27 lipca 2012

Rozdział trzeci: Desperacja popycha kobiety do dziwnych rzeczy.

Powrót do Madrytu okazał się trudniejszy niż Olalla przypuszczała. Miała potworne wyrzuty sumienia, kiedy obudziła się rano obok półnagiego Mesuta. Nie pożegnała się z nim. Po prostu uciekła. Bała się poważnej rozmowy, bała się, że tą jedną nocą dała piłkarzowi nadzieję, a ona w ogóle nie była gotowa na nowy związek. Nie zapomniała jeszcze o Chadzie, cały czas o nim myślała. I jej serce nadal było przepełnione miłością do blondyna. Taki stan rzeczy zapewne będzie utrzymywał się przez długi czas. O takim człowieku bardzo trudno jest zapomnieć. W końcu kochała go wielką miłością, bezwarunkową i niezaprzeczalną. Odnosiła wrażenie, że nigdy o nim nie zapomni. I nawet inny mężczyzna nie pomoże jej zaznać spokoju. Bo to Chad miał być tym jedynym do końca życia.
Wchodząc do mieszkania od razu uderzył w nią jego zapach. Czuła go wszędzie, a jego intensywność nasilała się z każdym krokiem, który zbliżał ją do szafy. Wszystkie przedmioty się z nim kojarzyły: kanapa, na której spędzali wspólne wieczory, oglądając komedie romantyczne i pijąc czerwone wino, blat kuchenny, na którym Chad są sadzał i obdarowywał czułymi pocałunkami i wreszcie łóżko, w którym każda noc spędzona z nim była wyjątkowa i niepowtarzalna…

- Nie rozumiem, o co się burzysz? – powiedziała zdenerwowana Olalla. – Byłeś tam ze mną. Myślisz, że na twoich oczach posunęłabym się do zdrady? Opanuj się!
- Robiłaś do niego maślane oczka! – Chad chwycił wazon z kwiatami, stojący na komodzie, i cisnął nim o podłogę.
- Nienormalny jesteś?! Co ty robisz?!
- Doprowadzasz mnie do furii! Nienawidzę jak się tak zachowujesz!
- Nic nie zrobiłam.
- Nic? A smyranie go po karku to też było „nic”? – dodał, kopiąc we framugę drzwi.
- To był twój kontrahent! Zależało ci na podpisaniu tej umowy. Chciałam pomóc. 
- Mizdrząc się do starego dziada? – Chad naskoczył na nią powodując, że dziewczyna plecami przywarła do ściany. Rozłożył ręce uniemożliwiając jej ucieczkę i niemalże dotykając jej policzka wyszeptał jej do ucha: – Doprowadzasz mnie do szału…
Olalla ze strachem w oczach przypatrywała się rozwojowi wydarzeń, ale wiedziała, że Chad jej nie skrzywdzi. Czuła unoszący się w powietrzu zapach namiętności i ekstazy. Wściekłe oczy ukochanego przyprawiły ją o zawrót głowy i gęsią skórkę. Przypomniał jej wściekłego psa, który walczył o swoją własność.
Spojrzała na niego przygryzając dolną wargę. Uśmiechała się do niego prowokacyjnie i puszczała spojrzenia pełne żądzy i namiętności. Nie musiała długo czekać na efekty swojego działania. Mężczyzna chwycił ją za pośladki, podnosząc do góry tak, by Olalla mogła opleść go swoimi nogami, i pocałował ją tak namiętnie, że aż wydobywała z siebie jęk zadowolenia. Zwinnym ruchem dziewczyna ściągnęła z niego koszulkę i wbiła paznokcie w jego ramiona. Od razu ruszyli do sypialni. Rzuciwszy ukochaną na łóżko, mężczyzna pozbył się reszty ich ubrań i wszedł w nią sprawiając jej niemały ból, który jednak był niczym przy unoszącym się w powietrzu podnieceniu…

Olalla ze smutkiem wspominała te noce. Uwielbiała, kiedy Chad o nią walczył. Uwielbiała jego zazdrość, którą skrupulatnie wykorzystywała. Seks z nabuzowanym i wściekłym mężczyzną był dla niej najlepszą formą zadowolenia fizycznego, jaką mogła sobie wyobrazić.
Mimo wszystko musiała się ocknąć i wrócić do rzeczywistości. Nie mogła żyć przeszłością, a nią w tej chwili był Chad i ich związek. Czekała na nią siostra, która liczyła na pomoc przy weselu, które już za tydzień miało się odbyć w Katedrze Św. Katarzyny. Olalla miała dość już tych wszystkich ślubów. Zwłaszcza teraz, kiedy jej własne marzenia o pięknej i romantycznej ceremonii z Chadem, legły w gruzach.
Biorąc szybki prysznic i ubierając się w kwiecistą sukienkę oraz letnie sandałki na koturnie, wyszła z domu na spotkanie z Sarą.
Wysoka, smukła brunetka w towarzystwie swojego przyszłego męża już czekała na Olallę w jednej z madryckich kawiarni. Przywitała się z nimi cmoknięciem w policzki i usiadła, zamawiając u kelnera białą kawę. Początkowo rozmowa kręciła się wokół tematu Grace i Mutlu, jednak z czasem zeszła na zbliżający się wielkimi krokami ślub Sary i Ikera.
- Pomyślałam sobie – rzekła Sara – że może Chad mógłby nam załatwić kilkanaście butelek tego wina z Bułgarii. Było przepyszne. Fajnie byłoby, gdybyśmy mogli podać je na naszym weselu.
- Z tym może być problem – odpowiedziała Olalla, opadając na oparcie krzesła i zakładając włosy za ucho.Widziała, że przyszli małżonkowie patrzą na nią z niezrozumieniem, dlatego odważyła się powiedzieć im całą prawdą. – Chad ze mną zerwał. Nie jesteśmy już parą.
- Co, ale jak to?
- Gadał mi jakieś brednie, pieprzył głupoty. Stwierdził, że nie wróci już do Madrytu. Teraz mieszka w Londynie z jakąś nową lalunią.
Sara i Iker nie mogli uwierzyć w słowa Olalli. Fakt, nie widywali go zbyt często, ponieważ Chad większość roku spędzał na wyjazdach służbowych i w biurze swojej firmy, a jak już miał wolny czas to wolał poświęcić go swojej ukochanej. Nie znali go zbyt dobrze, ale zawsze wydawał im się dobrym człowiekiem. Rozpieszczał Olallę, był gotów dać jej gwiazdkę z nieba, a teraz z nią zerwał dla jakieś innej kobiety? Cała ta sytuacja wydała im się bardzo dziwna. Postępowanie Chada było dla nich bardzo niezrozumiałe.
Sara przytuliła siostrę widząc jak źle Olalla znosi rozstanie. Nie dziwiła jej się, bo zapewne sama byłaby w podobnym stanie, gdyby Iker z nią zerwał. Mimo wszystko uważała, że i tak dobrze sobie radzi. W tej sytuacji nie chciała jej wykorzystywać do pomocy przy ślubie, jednak Olalla zaprotestowała. Uważała, że pomoże jej to w zapomnieniu. Myśląc o ceremonii i cały czas mając jakieś zajęcie, Chad szybko stanie się dla niej przeszłością.

Nazajutrz Olalla stawiła się w miejscu, w którym miało odbyć się wesele jej siostry. Sala była przeogromna, z dużymi oknami i szerokimi schodami prowadzącymi na drugie piętro, gdzie ustawione miały być stoły. Na razie wszędzie panował bałagan, kurz zaległ w kątach i właśnie po to Olalla się tu pojawiła – aby opanować cały ten burdel. Dziewczyna nie rozumiała, dlaczego Sara nie chce wynająć specjalnej ekipy, która ogarnęłaby cały ten chaos. Jednak Sara chciała, żeby wszystko było tak jak ona to sobie wyobraziła, dlatego sama postanowiła zająć się organizacją i wykorzystała do tego wszystkich swoich bliskich. Więc nikogo nie dziwiło, że po sali krzątali się znani na całym świecie piłkarze.
Olalla obawiała się, że natknie się gdzieś na Mesuta. Bała się konfrontacji z nim. Wstydziła się swojego zachowania. Alkohol zaszumiał jej w głowie, nie myślała racjonalnie, więc ciężko byłoby wytłumaczyć jej się z tak nagłej chęci współżycia. Pomimo tego, że Mesut był świetny w tych sprawach, to czuła, że troszkę go do tego zmusiła. Ciężko nazwać to gwałtem, ale zatykając mu buzię pocałunkami, chłopak nie miał możliwości zaprotestowania. W sumie dla chcącego nic trudnego i jeśli rzeczywiście nie miałby ochoty na seks z Olallą, to znalazłby sposób, aby jej to zakomunikować. Ale z drugiej strony, który facet odmawia seksu... Chyba tylko Iker, który był dla Olalli mężczyzną idealnym. W jego przypadku wszystko wyglądało inaczej – pięknie, prawdziwie i fascynująco, życie przy jego boku było spełnieniem marzeń. Spełnieniem marzeń Sary.
- Oli, właśnie przyjechała furgonetka ze stołami i krzesłami – poinformowała Sara, wyglądając przez okno. – Zajmiesz się tym?
- Sama mam to dźwigać?
- Nie, no coś ty… Widzę, że Iker przyjechał z kolegami. Oni to wniosą, a ty poustawiasz.
Hm… Z kolegami… Zapowiadała się niezła zabawa, zwłaszcza jeśli wśród tych kolegów będzie Mesut, pomyślała.
- A jak źle to zrobię? Nie chcę żebyś przeze mnie miała podwójną robotę.
- Znam twój gust i jestem pewna, że świetnie sobie poradzisz – powiedziała, łapiąc ją za ramiona. – Ja jadę dogadać ostatnie szczegóły cateringu.
- Uważaj na siebie.
- Będę. Bawcie się dobrze!
Olalla nieśmiało wyszła przed salę i obserwowała jak Iker i jego znajomi zmierzają w jej stronę. Przyszły szwagier uśmiechał się i przywitał się z nią pocałunkiem w policzek. Zadowolony i szczęśliwy przedstawił swoich kolegów, i na szczęście nie było wśród nich młodego Niemca, co niezmiernie ucieszyło Olallę.
- Poznajcie się – rzekł Iker. – To jest moja przyszła szwagierka, Olalla, a to moi kumple z klubu: Sergio, Alvaro, Gonzalo, Xabi i Raul.
Piłkarze uśmiechali się przyjaźnie i ściskali dłoń Olalli. Wywarli na niej bardzo dobre wrażenie. Byli sympatyczni i życzliwi, nie zachowywali się jak gwiazdy światowego futbolu, tylko jak zwykli ludzie, co bardzo imponowało dziewczynie. Nie sądziła, że wszyscy w Realu są jak Iker – nieświadomi swojej popularności i wielkości.
Po kilku minutach wszyscy zabrali się do pracy. Piłkarze wnosili stoły i krzesła na drugie piętro sali, a Olalla pomagała im wnosząc nieco lżejsze przedmioty. Panowała bardzo fajna atmosfera. Chłopcy wnieśli do pracy uśmiech i radość. Latynoska krew płynąca w ich żyłach nie pozwalała na zachowanie powagi. Ciągle słychać było śmiechy, żarty, wygłupy, a także śpiew, co niezwykle spodobało się Olalli. Najgłośniejszym z całej paczki był Sergio Ramos, który nie mógł odmówić sobie zaczepek i słownego droczenia się z brunetką. Bardzo mu się spodobała. Nie mógł oderwać wzroku od jej hipnotyzujących oczu. Mógłby wpatrywać się w nie godzinami, zapominając jednocześnie o otaczającym go świecie.
- Ładnie wyglądasz z tą ciemną sadzą na policzku – powiedział Hiszpan, kiedy zrobili sobie krótką przerwę. Grupka piłkarzy oraz Olalla przystanęli w kąciku i rozkoszowali się przyjemnym smakiem kawy, którą przygotował dla nich Iker.
Sergio po wypowiedzeniu słów dotyczących wyglądu brunetki, podszedł do niej i delikatnie przejechał palcem po jej policzku w celu usunięcia zabrudzenia. Uśmiechał się do niej przy tym figlarnie i nie spuszczał wzroku z jej oczu. Taka pewność siebie nieco speszyła Olallę, dlatego za wszelką cenę starała się unikać jego spojrzenia. Uciekała wzrokiem hen daleko. Zaistniała scena wywołała sporą falę zainteresowana wśród pozostałych piłkarzy, co przyjęli żartobliwymi komentarzami i pomrukami.
- Wracajmy do pracy. – Dla Ollali było już tego za dużo. Sprytnie odsunęła się od zawodnika i odkładając kubek na stół, zeszła do furgonetki, aby wnieść pozostałe przedmioty. Głęboko oddychała i wachlowała się dłonią, ponieważ czuła, że się zarumieniła. Nie chciała nikomu pokazać, że Sergio ją kręci. Był bardzo przystojny, miał w sobie coś wyjątkowego, ale dopiero co skończyła związek z Chadem i nie w głowie były jej kolejne romanse.
Oparła się plecami o samochód i spojrzała w niebo. Musiała zacząć racjonalnie myśleć, bo jak tak dalej pójdzie to narobi jeszcze większych głupot niż przypadkowy seks z Mesutem. Przyszedł czas aby ułożyć sobie listę zasad i zachowań, których będzie przestrzegać. Nie mogła tak skakać z kwiatka na kwiatek. Tu Mesut, tu Sergio, w głowie ciągle siedział jej Chad, a przecież dopiero drugi dzień jest singielką. Była zdesperowana i to była główna przyczyna jej niemądrego postępowania. Rzadko bywała samotna i nie potrafiła cieszyć się „wolnością”. Potrzebowała mężczyzny. Potrzebowała kogoś przy kim czułaby się bezpiecznie, kto zadbałby o nią i jej wszystkie potrzeby, kogoś silnego i stanowczego, kogoś z kim mogłaby spędzić romantyczne wieczory na kanapie w salonie. Tylko gdzie takiego kogoś spotkać? Piłkarz to nie był dobry materiał na chłopaka – poza Ikerem oczywiście. Będzie tak samo jak z Chadem – praca, brak czasu, praca, brak czasu i tak w kółko. A ona potrzebowała mężczyzny stabilnego, dyspozycyjnego i czułego. Mężczyzny idealnego.
- To tak wygląda twoja praca? – Z rozmyślań wyrwał ją Sergio. Chłopak pojawił się obok niej tak nagle, że wzdrygnęła się na dźwięk jego głosu.
- Musiałam wziąć dwa wdechy – odparła, wyciągając z furgonetki kolejne krzesło.
- Masz partnera?
- Słucham?
- No, na ślub. Może pójdziemy razem, co ty na to?
Olalla wahała się przez chwilę. Nie wiedziała, co ma mu odpowiedzieć. Wówczas przypomniał jej się ślub Grace i Mutlu. Była sama. I nie było to przyjemne, dlatego zgodziła się na propozycję Sergio, co chłopak przyjął szerokim, szczerym uśmiechem.

***

Madryt był miejscem, któremu niemożna było odmówić uroku. Zwłaszcza w południe, kiedy słońce górowało nad miastem, bezczelnie zaglądając w mieszkania milionów mieszkańców i oświetlając zakorkowane ulice.
Właśnie w taki dzień jak dziś wiele ludzi ma ochotę wyjść na spacer, odpocząć od zgiełku wielkich biznesów, zapomnieć o problemach rodzinnych oraz zawodowych, po prostu pooddychać świeżym powietrzem i spędzić czas z najbliższymi. I właśnie w taki dzień, Sergio Ramos i jego przyjaciel Mesut Özil wybrali się do parku, aby popracować nieco nad swoją kondycją, która w czasie przerwy wakacyjnej mocno podupadła.
Mając na sobie czarne, klubowe dresy, koszulki z kolorowymi nadrukami, buty sportowe oraz czapki z daszkami, przemierzali kilometry drogi, aby dotlenić swój organizm i tak jak było już wspomniane, przypomnieć mu, co to znaczy wysiłek fizyczny. Powrót do pracy  zbliżał się wielkimi krokami, więc musieli nieco nadrobić zaległości, aby trener był zadowolony.
- Już nie mogę – wysapał Sergio, słaniając się na nogach. Chwycił się pod boki i ciężko dyszał.
- Nie rób jaj – zaśmiał się Mesut, ciągle podskakując w miejscu. – Co to dla nas, taki dystansik… Dawaj, Ramos, biegniemy dalej!
- Mesut, zlituj się. Usiądźmy na chwilę.
- No niech ci będzie – powiedział, zatrzymując się i siadając wygodnie na brązowej ławce stojącej pod drzewem.
- Nie mam siły. – Sergio bezwładnie opadł na ławkę i zamknął oczy. – To mnie wykończy. Wakacje to wcale nie jest taka fajna sprawa. Poza błogim leniuchowaniem na jachcie, zawsze wiążą się z tą morderczą walką o powrót do formy. A jeszcze ten ślub…
- Dzisiaj też idziesz pomagać?
- Tak, ale tym razem idę tam winnej sprawie.
- Jakiej?
- Poznałem tam świetną dziewczynę. No mówię ci, jest taka śliczna, że szok! A oczy… Ludzie, jakie ona ma oczy! Duże, orzechowe, szczere… Są jak dwie studnie!
- I wpadłeś w nie…
- No!
- Oj Ramos, Ramos, bredzisz na stare lata! Dawaj, biegniemy! Już niedaleko! – Mesut wstał i truchtem ruszył w stronę wyjścia z parku, gdzie kończyła się ich trasa. Doskonale rozumiał przyjaciela. Przecież sam niedawno spotkał dziewczynę o niesamowitych oczach, która zrobiła na nim oszałamiające wrażenie. Nie mógł wybaczyć sobie tego, że nie wziął do niej żadnych namiarów. Mieszkała gdzieś w Madrycie, może mijali się niczego nieświadomi, a jemu tak bardzo zależało na ponownym spotkaniu. Po pamiętnej nocy wiele o niej myślał, nie mógł zapomnieć jej zapachu i delikatnej skórze, którą gładził, kiedy byli w miłosnym uścisku. Uśmiechał się sam do siebie na samą myśl tych wspomnień. Musiał coś zrobić, żeby ponownie zobaczyć się z Olallą.
- Mesut, zaczekaj no! – krzyczał Sergio, ale przyjaciel był tak pogrążony w rozmyślaniach, że nie docierały do niego żadne bodźce zewnętrzne. Leniwie zwlekł się z ławki i bardzo wolnym truchtem zaczął doganiać kolegę z niedowierzaniem, że ma on tyle siły, aby tak pędzić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz