27 lipca 2012

Rozdział drugi: Nikt nie jest wart naszych łez, a ten, który jest ich wart, nigdy nas do nich nie doprowadzi.

Olalla całkowicie zapomniała o tym, gdzie się znalazła i po co. Dzierżąc w dłoni telefon komórkowy i wyczekując na znak życia od Chada odpłynęła w inny świat. Świat jakże barwny i fascynujący, tajemniczy i tak pewny zarazem, świat gdzie wszystko szło gładko – w świat swoich własnych myśli. Dumała nad tą całą zaistniałą sytuacją. Siedziała samotnie przy stoliku wśród rodziców Mutlu oraz pozostałej rodziny, której w ogóle nie znała. Ludzie próbowali nawiązać z nią rozmowę, jednak odpowiadała im krótkimi zdaniami, które zapewne nie miały większego sensu. Nie potrafiła skupić się na teraźniejszości. W głowie powracała do różnych sytuacji, w których ukochany także ją zawodził. Nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz wywinął jej taki numer. Powinna powoli się już pogodzić z jego wyskokami, jednak tak bardzo wierzyła w jego zmianę, że potrafiła wybaczyć mu niemalże wszystko. Za każdym razem kiedy słyszała od niego zdanie:  „to już ostatni raz, obiecuję”, miała poczucie, że to prawda i żaden kolejny raz nie będzie miał miejsca. Niestety za każdym razem myliła się, a mimo to dalej uparcie wierzyła w przemianę Chada. Wlepiając wzrok w drzwi wejściowe łudziła się, że ukochany zaraz w nich stanie i powie, że to wina nieszczęśliwego lotu, ale że już jest i wszystko będzie dobrze. Jednak z każdą mijającą minutą Olalla traciła wiarę w to, że Chad przyjedzie na ślub przyjaciół.
- Oli, a co ci się stało, czemu jesteś taka smutna, gdzie Chad? – Nagle nad jej głową pojawił się pan Mustafa i zaczął zadawać pytania z prędkością karabinu maszynowego. Uśmiechnęła się do niego i wskazując na trzymany w dłoni telefon powiedziała:
- Nie wiem. Zaraz do niego zadzwonię.
- Niech szybko przyjeżdża, bo zabawa jest świetna, prawda?
- Tak, tak… Jest rewelacyjnie – powiedziała i zniknęła gdzieś w zaciszu wielkiego lobby, gdzie miała odpowiednie warunki na to, aby wykonać telefon.
Miała pewne obawy przed wykręceniem numeru, bo bała się po raz kolejny usłyszeć głos sekretarki, która zachęcała do zostawienia wiadomości. Z jednej strony był to dobry znak, bo istniało prawdopodobieństwo, że siedzi w samolocie, ale z drugiej, Chad już dawno powinien wylądować w Dusseldorfie.
Przeglądając się w wielkim lustrze w lobby hotelowym i poprawiając opadające jej na ramiona loki przyłożyła telefon do ucha i po odsłuchaniu dwóch sygnałów, które trwały niczym wieczność, straciła już nadzieję na to, że usłyszy zachrypnięty głos Chada.
- Halo? – usłyszała. Kompletnie się tego nie spodziewała, ale była tak szczęśliwa, że właściwie zapomniała co miała mu do powiedzenia. W jej oczach zakręciły się wesołe iskierki, które tańczyły w takt słyszanej muzyki orkiestry weselnej, a na ustach pojawił się rozbrajający uśmiech, którego nie powstydziłyby się największe gwiazdy światowego kina.
- Chad? Gdzie ty jesteś? Już dawno powinieneś tu być. Co się stało?
- Olalla, jestem w Londynie.
- W Londynie? A co ty tam robisz? Mutlu właśnie się ożenił, nie rób jaj!
- Wiem, zadzwonię do niego jutro i wszystko wyjaśnię.
- Jak to zadzwonisz? Chad, ty powinieneś tu być i to za chwilę! Robisz ze mnie idiotkę. Wszystkim powiedziałam, że jesteś w drodze. Nie rób mi tego.
- Olalla, ja już nie przyjadę do Niemiec.
- Świetnie. W takim razie pogadamy w domu, ale to nie będzie miła rozmowa.
- Nie będzie mnie w Madrycie.
- Nie bój się, nie zabiję cię. Aż taka wredna nie jestem, chociaż na to zasługujesz.
- Nie rozumiesz mnie, Olalla. Ja nie wracam ani do Madrytu ani do ciebie. Poznałem kogoś i postanowiłem związać się z inną kobietą.
- Co?
- Bardzo mi przykro, ale muszę żyć zgodnie z własnym sumieniem. Przepraszam cię za wszystko. Wiedz, że jesteś wspaniałą dziewczyną, po prostu na ciebie nie zasługuję. Na pewno znajdziesz kogoś lepszego.
- Co ty mi tu pieprzysz?! Żartujesz sobie ze mnie? Jak ty to sobie wyobrażasz? Nie możesz tak po prostu powiedzieć mi „do widzenia”. Nie możesz!
- Przykro mi, Oli.
- I nie mów do mnie Oli, ty popaprany dupku! Nienawidzę cię, słyszysz? Nienawidzę!
Olalla z wściekłością rzuciła telefonem o marmurową posadzkę. W rezultacie niewiele zostało z jej aparatu, który i tak planowała zmienić, bo był prezentem od Chada. Dobrze się stało, że już zaczęła pozbywać się pamiątek po nim, aczkolwiek nie było łatwo. Teraz, dopóki działała w gniewie i nie myślała racjonalnie czuła, że jest silna i będzie potrafiła stawić czoła wszystkim przeciwnościom i życiu w samotności. Jednak wiedziała, że już jutro, kiedy przyjdzie wrócić jej do pustego domu, kiedy zobaczy wszystkie jego rzeczy, kiedy poczuje zapach jego ubrać, to wszystkie uczucia na nowo powrócą i nie dadzą jej spokoju na długi czas. Bardzo się tego bała. W chwilach wielkiej rozpaczy zawsze miała trudności z byciem tą Olallą, którą wszyscy znali i podziwiali. Z silnej i pewnej siebie kobiety stawała się słabą i kruchą dziewczynką, która nie wyściubiałaby nosa zza drzwi własnego mieszkania. W tym aspekcie nie różniła się za wiele od innych kobiet. Zawsze tak samo przeżywała swoje porażki.
Spojrzała na ogromny zegar stojący w lobby. Było grubo po północy, więc głupio byłoby wymykać się ze ślubu przyjaciółki o tak wczesnej porze. Nawet iż przeżywała wewnętrzną walkę z samą sobą i nie pozwalała łzom ujrzeć światła dziennego. Nie mogła pokazać, że coś jest nie tak.
Wróciła na salę, gdzie zabawa trwała w najlepsze. Usiadła na swoim miejscu wśród rodziców pana młodego, jego brata oraz kilku innych członków rodziny. Ze wzrokiem utkwionym w tańczące pary myślami dalej była przy Chadzie. Miała ochotę płakać. I wydawało się, że nie zdoła się powstrzymać. Chwyciła za butelkę szampana, która stała na stole i wyszła z sali, aby poszukać jakiegoś spokojnego, zacisznego miejsca, gdzie w spokoju będzie mogła wylać z siebie wszystkie smutki.
Usiadła na niewielkich, drewnianych schodach pomiędzy kuchnią a lobby. Oparła łokcie na podkulonych kolanach i schowała twarz w dłoniach. Nie miała na nic siły, a już na pewno nie miała ochoty na dzikie tańce i śmiechy z Grace. Ocierając łzy spływające po policzkach pociągnęła duży haust szampana z butelki, a zaraz potem drugi i trzeci, tak jakby miało jej to dać ulgę. W alkoholu widziała środek znieczulający, który choć na chwilę oderwie ją od bólu i tęsknoty, którą już odczuwała. Nie będzie łatwo zapomnieć o człowieku, którego kochało się całym sercem. Zastanawiała się, co teraz się z nią stanie… Miała to szczęście, że w Madrycie czekała na nią siostra, która przygotowywała wesele. Czekało na nią mnóstwo pracy, więc pocieszał ją fakt, że nie będzie miała za dużo czasu na myślenie. Jednak kiedy nadejdą ciemne, zimne, samotne wieczory wszystko powróci i wówczas ciężko będzie zachować kamienną twarz.
Siedząc i zastanawiając się nad sensem swojej egzystencji, Olalla całkiem straciła rachubę czasu. Zaczynając drugą butelkę szampana, którą dostała od kelnera kursującego między kuchnią a salą, zdała sobie sprawę, że jest już pijana. I w ogóle jej to nie przeszkadzało. Chciała wrócić do gości, jednak uświadomiła sobie, że z podkrążonymi, czerwonymi oczyma oraz lekko rozmazanym makijażem nie wyglądałaby rewelacyjnie i pewnie wzbudziłaby niemałą sensację. Nie chciała popsuć ślubu przyjaciółce, dlatego też została na swoim miejscu do czasu opróżnienia butelki.
- Cześć. – Nagle tuż przed nią pojawiał się Mesut z uśmiechem na twarzy. Jednak kiedy zobaczył w jakim stanie jest Olalla mina mu zrzedła. Nie spodziewał się takiego widoku. – Wszędzie cię szukałem. Dopiero kelner mi powiedział, że tu siedzisz. Stało się coś? – zapytał, przysiadając się do niej. Dziewczyna próbowała ukryć twarz w dłoniach lub zakrywać ją włosami, jednak na niewiele się to zdało.
- Nie – opowiedziała, mając nadzieję, że Mesut da za wygraną i zniknie stąd równie szybko jak się pojawił.
- Na pewno?
- Powiedz mi, Mesut, dlaczego wszyscy faceci są tacy beznadziejni?
- Cóż… Chyba taka już nasza natura. Ktoś cię skrzywdził?
- O tak! Taki jeden świr, pieprzony dupek! Wyobrażasz sobie, że ze mną zerwał? Kretyn! – powiedziała wściekła, upijając kolejny łyk szampana. – Przepraszam – rzekła, wycierając z brody niewielką strużkę alkoholu, która jej popłynęła, kiedy odsuwała od ust butelkę. – Chcesz? – zapytała, podając mu trzymany przedmiot. Chłopak wziął butelkę i pociągnął duży łyk.
- Koszmarnie wyglądasz – powiedział z uśmiechem.
- Dzięki…
- Chcesz o tym pogadać?
- Niekoniecznie, ale jestem wkurzona, że zostałam tak wykorzystana. Wy, faceci, myślicie, że każda kobieta jest wasza, a to nie jest prawda, pamiętaj! My mamy swoje mózgi. I wkurza mnie to, że tak późno to zrozumiałam. I wiesz, czego najbardziej żałuję? Że to nie ja go rzuciłam. Czuję się taka upokorzona, taka beznadziejna… Czy ja naprawdę na nic dobrego nie zasługuję? Co ja takiego złego zrobiłam, że los mnie tak doświadcza, co?
- Masz ochotę na mały spacer?
- Tak – odpowiedziała po chwili zastanowienia. Wstała ledwo łapiąc równowagę i gdyby nie pomocna dłoń Mesuta to z pewnością wylądowałaby na posadzce. Kiedy już doszła do siebie, wyprostowała się i posłała uśmiech do chłopaka.
Wyszli z hotelu i przeszli przez ulicę za którą rozciągał się niewielki skwerek. Całą drogę przyświecał im księżyc w pełni oraz miliony migoczących gwiazd. Noc była naprawdę urocza i gdyby nie zaistniała sytuacja, można by było pokusić się o stwierdzenie, że nawet romantyczna. Olalla nie odczuwała dyskomfortu, głównie dlatego, że alkohol szumiał jej w głowie. Idąc razem z Mesutem nie myślała ani o weselu, ani o zerwaniu, ani też o Chadzie. Towarzystwo chłopaka było dla niej zbawienne. Zresztą Mesut czuł się podobnie. Pomimo tego, że spacerowali w ciszy bardzo się cieszył, że choć w minimalnym stopniu może pomóc Olalli. Przeczuwał, że ma za sobą traumatyczne przeżycia, bo koniec miłości nie jest niczym przyjemnym, i dlatego czuł na sobie obywatelski obowiązek aby jej pomóc.
Z czasem nawiązała się między nimi rozmowa. Nie była zbyt osobista, nie chcieli wkraczać na prywatne tematy. To nie było odpowiednie miejsce i odpowiednia pora na zwierzenia. Obracali się głównie wokół Grace, Mutlu oraz życia w Madrycie. Obydwoje bardzo chwalili sobie Hiszpanię. Zresztą większość ludzi chciałoby zamieszkać w tak słonecznym kraju. Oni mieli ten komfort, że w ziemie nie padał śnieg, a w lecie zawsze było gorąco, co dla ciepłolubnych ludzi było niczym raj na ziemi.
Zataczając koło i powoli kierując się w kierunku hotelu nagle zaczął wiać zimny wiatr. Mesut widząc trzęsącą się dziewczynę ofiarował jej swoją marynarkę. Był dżentelmenem, więc nie mógł pozwolić kobiecie na marznięcie.
Mesut i Olalla rozstali się pod drzwiami do sypialni dziewczyny. Obydwoje zatrzymali się w tym hotelu, obydwoje mieli swoje pokoje na jednym piętrze i dzieliła ich tylko jedna ściana. Brunetka zamykając za sobą drzwi pomyślała, że mimo wszystko był to przyjemny wieczór. Czyjeś dwa serca się połączyły, a inne dwa się rozeszły i poszły w swoje strony. Takie jest życie. Bardzo długo o tym myślała. Nawet wówczas, kiedy brała zimny prysznic, który nieco ją ocucił. Nadal w jej żyłach kręciły się cząsteczki alkoholowe, ale teraz były o niebo słabsze.
Wychodząc z łazienki ubrała na siebie krótką niebieską koszulkę i równie krótki satynowy szlafrok. Rozczesała włosy przed toaletką, dostrzegając w odbiciu lustra marynarkę Mesuta, która spoczywała na jej łóżku. Spoglądając na zegarek stwierdziła, że jest już bardzo późno, jednak musiała mu ją oddać, bo jutro popołudniu wyjeżdżała do Madrytu.
Niepewnym krokiem przemierzała ten niedługi fragment korytarza, który dzielił jej pokój od pokoju Mesuta. Zatrzymała się pod białymi drzwiami i nasłuchiwała jakichkolwiek dźwięków w środku, które wskazywałyby na to, że piłkarz jeszcze nie śpi. O ile ją słuch nie mylił, to słyszała szum wody płynącej z prysznica. Delikatnie zapukała i zaczekała aż chłopak jej otworzy. Nie była pewna, czy dobrze robi. Nie chciała mu przeszkadzać, a tym bardziej się narzucać.
- Coś się stało? – zapytał, stając przed nią z białym ręcznikiem owiniętym wokół bioder oraz mokrym torsem. Był bardzo zdziwiony widokiem Olalli, ponieważ spodziewał się, że od razu zaśnie, nawet nie przebierając się w pidżamę. Jednak miała mocniejszą głową niż przypuszczał.
- Nie – odpowiedziała nieśmiało. – Zapomniałam oddać ci marynarkę – dodała, podając mu ubranie.
- O, dziękuję.
- Chciałabym jeszcze z tobą chwilkę porozmawiać. Mogę wejść?
Chłopak bez słowa otworzył drzwi szerzej, gestem ręki zachęcając ją do wejścia. Od razu przeprosił za swój wygląd, tłumacząc się niespodziewaną wizytą. Olalli to nie przeszkadzało. Była lekko speszona, ale chyba nie bardziej niż on. Starała się za wszelką cenę skupić wzrok na jego oczach, a nie torsie. Ciężkie to było zadanie, ponieważ Mesut był młodym, dobrze zbudowanym mężczyzną.
- Chciałam cię tylko przeprosić za te wszystkie brednie, które dzisiaj mówiłam – powiedziała w końcu, nerwowo bawiąc się sznurkiem od szlafroka. – Byłam… Jestem pijana i wściekła na Chada, dlatego lekko mnie ponosi. Wybacz.
- Nie ma problemu. Doskonale cię rozumiem – odpowiedział zgodnie z prawdą. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego serdecznie ciesząc się, że Mesut jest tak wspaniałomyślny. Pożegnała się krótkim „dobranoc” i ruszyła w kierunki drzwi.
Nagle poczuła dziwny, intensywny impuls. Jej mózgiem zawładnęła dzika żądza, która opanowała jej cało od stóp do głów. Gwałtownie odwróciła się w stronę Mesuta i ruszyła ku niemu pewnym siebie krokiem. Zarzuciła ręce na jego kark i zaczęła namiętnie całować jego usta. Ich języki spotkały się i rozpoczęły namiętny taniec. Nie minęła minuta, kiedy wylądowali na łóżku, jednocześnie pozbywając się swojej odzieży. Obydwoje wyłączyli zdrowy rozsądek, zapominając o otaczającym ich świecie. Nie miało znaczenia to, że się nie znają, że są z dwóch różnych światów. Nic nie miało wówczas znaczenia.
Mesut wodził językiem po całym jej ciele, od dekoltu aż do krągłych piersi i płaskiego brzucha. Olalla nie pozostawała mu dłużna. Wplotła palce w jego kruczoczarne włosy, delikatnie wyginając się na znak gotowości. Jęknęła z zachwytu, kiedy poczuła w sobie jego męskość. Miała wrażenie, że nigdy nie była tak podniecona podczas seksu. Z Mesutem nie łączyły ją żadne uczucia, a jednak miała wrażenie, że znają się i sypiają ze sobą od lat. Coś sprawiało, że miała ochotę oddawać mu się każdej nocy.
Dla Mesuta także była to wyjątkowa sytuacja. Nie myślał o tym, co robi, gdzie jest i kto leży pod nim, jednak cieszył się, że padło na Olallę czyli dziewczynę, która od początku bardzo mu się spodobała. Czuł jak brunetka wbija w jego plecy paznokcie wydobywając z siebie jęki zadowolenia, pomimo tego, że sprawiało mu to ból, nie potrafił oprzeć się tej rozkoszy. Dłonią błądził po jej udzie, a zaraz potem masował jej jędrną pierś, co dziewczyna przyjęła cichym westchnięciem.
Niejednokrotnie powtarzali stosunek tej nocy, niewiele ich wówczas obchodziło. Świat zewnętrzny przestał istnieć, liczyli się tylko oni.
Zmęczeni opadli na białą pościel, dysząc ciężko i nierówno. Ich wzrok się nie spotkał, zasnęli leżąc plecami do siebie, zachowując stosowny dystans. Nie ze wstydu, nie z zażenowania… Sytuacja delikatnie wymknęła im się spod kontroli. Nie żałowali, ale mimo to czuli, że nie powinni tego powtarzać…

2 komentarze: