Powrót do Madrytu okazał
się trudniejszy niż Olalla przypuszczała. Miała potworne wyrzuty
sumienia, kiedy obudziła się rano obok półnagiego Mesuta. Nie pożegnała
się z nim. Po prostu uciekła. Bała się poważnej rozmowy, bała się, że tą
jedną nocą dała piłkarzowi nadzieję, a ona w ogóle nie była gotowa na
nowy związek. Nie zapomniała jeszcze o Chadzie, cały czas o nim myślała.
I jej serce nadal było przepełnione miłością do blondyna. Taki stan
rzeczy zapewne będzie utrzymywał się przez długi czas. O takim człowieku
bardzo trudno jest zapomnieć. W końcu kochała go wielką miłością,
bezwarunkową i niezaprzeczalną. Odnosiła wrażenie, że nigdy o nim nie
zapomni. I nawet inny mężczyzna nie pomoże jej zaznać spokoju. Bo to
Chad miał być tym jedynym do końca życia.
Wchodząc
do mieszkania od razu uderzył w nią jego zapach. Czuła go wszędzie, a
jego intensywność nasilała się z każdym krokiem, który zbliżał ją do
szafy. Wszystkie przedmioty się z nim kojarzyły: kanapa, na której
spędzali wspólne wieczory, oglądając komedie romantyczne i pijąc
czerwone wino, blat kuchenny, na którym Chad są sadzał i obdarowywał
czułymi pocałunkami i wreszcie łóżko, w którym każda noc spędzona z nim
była wyjątkowa i niepowtarzalna…
-
Nie rozumiem, o co się burzysz? – powiedziała zdenerwowana Olalla. –
Byłeś tam ze mną. Myślisz, że na twoich oczach posunęłabym się do
zdrady? Opanuj się!
- Robiłaś do niego maślane oczka! – Chad chwycił wazon z kwiatami, stojący na komodzie, i cisnął nim o podłogę.
- Nienormalny jesteś?! Co ty robisz?!
- Doprowadzasz mnie do furii! Nienawidzę jak się tak zachowujesz!
- Nic nie zrobiłam.
- Nic? A smyranie go po karku to też było „nic”? – dodał, kopiąc we framugę drzwi.
- To był twój kontrahent! Zależało ci na podpisaniu tej umowy. Chciałam pomóc.
-
Mizdrząc się do starego dziada? – Chad naskoczył na nią powodując, że
dziewczyna plecami przywarła do ściany. Rozłożył ręce uniemożliwiając
jej ucieczkę i niemalże dotykając jej policzka wyszeptał jej do ucha: –
Doprowadzasz mnie do szału…
Olalla
ze strachem w oczach przypatrywała się rozwojowi wydarzeń, ale
wiedziała, że Chad jej nie skrzywdzi. Czuła unoszący się w powietrzu
zapach namiętności i ekstazy. Wściekłe oczy ukochanego przyprawiły ją o
zawrót głowy i gęsią skórkę. Przypomniał jej wściekłego psa, który
walczył o swoją własność.
Spojrzała
na niego przygryzając dolną wargę. Uśmiechała się do niego
prowokacyjnie i puszczała spojrzenia pełne żądzy i namiętności. Nie
musiała długo czekać na efekty swojego działania. Mężczyzna chwycił ją
za pośladki, podnosząc do góry tak, by Olalla mogła opleść go swoimi
nogami, i pocałował ją tak namiętnie, że aż wydobywała z siebie jęk
zadowolenia. Zwinnym ruchem dziewczyna ściągnęła z niego koszulkę i
wbiła paznokcie w jego ramiona. Od razu ruszyli do sypialni. Rzuciwszy
ukochaną na łóżko, mężczyzna pozbył się reszty ich ubrań i wszedł w nią
sprawiając jej niemały ból, który jednak był niczym przy unoszącym się w
powietrzu podnieceniu…
Olalla
ze smutkiem wspominała te noce. Uwielbiała, kiedy Chad o nią walczył.
Uwielbiała jego zazdrość, którą skrupulatnie wykorzystywała. Seks z
nabuzowanym i wściekłym mężczyzną był dla niej najlepszą formą
zadowolenia fizycznego, jaką mogła sobie wyobrazić.
Mimo
wszystko musiała się ocknąć i wrócić do rzeczywistości. Nie mogła żyć
przeszłością, a nią w tej chwili był Chad i ich związek. Czekała na nią
siostra, która liczyła na pomoc przy weselu, które już za tydzień miało
się odbyć w Katedrze Św. Katarzyny. Olalla miała dość już tych
wszystkich ślubów. Zwłaszcza teraz, kiedy jej własne marzenia o pięknej i
romantycznej ceremonii z Chadem, legły w gruzach.
Biorąc
szybki prysznic i ubierając się w kwiecistą sukienkę oraz letnie
sandałki na koturnie, wyszła z domu na spotkanie z Sarą.
Wysoka,
smukła brunetka w towarzystwie swojego przyszłego męża już czekała na
Olallę w jednej z madryckich kawiarni. Przywitała się z nimi cmoknięciem
w policzki i usiadła, zamawiając u kelnera białą kawę. Początkowo
rozmowa kręciła się wokół tematu Grace i Mutlu, jednak z czasem zeszła
na zbliżający się wielkimi krokami ślub Sary i Ikera.
-
Pomyślałam sobie – rzekła Sara – że może Chad mógłby nam załatwić
kilkanaście butelek tego wina z Bułgarii. Było przepyszne. Fajnie
byłoby, gdybyśmy mogli podać je na naszym weselu.
-
Z tym może być problem – odpowiedziała Olalla, opadając na oparcie
krzesła i zakładając włosy za ucho.Widziała, że przyszli małżonkowie
patrzą na nią z niezrozumieniem, dlatego odważyła się powiedzieć im całą
prawdą. – Chad ze mną zerwał. Nie jesteśmy już parą.
- Co, ale jak to?
-
Gadał mi jakieś brednie, pieprzył głupoty. Stwierdził, że nie wróci już
do Madrytu. Teraz mieszka w Londynie z jakąś nową lalunią.
Sara
i Iker nie mogli uwierzyć w słowa Olalli. Fakt, nie widywali go zbyt
często, ponieważ Chad większość roku spędzał na wyjazdach służbowych i w
biurze swojej firmy, a jak już miał wolny czas to wolał poświęcić go
swojej ukochanej. Nie znali go zbyt dobrze, ale zawsze wydawał im się
dobrym człowiekiem. Rozpieszczał Olallę, był gotów dać jej gwiazdkę z
nieba, a teraz z nią zerwał dla jakieś innej kobiety? Cała ta sytuacja
wydała im się bardzo dziwna. Postępowanie Chada było dla nich bardzo
niezrozumiałe.
Sara
przytuliła siostrę widząc jak źle Olalla znosi rozstanie. Nie dziwiła
jej się, bo zapewne sama byłaby w podobnym stanie, gdyby Iker z nią
zerwał. Mimo wszystko uważała, że i tak dobrze sobie radzi. W tej
sytuacji nie chciała jej wykorzystywać do pomocy przy ślubie, jednak
Olalla zaprotestowała. Uważała, że pomoże jej to w zapomnieniu. Myśląc o
ceremonii i cały czas mając jakieś zajęcie, Chad szybko stanie się dla
niej przeszłością.
Nazajutrz
Olalla stawiła się w miejscu, w którym miało odbyć się wesele jej
siostry. Sala była przeogromna, z dużymi oknami i szerokimi schodami
prowadzącymi na drugie piętro, gdzie ustawione miały być stoły. Na razie
wszędzie panował bałagan, kurz zaległ w kątach i właśnie po to Olalla
się tu pojawiła – aby opanować cały ten burdel. Dziewczyna nie
rozumiała, dlaczego Sara nie chce wynająć specjalnej ekipy, która
ogarnęłaby cały ten chaos. Jednak Sara chciała, żeby wszystko było tak
jak ona to sobie wyobraziła, dlatego sama postanowiła zająć się
organizacją i wykorzystała do tego wszystkich swoich bliskich. Więc
nikogo nie dziwiło, że po sali krzątali się znani na całym świecie
piłkarze.
Olalla
obawiała się, że natknie się gdzieś na Mesuta. Bała się konfrontacji z
nim. Wstydziła się swojego zachowania. Alkohol zaszumiał jej w głowie,
nie myślała racjonalnie, więc ciężko byłoby wytłumaczyć jej się z tak
nagłej chęci współżycia. Pomimo tego, że Mesut był świetny w tych
sprawach, to czuła, że troszkę go do tego zmusiła. Ciężko nazwać to
gwałtem, ale zatykając mu buzię pocałunkami, chłopak nie miał możliwości
zaprotestowania. W sumie dla chcącego nic trudnego i jeśli rzeczywiście
nie miałby ochoty na seks z Olallą, to znalazłby sposób, aby jej to
zakomunikować. Ale z drugiej strony, który facet odmawia seksu... Chyba
tylko Iker, który był dla Olalli mężczyzną idealnym. W jego przypadku
wszystko wyglądało inaczej – pięknie, prawdziwie i fascynująco, życie
przy jego boku było spełnieniem marzeń. Spełnieniem marzeń Sary.
- Oli, właśnie przyjechała furgonetka ze stołami i krzesłami – poinformowała Sara, wyglądając przez okno. – Zajmiesz się tym?
- Sama mam to dźwigać?
- Nie, no coś ty… Widzę, że Iker przyjechał z kolegami. Oni to wniosą, a ty poustawiasz.
Hm… Z kolegami… Zapowiadała się niezła zabawa, zwłaszcza jeśli wśród tych kolegów będzie Mesut, pomyślała.
- A jak źle to zrobię? Nie chcę żebyś przeze mnie miała podwójną robotę.
-
Znam twój gust i jestem pewna, że świetnie sobie poradzisz –
powiedziała, łapiąc ją za ramiona. – Ja jadę dogadać ostatnie szczegóły
cateringu.
- Uważaj na siebie.
- Będę. Bawcie się dobrze!
Olalla
nieśmiało wyszła przed salę i obserwowała jak Iker i jego znajomi
zmierzają w jej stronę. Przyszły szwagier uśmiechał się i przywitał się z
nią pocałunkiem w policzek. Zadowolony i szczęśliwy przedstawił swoich
kolegów, i na szczęście nie było wśród nich młodego Niemca, co
niezmiernie ucieszyło Olallę.
-
Poznajcie się – rzekł Iker. – To jest moja przyszła szwagierka, Olalla,
a to moi kumple z klubu: Sergio, Alvaro, Gonzalo, Xabi i Raul.
Piłkarze
uśmiechali się przyjaźnie i ściskali dłoń Olalli. Wywarli na niej
bardzo dobre wrażenie. Byli sympatyczni i życzliwi, nie zachowywali się
jak gwiazdy światowego futbolu, tylko jak zwykli ludzie, co bardzo
imponowało dziewczynie. Nie sądziła, że wszyscy w Realu są jak Iker –
nieświadomi swojej popularności i wielkości.
Po
kilku minutach wszyscy zabrali się do pracy. Piłkarze wnosili stoły i
krzesła na drugie piętro sali, a Olalla pomagała im wnosząc nieco
lżejsze przedmioty. Panowała bardzo fajna atmosfera. Chłopcy wnieśli do
pracy uśmiech i radość. Latynoska krew płynąca w ich żyłach nie
pozwalała na zachowanie powagi. Ciągle słychać było śmiechy, żarty,
wygłupy, a także śpiew, co niezwykle spodobało się Olalli.
Najgłośniejszym z całej paczki był Sergio Ramos, który nie mógł odmówić
sobie zaczepek i słownego droczenia się z brunetką. Bardzo mu się
spodobała. Nie mógł oderwać wzroku od jej hipnotyzujących oczu. Mógłby
wpatrywać się w nie godzinami, zapominając jednocześnie o otaczającym go
świecie.
- Ładnie
wyglądasz z tą ciemną sadzą na policzku – powiedział Hiszpan, kiedy
zrobili sobie krótką przerwę. Grupka piłkarzy oraz Olalla przystanęli w
kąciku i rozkoszowali się przyjemnym smakiem kawy, którą przygotował dla
nich Iker.
Sergio po
wypowiedzeniu słów dotyczących wyglądu brunetki, podszedł do niej i
delikatnie przejechał palcem po jej policzku w celu usunięcia
zabrudzenia. Uśmiechał się do niej przy tym figlarnie i nie spuszczał
wzroku z jej oczu. Taka pewność siebie nieco speszyła Olallę, dlatego za
wszelką cenę starała się unikać jego spojrzenia. Uciekała wzrokiem hen
daleko. Zaistniała scena wywołała sporą falę zainteresowana wśród
pozostałych piłkarzy, co przyjęli żartobliwymi komentarzami i pomrukami.
- Wracajmy do pracy.
– Dla Ollali było już tego za dużo. Sprytnie odsunęła się od zawodnika i
odkładając kubek na stół, zeszła do furgonetki, aby wnieść pozostałe
przedmioty. Głęboko oddychała i wachlowała się dłonią, ponieważ czuła,
że się zarumieniła. Nie chciała nikomu pokazać, że Sergio ją kręci. Był
bardzo przystojny, miał w sobie coś wyjątkowego, ale dopiero co
skończyła związek z Chadem i nie w głowie były jej kolejne romanse.
Oparła
się plecami o samochód i spojrzała w niebo. Musiała zacząć racjonalnie
myśleć, bo jak tak dalej pójdzie to narobi jeszcze większych głupot niż
przypadkowy seks z Mesutem. Przyszedł czas aby ułożyć sobie listę zasad i
zachowań, których będzie przestrzegać. Nie mogła tak skakać z kwiatka
na kwiatek. Tu Mesut, tu Sergio, w głowie ciągle siedział jej Chad, a
przecież dopiero drugi dzień jest singielką. Była zdesperowana i to była
główna przyczyna jej niemądrego postępowania. Rzadko bywała samotna i
nie potrafiła cieszyć się „wolnością”. Potrzebowała mężczyzny.
Potrzebowała kogoś przy kim czułaby się bezpiecznie, kto zadbałby o nią i
jej wszystkie potrzeby, kogoś silnego i stanowczego, kogoś z kim
mogłaby spędzić romantyczne wieczory na kanapie w salonie. Tylko gdzie
takiego kogoś spotkać? Piłkarz to nie był dobry materiał na chłopaka –
poza Ikerem oczywiście. Będzie tak samo jak z Chadem – praca, brak
czasu, praca, brak czasu i tak w kółko. A ona potrzebowała mężczyzny
stabilnego, dyspozycyjnego i czułego. Mężczyzny idealnego.
-
To tak wygląda twoja praca? – Z rozmyślań wyrwał ją Sergio. Chłopak
pojawił się obok niej tak nagle, że wzdrygnęła się na dźwięk jego głosu.
- Musiałam wziąć dwa wdechy – odparła, wyciągając z furgonetki kolejne krzesło.
- Masz partnera?
- Słucham?
- No, na ślub. Może pójdziemy razem, co ty na to?
Olalla
wahała się przez chwilę. Nie wiedziała, co ma mu odpowiedzieć. Wówczas
przypomniał jej się ślub Grace i Mutlu. Była sama. I nie było to
przyjemne, dlatego zgodziła się na propozycję Sergio, co chłopak przyjął
szerokim, szczerym uśmiechem.
***
Madryt
był miejscem, któremu niemożna było odmówić uroku. Zwłaszcza w
południe, kiedy słońce górowało nad miastem, bezczelnie zaglądając w
mieszkania milionów mieszkańców i oświetlając zakorkowane ulice.
Właśnie
w taki dzień jak dziś wiele ludzi ma ochotę wyjść na spacer, odpocząć
od zgiełku wielkich biznesów, zapomnieć o problemach rodzinnych oraz
zawodowych, po prostu pooddychać świeżym powietrzem i spędzić czas z
najbliższymi. I właśnie w taki dzień, Sergio Ramos i jego przyjaciel
Mesut Özil wybrali się do parku, aby popracować nieco nad swoją
kondycją, która w czasie przerwy wakacyjnej mocno podupadła.
Mając
na sobie czarne, klubowe dresy, koszulki z kolorowymi nadrukami, buty
sportowe oraz czapki z daszkami, przemierzali kilometry drogi, aby
dotlenić swój organizm i tak jak było już wspomniane, przypomnieć mu, co
to znaczy wysiłek fizyczny. Powrót do pracy zbliżał się wielkimi
krokami, więc musieli nieco nadrobić zaległości, aby trener był
zadowolony.
- Już nie mogę – wysapał Sergio, słaniając się na nogach. Chwycił się pod boki i ciężko dyszał.
-
Nie rób jaj – zaśmiał się Mesut, ciągle podskakując w miejscu. – Co to
dla nas, taki dystansik… Dawaj, Ramos, biegniemy dalej!
- Mesut, zlituj się. Usiądźmy na chwilę.
- No niech ci będzie – powiedział, zatrzymując się i siadając wygodnie na brązowej ławce stojącej pod drzewem.
-
Nie mam siły. – Sergio bezwładnie opadł na ławkę i zamknął oczy. – To
mnie wykończy. Wakacje to wcale nie jest taka fajna sprawa. Poza błogim
leniuchowaniem na jachcie, zawsze wiążą się z tą morderczą walką o
powrót do formy. A jeszcze ten ślub…
- Dzisiaj też idziesz pomagać?
- Tak, ale tym razem idę tam winnej sprawie.
- Jakiej?
-
Poznałem tam świetną dziewczynę. No mówię ci, jest taka śliczna, że
szok! A oczy… Ludzie, jakie ona ma oczy! Duże, orzechowe, szczere… Są
jak dwie studnie!
- I wpadłeś w nie…
- No!
-
Oj Ramos, Ramos, bredzisz na stare lata! Dawaj, biegniemy! Już
niedaleko! – Mesut wstał i truchtem ruszył w stronę wyjścia z parku,
gdzie kończyła się ich trasa. Doskonale rozumiał przyjaciela. Przecież
sam niedawno spotkał dziewczynę o niesamowitych oczach, która zrobiła na
nim oszałamiające wrażenie. Nie mógł wybaczyć sobie tego, że nie wziął
do niej żadnych namiarów. Mieszkała gdzieś w Madrycie, może mijali się
niczego nieświadomi, a jemu tak bardzo zależało na ponownym spotkaniu.
Po pamiętnej nocy wiele o niej myślał, nie mógł zapomnieć jej zapachu i
delikatnej skórze, którą gładził, kiedy byli w miłosnym uścisku.
Uśmiechał się sam do siebie na samą myśl tych wspomnień. Musiał coś
zrobić, żeby ponownie zobaczyć się z Olallą.
-
Mesut, zaczekaj no! – krzyczał Sergio, ale przyjaciel był tak pogrążony
w rozmyślaniach, że nie docierały do niego żadne bodźce zewnętrzne.
Leniwie zwlekł się z ławki i bardzo wolnym truchtem zaczął doganiać
kolegę z niedowierzaniem, że ma on tyle siły, aby tak pędzić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz