Olalla całkowicie
zapomniała o tym, gdzie się znalazła i po co. Dzierżąc w dłoni telefon
komórkowy i wyczekując na znak życia od Chada odpłynęła w inny świat.
Świat jakże barwny i fascynujący, tajemniczy i tak pewny zarazem, świat
gdzie wszystko szło gładko – w świat swoich własnych myśli. Dumała nad
tą całą zaistniałą sytuacją. Siedziała samotnie przy stoliku wśród
rodziców Mutlu oraz pozostałej rodziny, której w ogóle nie znała. Ludzie
próbowali nawiązać z nią rozmowę, jednak odpowiadała im krótkimi
zdaniami, które zapewne nie miały większego sensu. Nie potrafiła skupić
się na teraźniejszości. W głowie powracała do różnych sytuacji, w
których ukochany także ją zawodził. Nie pierwszy i zapewne nie ostatni
raz wywinął jej taki numer. Powinna powoli się już pogodzić z jego
wyskokami, jednak tak bardzo wierzyła w jego zmianę, że potrafiła
wybaczyć mu niemalże wszystko. Za każdym razem kiedy słyszała od niego
zdanie: „to już ostatni raz, obiecuję”,
miała poczucie, że to prawda i żaden kolejny raz nie będzie miał
miejsca. Niestety za każdym razem myliła się, a mimo to dalej uparcie
wierzyła w przemianę Chada. Wlepiając wzrok w drzwi wejściowe łudziła
się, że ukochany zaraz w nich stanie i powie, że to wina nieszczęśliwego
lotu, ale że już jest i wszystko będzie dobrze. Jednak z każdą mijającą
minutą Olalla traciła wiarę w to, że Chad przyjedzie na ślub
przyjaciół.
- Oli, a
co ci się stało, czemu jesteś taka smutna, gdzie Chad? – Nagle nad jej
głową pojawił się pan Mustafa i zaczął zadawać pytania z prędkością
karabinu maszynowego. Uśmiechnęła się do niego i wskazując na trzymany w
dłoni telefon powiedziała:
- Nie wiem. Zaraz do niego zadzwonię.
- Niech szybko przyjeżdża, bo zabawa jest świetna, prawda?
-
Tak, tak… Jest rewelacyjnie – powiedziała i zniknęła gdzieś w zaciszu
wielkiego lobby, gdzie miała odpowiednie warunki na to, aby wykonać
telefon.
Miała pewne
obawy przed wykręceniem numeru, bo bała się po raz kolejny usłyszeć głos
sekretarki, która zachęcała do zostawienia wiadomości. Z jednej strony
był to dobry znak, bo istniało prawdopodobieństwo, że siedzi w
samolocie, ale z drugiej, Chad już dawno powinien wylądować w
Dusseldorfie.
Przeglądając
się w wielkim lustrze w lobby hotelowym i poprawiając opadające jej na
ramiona loki przyłożyła telefon do ucha i po odsłuchaniu dwóch sygnałów,
które trwały niczym wieczność, straciła już nadzieję na to, że usłyszy
zachrypnięty głos Chada.
-
Halo? – usłyszała. Kompletnie się tego nie spodziewała, ale była tak
szczęśliwa, że właściwie zapomniała co miała mu do powiedzenia. W jej
oczach zakręciły się wesołe iskierki, które tańczyły w takt słyszanej
muzyki orkiestry weselnej, a na ustach pojawił się rozbrajający uśmiech,
którego nie powstydziłyby się największe gwiazdy światowego kina.
- Chad? Gdzie ty jesteś? Już dawno powinieneś tu być. Co się stało?
- Olalla, jestem w Londynie.
- W Londynie? A co ty tam robisz? Mutlu właśnie się ożenił, nie rób jaj!
- Wiem, zadzwonię do niego jutro i wszystko wyjaśnię.
-
Jak to zadzwonisz? Chad, ty powinieneś tu być i to za chwilę! Robisz ze
mnie idiotkę. Wszystkim powiedziałam, że jesteś w drodze. Nie rób mi
tego.
- Olalla, ja już nie przyjadę do Niemiec.
- Świetnie. W takim razie pogadamy w domu, ale to nie będzie miła rozmowa.
- Nie będzie mnie w Madrycie.
- Nie bój się, nie zabiję cię. Aż taka wredna nie jestem, chociaż na to zasługujesz.
-
Nie rozumiesz mnie, Olalla. Ja nie wracam ani do Madrytu ani do ciebie.
Poznałem kogoś i postanowiłem związać się z inną kobietą.
- Co?
-
Bardzo mi przykro, ale muszę żyć zgodnie z własnym sumieniem.
Przepraszam cię za wszystko. Wiedz, że jesteś wspaniałą dziewczyną, po
prostu na ciebie nie zasługuję. Na pewno znajdziesz kogoś lepszego.
-
Co ty mi tu pieprzysz?! Żartujesz sobie ze mnie? Jak ty to sobie
wyobrażasz? Nie możesz tak po prostu powiedzieć mi „do widzenia”. Nie
możesz!
- Przykro mi, Oli.
- I nie mów do mnie Oli, ty popaprany dupku! Nienawidzę cię, słyszysz? Nienawidzę!
Olalla
z wściekłością rzuciła telefonem o marmurową posadzkę. W rezultacie
niewiele zostało z jej aparatu, który i tak planowała zmienić, bo był
prezentem od Chada. Dobrze się stało, że już zaczęła pozbywać się
pamiątek po nim, aczkolwiek nie było łatwo. Teraz, dopóki działała w
gniewie i nie myślała racjonalnie czuła, że jest silna i będzie
potrafiła stawić czoła wszystkim przeciwnościom i życiu w samotności.
Jednak wiedziała, że już jutro, kiedy przyjdzie wrócić jej do pustego
domu, kiedy zobaczy wszystkie jego rzeczy, kiedy poczuje zapach jego
ubrać, to wszystkie uczucia na nowo powrócą i nie dadzą jej spokoju na
długi czas. Bardzo się tego bała. W chwilach wielkiej rozpaczy zawsze
miała trudności z byciem tą Olallą, którą wszyscy znali i podziwiali. Z
silnej i pewnej siebie kobiety stawała się słabą i kruchą dziewczynką,
która nie wyściubiałaby nosa zza drzwi własnego mieszkania. W tym
aspekcie nie różniła się za wiele od innych kobiet. Zawsze tak samo
przeżywała swoje porażki.
Spojrzała
na ogromny zegar stojący w lobby. Było grubo po północy, więc głupio
byłoby wymykać się ze ślubu przyjaciółki o tak wczesnej porze. Nawet iż
przeżywała wewnętrzną walkę z samą sobą i nie pozwalała łzom ujrzeć
światła dziennego. Nie mogła pokazać, że coś jest nie tak.
Wróciła
na salę, gdzie zabawa trwała w najlepsze. Usiadła na swoim miejscu
wśród rodziców pana młodego, jego brata oraz kilku innych członków
rodziny. Ze wzrokiem utkwionym w tańczące pary myślami dalej była przy
Chadzie. Miała ochotę płakać. I wydawało się, że nie zdoła się
powstrzymać. Chwyciła za butelkę szampana, która stała na stole i wyszła
z sali, aby poszukać jakiegoś spokojnego, zacisznego miejsca, gdzie w
spokoju będzie mogła wylać z siebie wszystkie smutki.
Usiadła
na niewielkich, drewnianych schodach pomiędzy kuchnią a lobby. Oparła
łokcie na podkulonych kolanach i schowała twarz w dłoniach. Nie miała na
nic siły, a już na pewno nie miała ochoty na dzikie tańce i śmiechy z
Grace. Ocierając łzy spływające po policzkach pociągnęła duży haust
szampana z butelki, a zaraz potem drugi i trzeci, tak jakby miało jej to
dać ulgę. W alkoholu widziała środek znieczulający, który choć na
chwilę oderwie ją od bólu i tęsknoty, którą już odczuwała. Nie będzie
łatwo zapomnieć o człowieku, którego kochało się całym sercem.
Zastanawiała się, co teraz się z nią stanie… Miała to szczęście, że w
Madrycie czekała na nią siostra, która przygotowywała wesele. Czekało na
nią mnóstwo pracy, więc pocieszał ją fakt, że nie będzie miała za dużo
czasu na myślenie. Jednak kiedy nadejdą ciemne, zimne, samotne wieczory
wszystko powróci i wówczas ciężko będzie zachować kamienną twarz.
Siedząc
i zastanawiając się nad sensem swojej egzystencji, Olalla całkiem
straciła rachubę czasu. Zaczynając drugą butelkę szampana, którą dostała
od kelnera kursującego między kuchnią a salą, zdała sobie sprawę, że
jest już pijana. I w ogóle jej to nie przeszkadzało. Chciała wrócić do
gości, jednak uświadomiła sobie, że z podkrążonymi, czerwonymi oczyma
oraz lekko rozmazanym makijażem nie wyglądałaby rewelacyjnie i pewnie
wzbudziłaby niemałą sensację. Nie chciała popsuć ślubu przyjaciółce,
dlatego też została na swoim miejscu do czasu opróżnienia butelki.
-
Cześć. – Nagle tuż przed nią pojawiał się Mesut z uśmiechem na twarzy.
Jednak kiedy zobaczył w jakim stanie jest Olalla mina mu zrzedła. Nie
spodziewał się takiego widoku. – Wszędzie cię szukałem. Dopiero kelner
mi powiedział, że tu siedzisz. Stało się coś? – zapytał, przysiadając
się do niej. Dziewczyna próbowała ukryć twarz w dłoniach lub zakrywać ją
włosami, jednak na niewiele się to zdało.
- Nie – opowiedziała, mając nadzieję, że Mesut da za wygraną i zniknie stąd równie szybko jak się pojawił.
- Na pewno?
- Powiedz mi, Mesut, dlaczego wszyscy faceci są tacy beznadziejni?
- Cóż… Chyba taka już nasza natura. Ktoś cię skrzywdził?
-
O tak! Taki jeden świr, pieprzony dupek! Wyobrażasz sobie, że ze mną
zerwał? Kretyn! – powiedziała wściekła, upijając kolejny łyk szampana. –
Przepraszam – rzekła, wycierając z brody niewielką strużkę alkoholu,
która jej popłynęła, kiedy odsuwała od ust butelkę. – Chcesz? –
zapytała, podając mu trzymany przedmiot. Chłopak wziął butelkę i
pociągnął duży łyk.
- Koszmarnie wyglądasz – powiedział z uśmiechem.
- Dzięki…
- Chcesz o tym pogadać?
-
Niekoniecznie, ale jestem wkurzona, że zostałam tak wykorzystana. Wy,
faceci, myślicie, że każda kobieta jest wasza, a to nie jest prawda,
pamiętaj! My mamy swoje mózgi. I wkurza mnie to, że tak późno to
zrozumiałam. I wiesz, czego najbardziej żałuję? Że to nie ja go
rzuciłam. Czuję się taka upokorzona, taka beznadziejna… Czy ja naprawdę
na nic dobrego nie zasługuję? Co ja takiego złego zrobiłam, że los mnie
tak doświadcza, co?
- Masz ochotę na mały spacer?
-
Tak – odpowiedziała po chwili zastanowienia. Wstała ledwo łapiąc
równowagę i gdyby nie pomocna dłoń Mesuta to z pewnością wylądowałaby na
posadzce. Kiedy już doszła do siebie, wyprostowała się i posłała
uśmiech do chłopaka.
Wyszli
z hotelu i przeszli przez ulicę za którą rozciągał się niewielki
skwerek. Całą drogę przyświecał im księżyc w pełni oraz miliony
migoczących gwiazd. Noc była naprawdę urocza i gdyby nie zaistniała
sytuacja, można by było pokusić się o stwierdzenie, że nawet
romantyczna. Olalla nie odczuwała dyskomfortu, głównie dlatego, że
alkohol szumiał jej w głowie. Idąc razem z Mesutem nie myślała ani o
weselu, ani o zerwaniu, ani też o Chadzie. Towarzystwo chłopaka było dla
niej zbawienne. Zresztą Mesut czuł się podobnie. Pomimo tego, że
spacerowali w ciszy bardzo się cieszył, że choć w minimalnym stopniu
może pomóc Olalli. Przeczuwał, że ma za sobą traumatyczne przeżycia, bo
koniec miłości nie jest niczym przyjemnym, i dlatego czuł na sobie
obywatelski obowiązek aby jej pomóc.
Z
czasem nawiązała się między nimi rozmowa. Nie była zbyt osobista, nie
chcieli wkraczać na prywatne tematy. To nie było odpowiednie miejsce i
odpowiednia pora na zwierzenia. Obracali się głównie wokół Grace, Mutlu
oraz życia w Madrycie. Obydwoje bardzo chwalili sobie Hiszpanię. Zresztą
większość ludzi chciałoby zamieszkać w tak słonecznym kraju. Oni mieli
ten komfort, że w ziemie nie padał śnieg, a w lecie zawsze było gorąco,
co dla ciepłolubnych ludzi było niczym raj na ziemi.
Zataczając
koło i powoli kierując się w kierunku hotelu nagle zaczął wiać zimny
wiatr. Mesut widząc trzęsącą się dziewczynę ofiarował jej swoją
marynarkę. Był dżentelmenem, więc nie mógł pozwolić kobiecie na
marznięcie.
Mesut i
Olalla rozstali się pod drzwiami do sypialni dziewczyny. Obydwoje
zatrzymali się w tym hotelu, obydwoje mieli swoje pokoje na jednym
piętrze i dzieliła ich tylko jedna ściana. Brunetka zamykając za sobą
drzwi pomyślała, że mimo wszystko był to przyjemny wieczór. Czyjeś dwa
serca się połączyły, a inne dwa się rozeszły i poszły w swoje strony.
Takie jest życie. Bardzo długo o tym myślała. Nawet wówczas, kiedy brała
zimny prysznic, który nieco ją ocucił. Nadal w jej żyłach kręciły się
cząsteczki alkoholowe, ale teraz były o niebo słabsze.
Wychodząc
z łazienki ubrała na siebie krótką niebieską koszulkę i równie krótki
satynowy szlafrok. Rozczesała włosy przed toaletką, dostrzegając w
odbiciu lustra marynarkę Mesuta, która spoczywała na jej łóżku.
Spoglądając na zegarek stwierdziła, że jest już bardzo późno, jednak
musiała mu ją oddać, bo jutro popołudniu wyjeżdżała do Madrytu.
Niepewnym
krokiem przemierzała ten niedługi fragment korytarza, który dzielił jej
pokój od pokoju Mesuta. Zatrzymała się pod białymi drzwiami i
nasłuchiwała jakichkolwiek dźwięków w środku, które wskazywałyby na to,
że piłkarz jeszcze nie śpi. O ile ją słuch nie mylił, to słyszała szum
wody płynącej z prysznica. Delikatnie zapukała i zaczekała aż chłopak
jej otworzy. Nie była pewna, czy dobrze robi. Nie chciała mu
przeszkadzać, a tym bardziej się narzucać.
-
Coś się stało? – zapytał, stając przed nią z białym ręcznikiem
owiniętym wokół bioder oraz mokrym torsem. Był bardzo zdziwiony widokiem
Olalli, ponieważ spodziewał się, że od razu zaśnie, nawet nie
przebierając się w pidżamę. Jednak miała mocniejszą głową niż
przypuszczał.
- Nie – odpowiedziała nieśmiało. – Zapomniałam oddać ci marynarkę – dodała, podając mu ubranie.
- O, dziękuję.
- Chciałabym jeszcze z tobą chwilkę porozmawiać. Mogę wejść?
Chłopak
bez słowa otworzył drzwi szerzej, gestem ręki zachęcając ją do wejścia.
Od razu przeprosił za swój wygląd, tłumacząc się niespodziewaną wizytą.
Olalli to nie przeszkadzało. Była lekko speszona, ale chyba nie
bardziej niż on. Starała się za wszelką cenę skupić wzrok na jego
oczach, a nie torsie. Ciężkie to było zadanie, ponieważ Mesut był
młodym, dobrze zbudowanym mężczyzną.
-
Chciałam cię tylko przeprosić za te wszystkie brednie, które dzisiaj
mówiłam – powiedziała w końcu, nerwowo bawiąc się sznurkiem od
szlafroka. – Byłam… Jestem pijana i wściekła na Chada, dlatego lekko
mnie ponosi. Wybacz.
-
Nie ma problemu. Doskonale cię rozumiem – odpowiedział zgodnie z
prawdą. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego serdecznie ciesząc się, że
Mesut jest tak wspaniałomyślny. Pożegnała się krótkim „dobranoc” i
ruszyła w kierunki drzwi.
Nagle
poczuła dziwny, intensywny impuls. Jej mózgiem zawładnęła dzika żądza,
która opanowała jej cało od stóp do głów. Gwałtownie odwróciła się w
stronę Mesuta i ruszyła ku niemu pewnym siebie krokiem. Zarzuciła ręce
na jego kark i zaczęła namiętnie całować jego usta. Ich języki spotkały
się i rozpoczęły namiętny taniec. Nie minęła minuta, kiedy wylądowali na
łóżku, jednocześnie pozbywając się swojej odzieży. Obydwoje wyłączyli
zdrowy rozsądek, zapominając o otaczającym ich świecie. Nie miało
znaczenia to, że się nie znają, że są z dwóch różnych światów. Nic nie
miało wówczas znaczenia.
Mesut
wodził językiem po całym jej ciele, od dekoltu aż do krągłych piersi i
płaskiego brzucha. Olalla nie pozostawała mu dłużna. Wplotła palce w
jego kruczoczarne włosy, delikatnie wyginając się na znak gotowości.
Jęknęła z zachwytu, kiedy poczuła w sobie jego męskość. Miała wrażenie,
że nigdy nie była tak podniecona podczas seksu. Z Mesutem nie łączyły ją
żadne uczucia, a jednak miała wrażenie, że znają się i sypiają ze sobą
od lat. Coś sprawiało, że miała ochotę oddawać mu się każdej nocy.
Dla
Mesuta także była to wyjątkowa sytuacja. Nie myślał o tym, co robi,
gdzie jest i kto leży pod nim, jednak cieszył się, że padło na Olallę
czyli dziewczynę, która od początku bardzo mu się spodobała. Czuł jak
brunetka wbija w jego plecy paznokcie wydobywając z siebie jęki
zadowolenia, pomimo tego, że sprawiało mu to ból, nie potrafił oprzeć
się tej rozkoszy. Dłonią błądził po jej udzie, a zaraz potem masował jej
jędrną pierś, co dziewczyna przyjęła cichym westchnięciem.
Niejednokrotnie
powtarzali stosunek tej nocy, niewiele ich wówczas obchodziło. Świat
zewnętrzny przestał istnieć, liczyli się tylko oni.
Zmęczeni
opadli na białą pościel, dysząc ciężko i nierówno. Ich wzrok się nie
spotkał, zasnęli leżąc plecami do siebie, zachowując stosowny dystans.
Nie ze wstydu, nie z zażenowania… Sytuacja delikatnie wymknęła im się
spod kontroli. Nie żałowali, ale mimo to czuli, że nie powinni tego
powtarzać…
Oooooooooooooooooooooooooooo. No to się przespali.
OdpowiedzUsuńoooooooooooooooooooo <3
OdpowiedzUsuń