od własnej dziewczyny...
Iiiiiiiiiiiiiiii. Casillas też się będzie żenił! :D