27 lipca 2012

Rozdział trzynasty: Przyjaźń to coś pięknego, nie zawsze udanego.

Olalla stawiła się pod centrum handlowym punktualnie o dwunastej w południe. Zakupy to rzecz, którą kobiety kochają! I Olalla nie stanowiła tutaj wyjątku, aczkolwiek Sara była prawdziwą zakupoholiczką. Nic więc dziwnego, że jej ulubionym filmem były „Wyznania zakupoholiczki” z Islą Fisher.
Dziewczyna podeszła do siostry i przywitała się z nią buziakiem w policzek.
- Ślicznie wyglądasz – rzekła, zauważając jej niesamowity strój. Sara miała na sobie czarne, skórzane legginsy, wysokie buty za kostkę, dżinsowe szorty, koszulkę z kolorowym nadrukiem oraz czarną kamizelkę. Wyglądała jak prawdziwa gwiazda rocka, a nie prezenterka telewizyjna, która zazwyczaj prezentowała się nienagannie i uroczo, jak dziewczyna z sąsiedztwa.
- Postanowiłam zaszaleć.
- Właśnie widzę.
- Ty też ładnie wyglądasz – rzekła, spoglądając na siostrę i komplementując jej kwiecistą, letnią sukienkę oraz białe sandałki.
- Jedna z nielicznych kiecek, w które się jeszcze mieszczę. Idziemy?
- Jasne!
Dziewczyny spędziły w centrum handlowym ponad pół dnia. Ich głównym celem były kostiumy kąpielowe, które idealnie prezentowałyby ich ciała na plażach na Ibizie, jednak nie byłyby sobą, gdyby przy okazji nie zrobiły „większych” zakupów. I w ten oto sposób obeszły całą galerię handlową, zaglądając do sklepów z odzieżą, butami, torebkami, biżuterią oraz bielizną. Zewsząd wychodziły z nową reklamówką i coraz większym uśmiechem na ustach. Nic nie sprawiało większej radości niż nowe ubrania bądź dodatki!
- Chodźmy jeszcze do spożywczaka. Ugotujemy sobie coś pysznego na wieczór – zaproponowała Sara.
- Dobra, to świetny pomysł, ale pojedźmy do sklepu na moim osiedlu. Tam jest wszystko dobrej jakości i w przystępnych cenach. Ekspedientka zawsze odkłada dla mnie świeże produkty.
- No dobra.
Kilkadziesiąt minut później dziewczyny były już w sklepie nieopodal domu Olalli i Sergio. W ich koszyku zakupowym lądowało dosłownie wszystko: wędliny, nabiał, pieczywo, słodycze… Wszystko, co akurat wpadło im do ręki i co mogło się przydać do kolacji lub na jutrzejszy dzień. Nie oszczędzały siebie i swoich portfeli. Rzadko szastały pieniędzmi na prawo i lewo, bo doskonale znały jego wartość, wiedziały, że nie każdy może sobie pozwolić na taki luksus, jakim było nie patrzenie na ceny, ale tego dnia jakiś szalony chochlik wdarł się do ich umysłów i nie zezwalał na racjonalne myślenie. Same się z siebie śmiały, że to do nich niepodobne, ale jak stwierdziły: „raz się żyje!”.
- Chyba mamy wszystko – powiedziała Sara, spoglądając na produkty w koszyku. – Idziemy do kasy? – Olalla skinęła głową i ruszyła za siostrą w kierunku wyjścia ze sklepu.
- Poczekaj! Zapomniałam o powidłach dla Sergio.
- A po co mu powidła?
- Ostatnio ma na nie fazkę. Idź do kolejki, a ja zaraz wrócę.
- Pośpiesz się.
Olalla niczym strzała pognała w stronę przetworów. Chwyciła pierwszy słoik z brzegu i nie patrząc na drogę poszła w kierunku kas. Jej roztrzepanie zostało ukarane, ponieważ niechcący wpadła na mężczyznę z koszykiem w dłoni. Butelki, które się w nim mieściły zabrzęczały, a sam chłopak odwrócił się gwałtownie w stronę Olalli ze zezłoszczoną miną.
- Bardzo przepraszam – powiedziała, mając nadzieję, że nic nie potłukła. – O mój Boże! Mesut?
Przed oczami ujrzała znaną jej sylwetkę młodego piłkarza z Niemiec. Nie widziała go od kilku miesięcy, nie licząc oczywiście meczy, które obserwowała z trybun, z których widziała jedynie malutką postać biegającą po zielonej trawie. Minęło kilkanaście długich tygodni od ich ostatniego spotkania, ale zapamiętała go jako rześkiego, schludnego chłopaka. Lecz teraz zupełnie go nie przypominał. Potworne wory na twarzy sprawiały, że jego oczy wyglądały na jeszcze większe niż były w rzeczywistości, przetłuszczone włosy niedbale opadały mu na ramiona, koszulka była znoszona i przepocona. W niczym nie przypominał światowej klasy zawodnika piłki nożnej. Gdyby nie charakterystyczne rysy twarzy, to Olalla zapewne w ogóle by go nie poznała.
- Cześć – powiedziała nieśmiało. Była zaskoczona widokiem, który widzi. – Co u ciebie?
- W porządku – odparł niedbale, jakby spotkanie z dawną kochanką nie zrobiło na nim żadnego wrażenia. Wydawało się, że jest mu nie na rękę to, że Olalla się na niego natknęła. Zapewne było mu głupio z powodu wyglądu, który sobą prezentował, jednak w tamtej chwili niewiele go interesowała pochlebna opinia brunetki. – A co u ciebie?
- Podobnie – odpowiedziała, nie mogąc oderwać wzroku od zagubionego i przygnębionego piłkarza. – Mesut, jesteś pewien, że wszystko jest okey? – zapytała, spoglądając na jego koszyk z zakupami. W środku był chleb, kawałek kiełbasy, kilka butelek piwa i litrowa wódka.
- Tak, tak… Nie zawracaj sobie mną głowy. Muszę iść. Cześć!
- Ale Mesut!
Jednak chłopak się już nie zatrzymał. Zniknął między sklepowymi półkami tak szybko, że Olalla nie zdołała go dogonić. Widok zmizerniałego, zaniedbanego piłkarza, którego nie tak dawno jeszcze kochała, przeraził ją. Miała złe przeczucia, bo chłopak poważnie się zaniedbał przez te kilka dni wakacji. Widziała go z daleka podczas zakończenia sezonu i świętowania zwycięstwa na stadionie. Był wtedy radosny i uśmiechnięty, był taki jak zawsze. Więc co się stało przez te kilka dni? Nie dawało jej to spokoju.
Wróciła do kasy, do siostry, jednak nie opowiedziała jej o spotkaniu z Mesutem. Pomimo tego, że starała się zachować dobrą minę do złej gry, czuła, że nadchodzący wieczór nie będzie taki fajny jak początkowo się zapowiadał. Myślami ciągle była przy Niemcu. Może miał jakieś problemy? Może stało się coś złego w jego rodzinie? Olalla kochała ludzi i nie lubiła, kiedy cierpieli. Zwłaszcza jak cierpieli jej bliscy. Mesut już od dawna nie należał do grona jej najwierniejszych przyjaciół, jednak nigdy nie zniknął z jej serca. Darzyła go sympatią, pomimo tego, że nie utrzymywali ze sobą kontaktu. Pragnęła zgłębić jego tajemnicę, pomóc, ale zdawała sobie sprawę z tego, że jest to misja niewykonalna. Może jakby nadal się przyjaźnili, ale nie teraz… Za wiele się wydarzyło, za wiele słów padło, aby to wszystko odkręcić. Pozostało jej mieć nadzieję na to, że wszystko się ułoży i Mesut wyjdzie z dołka, w który niewątpliwie wpadał.
Dziewczyny wróciły do domu. Zdecydowały się na kolację u Olalli, bo to było wygodniejsze rozwiązanie dla ciężarnej kobiety. Nie musiała późnym wieczorem rozbijać się taksówkami po mieście, w dodatku z kilkoma torbami pełnymi zakupów.
Było tak jak to sobie zaplanowały. Bez towarzystwa chłopaków, spokojnie przesiadywały w salonie na kanapie. Jeszcze raz obejrzały sobie dzisiejsze zdobyczne, a później ugotowały przepyszną kolację, którą zjadły przed telewizorem, oglądając hiszpański teleturniej polegający na odpowiadaniu na trudne pytania.
Późnym wieczorem do domu wrócił Sergio. Para pożegnała się z Sarą, która wróciła do siebie, do męża, i rozpoczęli przygotowania do snu. Hiszpan opowiadał Olalli przebieg całego swojego dnia, ona nie pozostała mu dłużna, jednak nie wspomniała o spotkaniu z Mesutem. Sama nie wiedziała, dlaczego ukrywa to przed całym światem… Być może chciała w pewien sposób ochronić Niemca przed natrętnymi wizytami i nachalnymi próbami pomocy?
Nazajutrz w domu Ramosów panowała bardzo radosna atmosfera. Olalla i Sergio przygotowywali się do wyjazdu. Od samego rana wszystkie walizki były w ruchu, para pakowała wszystkie potrzebne rzeczy począwszy od ciuchów, a na kosmetykach kończąc. Nie minęły trzy godziny, a już byli zapakowani i gotowi do podróży, jednak ta miała nadejść dopiero jutro. Cieszyli się na te kilka dni wolnego, bo dawno nigdzie nie byli razem. Obydwoje potrzebowali odpocząć od piłki nożnej, od fleszy wścibskich paparazzi, od tego całego zgiełku, a przede wszystkim od kurzu miasta.
- Kurczę – powiedział nagle Sergio, podrywając się z krzesła. – Zapomniałem dać Alvaro klucze od naszego domu!
- Oj, Sergio, gdzie ty masz głowę? No trudno…
- Nie możemy zostawić domu bez opieki.
- No to co zrobisz?
- Pojadę do niego. Powinien być na chacie. Wrócę niedługo.
- No to jedź jak musisz – powiedziała, całując go w usta. – Tylko nie jedź za szybko. Uważaj na siebie.
- Jasne. Będę za pół godziny.
Sergio trzasnął drzwiami, zostawiając Olallę w pustym domu. Dziewczyna nie ruszyła się z tarasu, na którym rozłożyła się wygodnie w leżaku. Korzystała z ciepłych promieni popołudniowego słońca i rozkoszowała się zimnym koktajlem z czarnych porzeczek. Owoce leśne były tym, czego teraz najbardziej potrzebowała. Dawnymi czasy nie przepadała za tymi owocami, ale w ciąży jej smaki uległy totalnej zmianie i teraz sama się dziwi, że je rzeczy, na które wcześniej nie chciała nawet patrzeć.
Nagle usłyszała dzwonek do drzwi. Westchnęła przeciągle i przeklęła pod nosem, zastanawiając się w których to spodniach Sergio zostawił klucze. Jechał do Alvaro, aby mu je przekazać i bardzo prawdopodobne było to, że ich zapomniał. Tak, to było podobne do Sergio! Olalla już od dawna twierdziła, że ten chłopak zgubi kiedyś własną głowę.
Jednak za drzwiami stał ktoś inny. Ktoś, kto dawno tutaj nie był i kogo Olalla się nie spodziewała.
- Mesut? Cześć!
- Cześć, mogę wejść?
- Jasne. – Dziewczyna uchyliła szerzej drzwi, aby chłopak mógł wejść do przedpokoju. Zastanawiała się, co go tutaj sprowadza. Wyglądał lepiej niż wczoraj, wziął prysznic, umył włosy i założył czyste ciuchy. Jednak wciąż daleko mu było do tego przystojnego chłopaka, którym niewątpliwie był jeszcze kilka dni temu.
- Jest Sergio? – zapytał, chowając dłonie głęboko w kieszenie i rozglądając się dookoła.
- Nie, pojechał na chwilę do Arbeloi. Co cię do nas sprowadza?
- Nic, tak chciałem pogadać.
- W takim razie zapraszam – powiedziała, wskazując mu drogę do kuchni. Chłopak w milczeniu powędrował za nią we wskazane miejsce i usiadł przy stole. Chwilę potem Olalla postawiła przed nim napój gazowany oraz półmisek z owocami.
- Mieszkasz tu teraz? – zapytał beznamiętnie.
- Tak. Wiele się zmieniło.
- Właśnie widzę. Ślicznie wyglądasz. Pasuje ci ten brzuszek.
- Jeszcze trzy miesiące i zniknie – zaśmiała się. – A co u ciebie? Masz jakieś plany na wakacje?
- Tak, chyba pojadę do Niemiec, do rodziny. Ale to jeszcze nic pewnego. A wy?
- Jutro jedziemy na Ibizę.
- Wow! Byłem tam zeszłego lata, na pewno wam się spodoba.
Zapanowała niezręczna cisza. Olalla nie wiedząc, co może jeszcze powiedzieć zatraciła wzrok w szklance z napojem, a Mesut nerwowo zerkał to tu, to tam, byle nie w oczy Hiszpanki.
- Właściwie to – rzekł nagle, ośmielając się podnieść na nią wzrok – za kilka dni jadę do Toledo, to 70 kilometrów od Madrytu. Wynająłem niewielki, ale przytulny domek nad rzeką.
- To miło. Jedziesz sam?
- Tak.
Olalla nie była przekonana do tego pomysłu. Zdawało jej się, że Mesut jedzie tam, aby zatopić smutki, nie tyle w rzece, co w alkoholu. Będzie z dala od jupiterów, nikt nie będzie go tam gonić z aparatem fotograficznym, zapewne niewielu ludzi go rozpozna. Idealne miejsce dla człowieka, który przeżywa załamanie.
- Oli, pojedź ze mną.
- Proszę?
Dziewczyna nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilką usłyszała. Jak on to sobie wyobraża? Nie, to nie wchodziło w grę.
- Proszę cię – kontynuował. – Tylko kilka dni. Nie ma tam super luksusowych warunków, ale jest dom, zieleń, rzeka. Jest wszystko to, co lubisz, a nie pięciogwiazdkowy hotel z basenem i kupą bogatych ludzi. Będziemy tam sami, tylko ty i ja. Nie oczekuję wiele, ale daj mi szansę, błagam cię. Inaczej oszaleję!
- Mesut, ty chyba nie mówisz poważnie? Nie mogę. Jutro jadę z Sergio na wakacje.
- Proszę cię, Olalla. Nie widzisz, co się ze mną dzieje? Od kilku dni nie przestaję pić, a gdy wczoraj cię spotkałem to pomyślałem sobie, że to moja ostatnia szansa. Daj mi ją, błagam. Nie pożałujesz tego.
- Mesut, chyba musisz już iść – powiedziała, wstając od stołu i kierując się w stronę drzwi. Miała nadzieję, że Niemiec podąży za nią, ale nic takiego się nie stało. – Mesut, idź już. Sergio zaraz wróci.
- Oli, jedna szansa – rzekł, chwytając ją za dłoń i klękając przed nią. – Jedna, jedyna. – W jego zachowaniu i słowach dało się wyczuć szczerość i prawdziwą chęć odmienia wszystkiego. Wciąż zależało mu na Olalli, ale ona nic nie mogła na to poradzić. Nie mogła wystawić Sergio do wiatru. Sergio, Sara i Iker liczyli na długie i udane wakacje na Ibizie, więc Olalla nie mogła z tego tak po prostu zrezygnować dla chwili uniesienia. – Zrobię dla ciebie wszystko!
- Mesut, wstań, proszę cię.
- Jak ze mną nie pojedziesz, to przysięgam, że się zabiję w Toledo.
- Nie mów tak.
- Przepraszam, ale sama mnie do tego zmuszasz. Dobrze wiesz, że jestem do tego zdolny.
- Nie…
- To spójrz – powiedział,wyciągając z kieszeni malutką buteleczkę z białymi tabletkami. – Środki nasenne. Zażyję je tam, jak ze mnie nie pojedziesz.
- Przestań mnie szantażować, dobrze? Mesut, ja skończyłam z tobą. Jestem szczęśliwa z Sergio, mam poukładane życie, wszystko idzie dobrze. Po co znów się pojawiłeś? Po co mieszasz mi w głowie?
- Kocham cię.
- Oh, przestań! To było dawno.
- Nigdy nie przestałem cię kochać. Pogodziłem się z twoim wyborem, bo chciałem byś była szczęśliwa, ale dłużej tak nie mogę. To mnie zabija od środka. Ja umieram!
- Powinieneś się leczyć! Ty oszalałeś.
- Tak, na twoim punkcie.
- Przerażasz mnie.
- Olalla, to tylko kilka dni. Porozmawiajmy z dala od tego wszystkiego. Oderwijmy się, zapomnijmy. Wszystko ci wybaczę, obiecuję, ale pojedź ze mną.
- Ale co ja powiem Sergio? Jutro wyjeżdżamy.
- Wymyśl coś, błagam.
- To nie jest takie proste.
- Wręcz przeciwnie. Sergio jest tak naiwny, że wszystko łyknie.
Olalla biła się z myślami. Odwołanie wyjazdu na Ibizę postawi ją w złym świetle, zawiedzie najbliższych. Nie chciała tego, ale nic nie mogła zrobić w obliczu planowanego samobójstwa. Nie sądziła, że Mesut jest zdolny do czegoś takiego, ale jeśli rzeczywiście odebrałby sobie życie, to nie wybaczyłaby sobie tego, aż do śmierci. Do końca obwiniałaby się za jego śmierć. Nie miała wyjścia.
Spojrzała w oczy Mesutowi, który spoglądał na nią z wielką nadzieją.
- Dobrze – rzekła. – Ale tylko na kilka dni. Tak abym mogła na tydzień pojechać na Ibizę, do Sergio.
   - Oczywiście.

2 komentarze:

  1. W tym rozdziale zdenerwowałam się trochę na Mesuta. Nienawidzę emocjonalnych szantaży! A takowy najwyraźniej zastosował na Olalli... Gdyby nie to, bardzo cieszyłabym się z ich spotkania, a teraz Oli czuje się zaszczuta i pozbawiona wyboru. Ciekawe, co wyniknie z tego dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Taa... A to będą witaminki...

    OdpowiedzUsuń