Olalla Carbonero
siedziała samotnie przy stoliku dla dwojga w „Circulo de Oro” na Gran
Via i nerwowo spoglądała na zegarek – piętnaście minut spóźnienia.
Próbowała przekonać samą siebie, że Sergio miał ważny powód, żeby w taki
ostentacyjny sposób kazać jej czekać. Czuła się tam jak idiotka,
odmawiając kelnerowi złożenia zamówienia i tekst typu „to przez korki” albo „złapałem gumę”,
nie zrekompensuje jej całego tego upokorzenia. Miała ochotę zapaść się
pod ziemię albo jeszcze lepiej… po prostu stamtąd odejść.
Jeszcze
raz spojrzała na tarczę zegara, który za moment będzie wybijać godzinę
siódmą. Wyjęła z torebki małe lusterko, w którym się przejrzała i po
zaakceptowaniu swojego wyglądu ponownie schowała je w małej, bocznej
kieszonce. Poprawiła niebieską sukienkę, która delikatnie opinała jej
ciało i naciągnęła materiał tak, aby nieco bardziej przysłaniał jej
biust.
Nagle poczuła
ciepłe, męskie dłonie na swoich ramionach i delikatny podmuch na karku. W
głowie jej zawirowało od przypływu nagłej fali rozkoszy i uśmiechnęła
się mimowolnie sama do siebie.
-
Przepraszam – wyszeptał Sergio, niemalże dotykając wargami jej ucha. –
Jestem beznadziejny, wiem, ale popsuł mi się samochód – dodał, śmiejąc
się i zajmując miejsce naprzeciwko Olalli. Dziewczyna musiała przyznać,
że Sergio zrobił na niej wrażenie. Włosy miał idealnie związane w koński
ogon, dzięki czemu jego twarz była pełna i jasna, nic nie zakłócało
jego promiennego uśmiechu i nie zasłaniało orzechowych oczu. Miał na
sobie ciemne, dizajnerskie dżinsy, buty z cholewami oraz czarną koszulę z
cienkim krawatem. Uległ modzie, która niekoniecznie podobała się
Olalli, jednak nie mogła powiedzieć, że nie wyglądał przystojnie.
- Najważniejsze, że już jesteś – powiedziała z uśmiechem. – Zamawiamy? Zgłodniałam czekając na ciebie.
- Będziesz mi wypominać to spóźnienie przez cały wieczór?
- A będę coś z tego miała?
- Hm… - Sergio przegryzł dolną wargę i spojrzał w górę udając myślenie. – Może…
- W takim razie będę.
- Na co masz ochotę?
-
Na ciebie. – Miała ochotę odpowiedzieć, jednak powstrzymała się, gdyż
tak jawne pokazywanie uczuć nie leżało w jej naturze. A może jednak? W
każdym razie Sergio umiałby to wykorzystać, a przecież chodziło o to,
żeby się postarał zanim cokolwiek dostanie. – Wezmę spaghetti. A ty?
- W twoim towarzystwie zjadłbym wszystko… Hm… Nawet Aegiale Hesperiaris, cokolwiek to jest.
-
Dobry wieczór, czy mogę przyjąć zamówienie? – Przy ich stoliku pojawił
się wysoki młodzieniec w białej koszuli, z muszką i wylakierowanymi
butami. W dłoni trzymał tacę oraz niewielki notatnik, a za uchem
wsadzony miał niebieski długopis.
- Poproszę spaghetti – powiedziała z uśmiechem Olalla – a dla pana prosimy pozycję numer trzynaście, czyli…
- Aegiale Hesperiaris – dokończył kelner.
- Dokładnie. Dziękujemy.
- No coś ty mi zamówiła? Wiesz chociaż co to jest?
- Nie, ale fajnie brzmi. Na pewno będzie dobre.
- Tak… Przyniosą mi tu pół dzika albo jakieś gady…
-
To ekskluzywna restauracja, na pewno będzie smaczne. Byle czego tu nie
podają, sam tak mówiłeś. Tylko dlatego zgodziłam się tu przyjść, bo ja
gustuję raczej w skromniejszych miejscach.
Bardzo
dobrze im się rozmawiało. Sergio był zabawny, jednak czasami aż za
bardzo. Z czasem jego chęć bycia żartownisiem przerastała jego samego i
robił się infantylny i groteskowy. Wymyślał kawały, które ze śmiechem
miały wspólnego tyle co Olalla z piłką nożną. Dziewczynę męczyło ciągle
uśmiechanie się, miała wrażenie, że głupi wyraz twarzy z półuśmiechem
pozostanie jej do końca wieczoru, a może nawet i na noc. Mimo wszystko
Sergio wydawał jej się być w tym wszystkim niezwykle uroczy.
- Państwa zamówienie – powiedział kelner, kładąc przed nimi talerze. – Smacznego.
Olalla
spojrzała na swoje danie i aż zaburczało jej w brzuchu. Nie mogła
doczekać się, kiedy pozawijany makaron z niezwykle czerwonym sosem
wyląduje w jej żołądku. Natomiast mina Sergio była nietęga. Wywołał tym
paniczny śmiech u brunetki, która na jego talerzu ujrzała coś na wzór
sałatki: z pomidorami, oliwkami, papryką i malutkimi, białymi robaczkami
przypominającymi dżdżownice.
- No co jest Sergio – śmiała się. – Straciłeś apetyt?
- Żebyś wiedziała. Jesteś podła.
- Jak wszystko to wszystko.
- Wiedziałaś, że to jakieś robactwo, nie?
-
Domyślałam się. No dawaj – powiedziała, chwytając jego widelec i
nabierając na niego niewielką ilość „sałatki”. – Otwórz buzię, zjemy za
mamusię – śmiała się.
- A co ja z tego będę miał? – zapytał i odsunął się, żeby Olalla nie wsadziła mu tego do buzi podczas rozmowy.
- Wyrównany rachunki. Spóźniłeś się, a jeśli to zjesz to nie będę ci tego wypominać.
- To ja już wolę twoje chamskie docinki.
-
No Sergio, jesteś facetem czy nie? – Nie ma to jak pograć na męskim
ego. Olalla nie znała mężczyzny, który nie zareagowałby na zdanie ze
słowami „jesteś” i „facet”. To było dla nich jak płachta na byka. Aby
udowodnić swoją męskość są w stanie skoczyć z mostu, kupić kobiecie
tampony, a nawet zjeść robaki.
Piłkarz
ponownie przysunął się do stołu, wziął głęboki wdech, poczym otworzył
buzię i czekał aż Olalla mu wsadzi widelec do ust.
-
Leci samolocik, leci… I do buzi. Mniam! – Swoim śmiechem zwracała uwagę
całej sali. Goście jednak nie byli zdenerwowani i poirytowani głośnym
zachowaniem brunetki, ale bacznie przypatrywali się wypadkowi wydarzeń,
bo światowej sławy piłkarz zajadający się robakami to rzadki widok. –
Dobre?
- Paskudne! – odpowiedział, przełykając „sałatkę”.
- Masz, napij się wody.
- Nie każ mi tego już jeść.
- Niech ci będzie… Znaj łaskę pana! – zaśmiała się.
- Jakbym wiedział w co się pakuję, to nigdy bym cię tu nie zaprosił.
-
A mówiłam, że wolałabym hot-doga… Sam się uparłeś na drogą restaurację.
– Olalla zawołała kelnera i poprosiła, aby zabrał talerz Sergio. Teraz,
kiedy widziała zieloną twarz piłkarza miała okropne wyrzuty sumienia,
jednak szybko jej przeszło, kiedy posiłek stał się celem nieudolnych
żartów chłopaka. – Poproszę jeszcze raz to samo – dodała, pokazując
pracownikowi swój talerz.
- Nigdy nie zapomnę tego wieczora– powiedziała Olalla, wychodząc z restauracji. – Było zabawnie.
- Jak dla kogo… Szkoda, że Iker mnie przed tobą nie ostrzegł.
- Przynajmniej się nie nudziłeś.
- Odwiozę cię do domu.
- Nie trzeba. Mieszkam niedaleko, przejdę się.
- Mogę ci towarzyszyć? – zapytał, proponując jej swoje ramię. Dziewczyna uśmiechnęła się i skinęła głową.
Był
ładny, aczkolwiek nieco chłodny wieczór. Olalla cieszyła się, że wzięła
ze sobą cienki, czarny płaszczyk, dzięki któremu chroniła swoje ramiona
przed ziemnymi powiewami wiatru. Wyobrażała sobie jak ona i Sergio
wyglądają w oczach innych przechodniów. Piękna, młoda para, której nie
brakowało tematów do rozmów. Przemierzali ulicę z uśmiechem na ustach,
pewnym siebie krokiem, zupełnie jakby dążyli do zwojowania świata. Nic
nie stało im na przeszkodzie, zwinnie omijali kałuże oraz słupy z
afiszami, przyglądali się wystawom sklepowym, a tak naprawdę podziwiali
swoje odbicia w szybach. Wyglądali jak szczęśliwa para, która była ze
sobą wiele lat i wciąż kochali się tak jak na początku znajomości –
miłością młodzieżową, szaleńczą, bezproblemową. Ten widok podobał się
zarówno Olalli jak i Sergio. Chłopak od dawna szukał dziewczyny, która
śmiałaby się z jego tępych kawałów i która razem z nim nie bałaby się
podejmować nowych, szalonych wyzwań.
-
Jesteśmy. – Wskazała na niewielki, szary budynek z niebieskimi drzwiami
frontowymi i białymi okiennicami. Znajdowali się w znanej z kradzieży
dzielnicy Madrytu, jednak Sergio czuł się tam bardzo bezpiecznie. Ulica
przypominała mu jedną z tych, które można oglądać w amerykańskich
serialach z przedmieść San Francisco. – Mieszkam na pierwszym piętrze –
dodała i wskazała dwa niewielkie okna znajdujące się nad sklepem
wędkarskim.
- Ładnie
tu – powiedział, muskając palcami jej dłoń. Chciał się do niej zbliżyć,
bo liczył na „wielki” finał tego wieczora. Przez całą kolację przyglądał
się jej pełnym ustom, wyobrażał sobie jak smakują i jak są miękkie.
Miał ochotę zatopić się w nich i całować do samego rana.
-
Nie kłam. Wiem, co ludzie mówią o tej dzielnicy – powiedziała,
stawiając stopę na pierwszym stopniu schodów prowadzących do wejścia. – I
dziwią się, że ja, siostra Sary, mieszkam w takim okropnym miejscu. Ona
też tu kiedyś mieszkała. Razem tu mieszkałyśmy po wyprowadzce od
rodziców. Mam sentyment do tego miejsca i nie potrafię go opuścić.
- To zrozumiałe, spędziłaś tu kawałek swojego życia.
- Pięć lat.
- Właśnie.
Zapadła
niezręczna cisza. Sergio podziwiał rysy twarzy swojej towarzyszki,
które idealnie rozświetlało światło latarni ulicznej. Była bardzo
podobna do siostry, a teraz nawet mógłby przysiąc, że czuł się jakby
stała przed nim Sara.
- To co… Możesz wejdziesz? – zaproponowała Olalla.
- Będziemy oglądać rodzinny album? – zaśmiał się.
- Aż tak katować to cię dzisiaj nie będę. Zresztą i tak nie ma w nim nic ciekawego. Ale za to mam wino.
- W takim razie nie mogę odmówić.
-
Zapraszam – powiedziała, przekręcając klucz w zamku. – Jest lekki
bałagan – dodała, włączając światło w salonie – bo nie wiedziałam w co
się ubrać – zachichotała.
- Stroiłaś się dla mnie?
- Przede wszystkim dla siebie. Lubię ładnie wyglądać.
- I zawsze tak jest.
- Weź z kuchni kieliszki, wino jest w barku. Przebiorę się w coś wygodniejszego i zaraz do ciebie dołączę.
Sergio
zrobił to o co został poproszony. Był tu dzisiaj rano, więc całkiem
dobrze orientował się, gdzie co leży. Jednak wcześniej nie zdążył
przyjrzeć się ogólnemu wyglądowi mieszkania. Nie było szalenie wielkie.
Wystarczyłoby dla dwóch osób tak, aby się nie pozabijali. Kuchnia, mimo
tego iż malutka, była przestronna i urządzona typowo po męsku – tylko
najpotrzebniejsze sprzęty. Żadnych zbędnych wazoników, żadnych
kwiatuszków, bez obrazków czy imitacji waz chińskich. Podobało mu się
to, aczkolwiek gustował w większych pomieszczeniach. Wydawało mu się, że
całe mieszkanie Olalli jest jak jego kuchnia.
Salon
był całkiem inny. Tam dało się wyczuć kobiecą rękę: miękki zestaw
kanapowy, nakryty kwiecistym kocem i z milionem poduszek, niewielki
stolik do kawy ze szklanych blatem, a na nim okrągła haftowana serwetka i
kadzidełka. Na ścianach wisiały fotografie – głównie Olalli i Sary,
brązowa meblościanka pokryta była przeróżnymi drobiazgami, a w kącie
stała duża lampa, wygodny liliowy fotel oraz regał z mnóstwem
zakurzonych książek. Ciekaw był jak może wyglądać sypialnia… To
mieszkanie łączyło w sobie mnóstwo styl i i ciężko byłoby określić jego
mieszkańca. Na pewno mieszkał tam ktoś z szaloną głową – ale o tym
Sergio zdołał się już przekonać.
- Jestem – powiedziała brunetka, pojawiając się w salonie w szarym dresie i bluzką na ramiączkach z logiem Realu.
- Skąd masz?
- Od Sary, a właściwie od Ikera.
- A jakbym ci dał koszulkę z moim numerem, to byś ją nosiła?
- Z przyjemnością – powiedziała, chwytając kieliszek z winem i siadając na kanapie.
Sergio
poniosła wyobraźnia i nie mógł się na niczym skupić. W swoim umyśle
widział już Olallę ubraną w jego biało-złotą koszulkę z numerem cztery,
która delikatnie zwisała na wiotkim ciele brunetki i kończyła się tuż za
linią jej pośladków. Nie mógł odmówić sobie takiej przyjemności i
obiecał sobie, że już jutro podaruje jej taki prezent.
-
A więc – powiedział, siadając obok Olalli – za ten wieczór, który się
jeszcze nie skończył oraz za nas. – Sergio stuknął leniwie kieliszek
dziewczyny i upił jego zawartość. Brunetka uśmiechała się do niego
zalotnie, dodatkowo prowokując i ośmielając go do podjęcia jakichkolwiek
działań wobec jej osoby.
Niewiele
czekając, piłkarz przysunął się bliżej Olalli i skradł jej całusa
niczym dzieciak w przedszkolu. Szybko schował twarz w kieliszku, bo
wydawało mu się, że poczuł na swoich policzkach lekkie pieczenie. Nie
poznawał sam siebie. Od kiedy był taki nieśmiały? Jego zachowanie tylko
rozśmieszyło dziewczynę. Zwinnym ruchem ponownie go do siebie
przyciągnęła i pocałowała bardzo namiętnie. Poczuła jak dłoń Sergio
błądzi po jej ciele od uda aż po kark, do jej nozdrzy dochodził zapach
jego wody kolońskiej połączy z lekką nutką alkoholu, który miał we krwi.
Ona sama uwielbiała dotykać jego umięśnionych ramion, pleców oraz
brzucha. Robił ogromne wrażenie, więc nic dziwnego, że nie mogła mu się
oprzeć.
Nie
przestając się całować wstali z kanapy i powędrowali do sypialni.
Obijając się od ścian i zrzucając z komody telefon, nawet nie drgnęli i
nie zaprzestali swojego miłosnego tańca. Sergio delikatnie położył
Olallę na czarnej, satynowej pościeli i zdjął z siebie koszulę, aby
zaraz potem pozbyć się odzienia dziewczyny. Obydwoje mieli na siebie
ogromną ochotę i nic nie było w stanie powstrzymać ich przed
osiągnięciem pełni zadowolenia.
Kochali
się namiętnie i bez przerwy, przez niemalże całą noc. Nic nie mogło
równać się z tym błogim uczuciem rozpusty i niepohamowania. Spełniali
swoje najskrytsze pragnienia, byli dla siebie idealni, uzupełniali się
nawzajem. I Olalla pomyślała, że lepiej rozumie się z mężczyznami, z
którymi nie łączą ją żadne uczucia, niż z Chadem, którego tak bardzo
kochała.
- Kto pierwszy bierze prysznic? – zapytał Sergio, kładąc się „plackiem” na pogniecionej pościeli i ciężko dysząc.
- Idź ty. Jesteś gościem.
Piłkarz
wstał i wyszedł do łazienki znajdującej się naprzeciwko. Olalla
usłyszała dźwięk spływającej wody i mimowolnie odwróciła się w tamtą
stronę. Sergio nie zamknął drzwi i w dodatku nie zasłonił zasłonki
prysznicowej do końca. Dziewczyna uśmiechnęła się sama do siebie.
Patrzyła na chłopaka stojącego pod gorącą wodą, z zamkniętymi oczami i
odchyloną do tyłu głową. Patrzyła na jego łopatki, brązowe plecy, dwa
wgłębienia u nasady kręgosłupa, tuż ponad białymi pośladkami i
pomyślała, że jest idealny…
Rozpustnica z tej Olalli. xD
OdpowiedzUsuń