Olalla stawiła się pod
centrum handlowym punktualnie o dwunastej w południe. Zakupy to rzecz,
którą kobiety kochają! I Olalla nie stanowiła tutaj wyjątku, aczkolwiek
Sara była prawdziwą zakupoholiczką. Nic więc dziwnego, że jej ulubionym
filmem były „Wyznania zakupoholiczki” z Islą Fisher.
Dziewczyna podeszła do siostry i przywitała się z nią buziakiem w policzek.
-
Ślicznie wyglądasz – rzekła, zauważając jej niesamowity strój. Sara
miała na sobie czarne, skórzane legginsy, wysokie buty za kostkę,
dżinsowe szorty, koszulkę z kolorowym nadrukiem oraz czarną kamizelkę.
Wyglądała jak prawdziwa gwiazda rocka, a nie prezenterka telewizyjna,
która zazwyczaj prezentowała się nienagannie i uroczo, jak dziewczyna z
sąsiedztwa.
- Postanowiłam zaszaleć.
- Właśnie widzę.
- Ty też ładnie wyglądasz – rzekła, spoglądając na siostrę i komplementując jej kwiecistą, letnią sukienkę oraz białe sandałki.
- Jedna z nielicznych kiecek, w które się jeszcze mieszczę. Idziemy?
- Jasne!
Dziewczyny
spędziły w centrum handlowym ponad pół dnia. Ich głównym celem były
kostiumy kąpielowe, które idealnie prezentowałyby ich ciała na plażach
na Ibizie, jednak nie byłyby sobą, gdyby przy okazji nie zrobiły
„większych” zakupów. I w ten oto sposób obeszły całą galerię handlową,
zaglądając do sklepów z odzieżą, butami, torebkami, biżuterią oraz
bielizną. Zewsząd wychodziły z nową reklamówką i coraz większym
uśmiechem na ustach. Nic nie sprawiało większej radości niż nowe ubrania
bądź dodatki!
- Chodźmy jeszcze do spożywczaka. Ugotujemy sobie coś pysznego na wieczór – zaproponowała Sara.
-
Dobra, to świetny pomysł, ale pojedźmy do sklepu na moim osiedlu. Tam
jest wszystko dobrej jakości i w przystępnych cenach. Ekspedientka
zawsze odkłada dla mnie świeże produkty.
- No dobra.
Kilkadziesiąt
minut później dziewczyny były już w sklepie nieopodal domu Olalli i
Sergio. W ich koszyku zakupowym lądowało dosłownie wszystko: wędliny,
nabiał, pieczywo, słodycze… Wszystko, co akurat wpadło im do ręki i co
mogło się przydać do kolacji lub na jutrzejszy dzień. Nie oszczędzały
siebie i swoich portfeli. Rzadko szastały pieniędzmi na prawo i lewo, bo
doskonale znały jego wartość, wiedziały, że nie każdy może sobie
pozwolić na taki luksus, jakim było nie patrzenie na ceny, ale tego dnia
jakiś szalony chochlik wdarł się do ich umysłów i nie zezwalał na
racjonalne myślenie. Same się z siebie śmiały, że to do nich niepodobne,
ale jak stwierdziły: „raz się żyje!”.
-
Chyba mamy wszystko – powiedziała Sara, spoglądając na produkty w
koszyku. – Idziemy do kasy? – Olalla skinęła głową i ruszyła za siostrą w
kierunku wyjścia ze sklepu.
- Poczekaj! Zapomniałam o powidłach dla Sergio.
- A po co mu powidła?
- Ostatnio ma na nie fazkę. Idź do kolejki, a ja zaraz wrócę.
- Pośpiesz się.
Olalla
niczym strzała pognała w stronę przetworów. Chwyciła pierwszy słoik z
brzegu i nie patrząc na drogę poszła w kierunku kas. Jej roztrzepanie
zostało ukarane, ponieważ niechcący wpadła na mężczyznę z koszykiem w
dłoni. Butelki, które się w nim mieściły zabrzęczały, a sam chłopak
odwrócił się gwałtownie w stronę Olalli ze zezłoszczoną miną.
- Bardzo przepraszam – powiedziała, mając nadzieję, że nic nie potłukła. – O mój Boże! Mesut?
Przed
oczami ujrzała znaną jej sylwetkę młodego piłkarza z Niemiec. Nie
widziała go od kilku miesięcy, nie licząc oczywiście meczy, które
obserwowała z trybun, z których widziała jedynie malutką postać
biegającą po zielonej trawie. Minęło kilkanaście długich tygodni od ich
ostatniego spotkania, ale zapamiętała go jako rześkiego, schludnego
chłopaka. Lecz teraz zupełnie go nie przypominał. Potworne wory na
twarzy sprawiały, że jego oczy wyglądały na jeszcze większe niż były w
rzeczywistości, przetłuszczone włosy niedbale opadały mu na ramiona,
koszulka była znoszona i przepocona. W niczym nie przypominał światowej
klasy zawodnika piłki nożnej. Gdyby nie charakterystyczne rysy twarzy,
to Olalla zapewne w ogóle by go nie poznała.
- Cześć – powiedziała nieśmiało. Była zaskoczona widokiem, który widzi. – Co u ciebie?
-
W porządku – odparł niedbale, jakby spotkanie z dawną kochanką nie
zrobiło na nim żadnego wrażenia. Wydawało się, że jest mu nie na rękę
to, że Olalla się na niego natknęła. Zapewne było mu głupio z powodu
wyglądu, który sobą prezentował, jednak w tamtej chwili niewiele go
interesowała pochlebna opinia brunetki. – A co u ciebie?
-
Podobnie – odpowiedziała, nie mogąc oderwać wzroku od zagubionego i
przygnębionego piłkarza. – Mesut, jesteś pewien, że wszystko jest okey? –
zapytała, spoglądając na jego koszyk z zakupami. W środku był chleb,
kawałek kiełbasy, kilka butelek piwa i litrowa wódka.
- Tak, tak… Nie zawracaj sobie mną głowy. Muszę iść. Cześć!
- Ale Mesut!
Jednak
chłopak się już nie zatrzymał. Zniknął między sklepowymi półkami tak
szybko, że Olalla nie zdołała go dogonić. Widok zmizerniałego,
zaniedbanego piłkarza, którego nie tak dawno jeszcze kochała, przeraził
ją. Miała złe przeczucia, bo chłopak poważnie się zaniedbał przez te
kilka dni wakacji. Widziała go z daleka podczas zakończenia sezonu i
świętowania zwycięstwa na stadionie. Był wtedy radosny i uśmiechnięty,
był taki jak zawsze. Więc co się stało przez te kilka dni? Nie dawało
jej to spokoju.
Wróciła
do kasy, do siostry, jednak nie opowiedziała jej o spotkaniu z Mesutem.
Pomimo tego, że starała się zachować dobrą minę do złej gry, czuła, że
nadchodzący wieczór nie będzie taki fajny jak początkowo się zapowiadał.
Myślami ciągle była przy Niemcu. Może miał jakieś problemy? Może stało
się coś złego w jego rodzinie? Olalla kochała ludzi i nie lubiła, kiedy
cierpieli. Zwłaszcza jak cierpieli jej bliscy. Mesut już od dawna nie
należał do grona jej najwierniejszych przyjaciół, jednak nigdy nie
zniknął z jej serca. Darzyła go sympatią, pomimo tego, że nie
utrzymywali ze sobą kontaktu. Pragnęła zgłębić jego tajemnicę, pomóc,
ale zdawała sobie sprawę z tego, że jest to misja niewykonalna. Może
jakby nadal się przyjaźnili, ale nie teraz… Za wiele się wydarzyło, za
wiele słów padło, aby to wszystko odkręcić. Pozostało jej mieć nadzieję
na to, że wszystko się ułoży i Mesut wyjdzie z dołka, w który
niewątpliwie wpadał.
Dziewczyny
wróciły do domu. Zdecydowały się na kolację u Olalli, bo to było
wygodniejsze rozwiązanie dla ciężarnej kobiety. Nie musiała późnym
wieczorem rozbijać się taksówkami po mieście, w dodatku z kilkoma
torbami pełnymi zakupów.
Było
tak jak to sobie zaplanowały. Bez towarzystwa chłopaków, spokojnie
przesiadywały w salonie na kanapie. Jeszcze raz obejrzały sobie
dzisiejsze zdobyczne, a później ugotowały przepyszną kolację, którą
zjadły przed telewizorem, oglądając hiszpański teleturniej polegający na
odpowiadaniu na trudne pytania.
Późnym
wieczorem do domu wrócił Sergio. Para pożegnała się z Sarą, która
wróciła do siebie, do męża, i rozpoczęli przygotowania do snu. Hiszpan
opowiadał Olalli przebieg całego swojego dnia, ona nie pozostała mu
dłużna, jednak nie wspomniała o spotkaniu z Mesutem. Sama nie wiedziała,
dlaczego ukrywa to przed całym światem… Być może chciała w pewien
sposób ochronić Niemca przed natrętnymi wizytami i nachalnymi próbami
pomocy?
Nazajutrz w
domu Ramosów panowała bardzo radosna atmosfera. Olalla i Sergio
przygotowywali się do wyjazdu. Od samego rana wszystkie walizki były w
ruchu, para pakowała wszystkie potrzebne rzeczy począwszy od ciuchów, a
na kosmetykach kończąc. Nie minęły trzy godziny, a już byli zapakowani i
gotowi do podróży, jednak ta miała nadejść dopiero jutro. Cieszyli się
na te kilka dni wolnego, bo dawno nigdzie nie byli razem. Obydwoje
potrzebowali odpocząć od piłki nożnej, od fleszy wścibskich paparazzi,
od tego całego zgiełku, a przede wszystkim od kurzu miasta.
- Kurczę – powiedział nagle Sergio, podrywając się z krzesła. – Zapomniałem dać Alvaro klucze od naszego domu!
- Oj, Sergio, gdzie ty masz głowę? No trudno…
- Nie możemy zostawić domu bez opieki.
- No to co zrobisz?
- Pojadę do niego. Powinien być na chacie. Wrócę niedługo.
- No to jedź jak musisz – powiedziała, całując go w usta. – Tylko nie jedź za szybko. Uważaj na siebie.
- Jasne. Będę za pół godziny.
Sergio
trzasnął drzwiami, zostawiając Olallę w pustym domu. Dziewczyna nie
ruszyła się z tarasu, na którym rozłożyła się wygodnie w leżaku.
Korzystała z ciepłych promieni popołudniowego słońca i rozkoszowała się
zimnym koktajlem z czarnych porzeczek. Owoce leśne były tym, czego teraz
najbardziej potrzebowała. Dawnymi czasy nie przepadała za tymi owocami,
ale w ciąży jej smaki uległy totalnej zmianie i teraz sama się dziwi,
że je rzeczy, na które wcześniej nie chciała nawet patrzeć.
Nagle
usłyszała dzwonek do drzwi. Westchnęła przeciągle i przeklęła pod
nosem, zastanawiając się w których to spodniach Sergio zostawił klucze.
Jechał do Alvaro, aby mu je przekazać i bardzo prawdopodobne było to, że
ich zapomniał. Tak, to było podobne do Sergio! Olalla już od dawna
twierdziła, że ten chłopak zgubi kiedyś własną głowę.
Jednak za drzwiami stał ktoś inny. Ktoś, kto dawno tutaj nie był i kogo Olalla się nie spodziewała.
- Mesut? Cześć!
- Cześć, mogę wejść?
-
Jasne. – Dziewczyna uchyliła szerzej drzwi, aby chłopak mógł wejść do
przedpokoju. Zastanawiała się, co go tutaj sprowadza. Wyglądał lepiej
niż wczoraj, wziął prysznic, umył włosy i założył czyste ciuchy. Jednak
wciąż daleko mu było do tego przystojnego chłopaka, którym niewątpliwie
był jeszcze kilka dni temu.
- Jest Sergio? – zapytał, chowając dłonie głęboko w kieszenie i rozglądając się dookoła.
- Nie, pojechał na chwilę do Arbeloi. Co cię do nas sprowadza?
- Nic, tak chciałem pogadać.
-
W takim razie zapraszam – powiedziała, wskazując mu drogę do kuchni.
Chłopak w milczeniu powędrował za nią we wskazane miejsce i usiadł przy
stole. Chwilę potem Olalla postawiła przed nim napój gazowany oraz
półmisek z owocami.
- Mieszkasz tu teraz? – zapytał beznamiętnie.
- Tak. Wiele się zmieniło.
- Właśnie widzę. Ślicznie wyglądasz. Pasuje ci ten brzuszek.
- Jeszcze trzy miesiące i zniknie – zaśmiała się. – A co u ciebie? Masz jakieś plany na wakacje?
- Tak, chyba pojadę do Niemiec, do rodziny. Ale to jeszcze nic pewnego. A wy?
- Jutro jedziemy na Ibizę.
- Wow! Byłem tam zeszłego lata, na pewno wam się spodoba.
Zapanowała
niezręczna cisza. Olalla nie wiedząc, co może jeszcze powiedzieć
zatraciła wzrok w szklance z napojem, a Mesut nerwowo zerkał to tu, to
tam, byle nie w oczy Hiszpanki.
-
Właściwie to – rzekł nagle, ośmielając się podnieść na nią wzrok – za
kilka dni jadę do Toledo, to 70 kilometrów od Madrytu. Wynająłem
niewielki, ale przytulny domek nad rzeką.
- To miło. Jedziesz sam?
- Tak.
Olalla
nie była przekonana do tego pomysłu. Zdawało jej się, że Mesut jedzie
tam, aby zatopić smutki, nie tyle w rzece, co w alkoholu. Będzie z dala
od jupiterów, nikt nie będzie go tam gonić z aparatem fotograficznym,
zapewne niewielu ludzi go rozpozna. Idealne miejsce dla człowieka, który
przeżywa załamanie.
- Oli, pojedź ze mną.
- Proszę?
Dziewczyna nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilką usłyszała. Jak on to sobie wyobraża? Nie, to nie wchodziło w grę.
-
Proszę cię – kontynuował. – Tylko kilka dni. Nie ma tam super
luksusowych warunków, ale jest dom, zieleń, rzeka. Jest wszystko to, co
lubisz, a nie pięciogwiazdkowy hotel z basenem i kupą bogatych ludzi.
Będziemy tam sami, tylko ty i ja. Nie oczekuję wiele, ale daj mi szansę,
błagam cię. Inaczej oszaleję!
- Mesut, ty chyba nie mówisz poważnie? Nie mogę. Jutro jadę z Sergio na wakacje.
-
Proszę cię, Olalla. Nie widzisz, co się ze mną dzieje? Od kilku dni nie
przestaję pić, a gdy wczoraj cię spotkałem to pomyślałem sobie, że to
moja ostatnia szansa. Daj mi ją, błagam. Nie pożałujesz tego.
-
Mesut, chyba musisz już iść – powiedziała, wstając od stołu i kierując
się w stronę drzwi. Miała nadzieję, że Niemiec podąży za nią, ale nic
takiego się nie stało. – Mesut, idź już. Sergio zaraz wróci.
-
Oli, jedna szansa – rzekł, chwytając ją za dłoń i klękając przed nią. –
Jedna, jedyna. – W jego zachowaniu i słowach dało się wyczuć szczerość i
prawdziwą chęć odmienia wszystkiego. Wciąż zależało mu na Olalli, ale
ona nic nie mogła na to poradzić. Nie mogła wystawić Sergio do wiatru.
Sergio, Sara i Iker liczyli na długie i udane wakacje na Ibizie, więc
Olalla nie mogła z tego tak po prostu zrezygnować dla chwili uniesienia.
– Zrobię dla ciebie wszystko!
- Mesut, wstań, proszę cię.
- Jak ze mną nie pojedziesz, to przysięgam, że się zabiję w Toledo.
- Nie mów tak.
- Przepraszam, ale sama mnie do tego zmuszasz. Dobrze wiesz, że jestem do tego zdolny.
- Nie…
-
To spójrz – powiedział,wyciągając z kieszeni malutką buteleczkę z
białymi tabletkami. – Środki nasenne. Zażyję je tam, jak ze mnie nie
pojedziesz.
-
Przestań mnie szantażować, dobrze? Mesut, ja skończyłam z tobą. Jestem
szczęśliwa z Sergio, mam poukładane życie, wszystko idzie dobrze. Po co
znów się pojawiłeś? Po co mieszasz mi w głowie?
- Kocham cię.
- Oh, przestań! To było dawno.
-
Nigdy nie przestałem cię kochać. Pogodziłem się z twoim wyborem, bo
chciałem byś była szczęśliwa, ale dłużej tak nie mogę. To mnie zabija od
środka. Ja umieram!
- Powinieneś się leczyć! Ty oszalałeś.
- Tak, na twoim punkcie.
- Przerażasz mnie.
-
Olalla, to tylko kilka dni. Porozmawiajmy z dala od tego wszystkiego.
Oderwijmy się, zapomnijmy. Wszystko ci wybaczę, obiecuję, ale pojedź ze
mną.
- Ale co ja powiem Sergio? Jutro wyjeżdżamy.
- Wymyśl coś, błagam.
- To nie jest takie proste.
- Wręcz przeciwnie. Sergio jest tak naiwny, że wszystko łyknie.
Olalla
biła się z myślami. Odwołanie wyjazdu na Ibizę postawi ją w złym
świetle, zawiedzie najbliższych. Nie chciała tego, ale nic nie mogła
zrobić w obliczu planowanego samobójstwa. Nie sądziła, że Mesut jest
zdolny do czegoś takiego, ale jeśli rzeczywiście odebrałby sobie życie,
to nie wybaczyłaby sobie tego, aż do śmierci. Do końca obwiniałaby się
za jego śmierć. Nie miała wyjścia.
Spojrzała w oczy Mesutowi, który spoglądał na nią z wielką nadzieją.
- Dobrze – rzekła. – Ale tylko na kilka dni. Tak abym mogła na tydzień pojechać na Ibizę, do Sergio.
- Oczywiście.
W tym rozdziale zdenerwowałam się trochę na Mesuta. Nienawidzę emocjonalnych szantaży! A takowy najwyraźniej zastosował na Olalli... Gdyby nie to, bardzo cieszyłabym się z ich spotkania, a teraz Oli czuje się zaszczuta i pozbawiona wyboru. Ciekawe, co wyniknie z tego dalej ;)
OdpowiedzUsuńTaa... A to będą witaminki...
OdpowiedzUsuń