27 lipca 2012

Rozdział piąty: Serce również ma swoje prawa, a ludzie nie słuchający go są głupcami.

Olalla Carbonero siedziała samotnie przy stoliku dla dwojga w „Circulo de Oro” na Gran Via i nerwowo spoglądała na zegarek – piętnaście minut spóźnienia. Próbowała przekonać samą siebie, że Sergio miał ważny powód, żeby w taki ostentacyjny sposób kazać jej czekać. Czuła się tam jak idiotka, odmawiając kelnerowi złożenia zamówienia i tekst typu „to przez korki” albo „złapałem gumę”, nie zrekompensuje jej całego tego upokorzenia. Miała ochotę zapaść się pod ziemię albo jeszcze lepiej… po prostu stamtąd odejść.
Jeszcze raz spojrzała na tarczę zegara, który za moment będzie wybijać godzinę siódmą. Wyjęła z torebki małe lusterko, w którym się przejrzała i po zaakceptowaniu swojego wyglądu ponownie schowała je w małej, bocznej kieszonce. Poprawiła niebieską sukienkę, która delikatnie opinała jej ciało i naciągnęła materiał tak, aby nieco bardziej przysłaniał jej biust.
Nagle poczuła ciepłe, męskie dłonie na swoich ramionach i delikatny podmuch na karku. W głowie jej zawirowało od przypływu nagłej fali rozkoszy i uśmiechnęła się mimowolnie sama do siebie.
- Przepraszam – wyszeptał Sergio, niemalże dotykając wargami jej ucha. – Jestem beznadziejny, wiem, ale popsuł mi się samochód – dodał, śmiejąc się i zajmując miejsce naprzeciwko Olalli. Dziewczyna musiała przyznać, że Sergio zrobił na niej wrażenie. Włosy miał idealnie związane w koński ogon, dzięki czemu jego twarz była pełna i jasna, nic nie zakłócało jego promiennego uśmiechu i nie zasłaniało orzechowych oczu. Miał na sobie ciemne, dizajnerskie dżinsy, buty z cholewami oraz czarną koszulę z cienkim krawatem. Uległ modzie, która niekoniecznie podobała się Olalli, jednak nie mogła powiedzieć, że nie wyglądał przystojnie.
- Najważniejsze, że już jesteś – powiedziała z uśmiechem. – Zamawiamy? Zgłodniałam czekając na ciebie.
- Będziesz mi wypominać to spóźnienie przez cały wieczór?
- A będę coś z tego miała?
- Hm… - Sergio przegryzł dolną wargę i spojrzał w górę udając myślenie. – Może…
- W takim razie będę.
- Na co masz ochotę?
- Na ciebie. – Miała ochotę odpowiedzieć, jednak powstrzymała się, gdyż tak jawne pokazywanie uczuć nie leżało w jej naturze. A może jednak? W każdym razie Sergio umiałby to wykorzystać, a przecież chodziło o to, żeby się postarał zanim cokolwiek dostanie. – Wezmę spaghetti. A ty?
- W twoim towarzystwie zjadłbym wszystko… Hm… Nawet Aegiale Hesperiaris, cokolwiek to jest.
- Dobry wieczór, czy mogę przyjąć zamówienie? – Przy ich stoliku pojawił się wysoki młodzieniec w białej koszuli, z muszką i wylakierowanymi butami. W dłoni trzymał tacę oraz niewielki notatnik, a za uchem wsadzony miał niebieski długopis.
- Poproszę spaghetti – powiedziała z uśmiechem Olalla – a dla pana prosimy pozycję numer trzynaście, czyli…
- Aegiale Hesperiaris – dokończył kelner.
- Dokładnie. Dziękujemy.
- No coś ty mi zamówiła? Wiesz chociaż co to jest?
- Nie, ale fajnie brzmi. Na pewno będzie dobre.
- Tak… Przyniosą mi tu pół dzika albo jakieś gady…
- To ekskluzywna restauracja, na pewno będzie smaczne. Byle czego tu nie podają, sam tak mówiłeś. Tylko dlatego zgodziłam się tu przyjść, bo ja gustuję raczej w skromniejszych miejscach.
Bardzo dobrze im się rozmawiało. Sergio był zabawny, jednak czasami aż za bardzo. Z czasem jego chęć bycia żartownisiem przerastała jego samego i robił się infantylny i groteskowy. Wymyślał kawały, które ze śmiechem miały wspólnego tyle co Olalla z piłką nożną. Dziewczynę męczyło ciągle uśmiechanie się, miała wrażenie, że głupi wyraz twarzy z półuśmiechem pozostanie jej do końca wieczoru, a może nawet i na noc. Mimo wszystko Sergio wydawał jej się być w tym wszystkim niezwykle uroczy.
- Państwa zamówienie – powiedział kelner, kładąc przed nimi talerze. – Smacznego.
Olalla spojrzała na swoje danie i aż zaburczało jej w brzuchu. Nie mogła doczekać się, kiedy pozawijany makaron z niezwykle czerwonym sosem wyląduje w jej żołądku. Natomiast mina Sergio była nietęga. Wywołał tym paniczny śmiech u brunetki, która na jego talerzu ujrzała coś na wzór sałatki: z pomidorami, oliwkami, papryką i malutkimi, białymi robaczkami przypominającymi dżdżownice.
- No co jest Sergio – śmiała się. – Straciłeś apetyt?
- Żebyś wiedziała. Jesteś podła.
- Jak wszystko to wszystko.
- Wiedziałaś, że to jakieś robactwo, nie?
- Domyślałam się. No dawaj – powiedziała, chwytając jego widelec i nabierając na niego niewielką ilość „sałatki”. – Otwórz buzię, zjemy za mamusię – śmiała się.
- A co ja z tego będę miał? – zapytał i odsunął się, żeby Olalla nie wsadziła mu tego do buzi podczas rozmowy.
- Wyrównany rachunki. Spóźniłeś się, a jeśli to zjesz to nie będę ci tego wypominać.
- To ja już wolę twoje chamskie docinki.
- No Sergio, jesteś facetem czy nie? – Nie ma to jak pograć na męskim ego. Olalla nie znała mężczyzny, który nie zareagowałby na zdanie ze słowami „jesteś” i „facet”. To było dla nich jak płachta na byka. Aby udowodnić swoją męskość są w stanie skoczyć z mostu, kupić kobiecie tampony, a nawet zjeść robaki.
Piłkarz ponownie przysunął się do stołu, wziął głęboki wdech, poczym otworzył buzię i czekał aż Olalla mu wsadzi widelec do ust.
- Leci samolocik, leci… I do buzi. Mniam! – Swoim śmiechem zwracała uwagę całej sali. Goście jednak nie byli zdenerwowani i poirytowani głośnym zachowaniem brunetki, ale bacznie przypatrywali się wypadkowi wydarzeń, bo światowej sławy piłkarz zajadający się robakami to rzadki widok. – Dobre?
- Paskudne! – odpowiedział, przełykając „sałatkę”.
- Masz, napij się wody.
- Nie każ mi tego już jeść.
- Niech ci będzie… Znaj łaskę pana! – zaśmiała się.
- Jakbym wiedział w co się pakuję, to nigdy bym cię tu nie zaprosił.
- A mówiłam, że wolałabym hot-doga… Sam się uparłeś na drogą restaurację. – Olalla zawołała kelnera i poprosiła, aby zabrał talerz Sergio. Teraz, kiedy widziała zieloną twarz piłkarza miała okropne wyrzuty sumienia, jednak szybko jej przeszło, kiedy posiłek stał się celem nieudolnych żartów chłopaka. – Poproszę jeszcze raz to samo – dodała, pokazując pracownikowi swój talerz.

- Nigdy nie zapomnę tego wieczora– powiedziała Olalla, wychodząc z restauracji. – Było zabawnie.
- Jak dla kogo… Szkoda, że Iker mnie przed tobą nie ostrzegł.
- Przynajmniej się nie nudziłeś.
- Odwiozę cię do domu.
- Nie trzeba. Mieszkam niedaleko, przejdę się.
- Mogę ci towarzyszyć? – zapytał, proponując jej swoje ramię. Dziewczyna uśmiechnęła się i skinęła głową.
Był ładny, aczkolwiek nieco chłodny wieczór. Olalla cieszyła się, że wzięła ze sobą cienki, czarny płaszczyk, dzięki któremu chroniła swoje ramiona przed ziemnymi powiewami wiatru. Wyobrażała sobie jak ona i Sergio wyglądają w oczach innych przechodniów. Piękna, młoda para, której nie brakowało tematów do rozmów. Przemierzali ulicę z uśmiechem na ustach, pewnym siebie krokiem, zupełnie jakby dążyli do zwojowania świata. Nic nie stało im na przeszkodzie, zwinnie omijali kałuże oraz słupy z afiszami, przyglądali się wystawom sklepowym, a tak naprawdę podziwiali swoje odbicia w szybach. Wyglądali jak szczęśliwa para, która była ze sobą wiele lat i wciąż kochali się tak jak na początku znajomości – miłością młodzieżową, szaleńczą, bezproblemową. Ten widok podobał się zarówno Olalli jak i Sergio. Chłopak od dawna szukał dziewczyny, która śmiałaby się z jego tępych kawałów i która razem z nim nie bałaby się podejmować nowych, szalonych wyzwań.
- Jesteśmy. – Wskazała na niewielki, szary budynek z niebieskimi drzwiami frontowymi i białymi okiennicami. Znajdowali się w znanej z kradzieży dzielnicy Madrytu, jednak Sergio czuł się tam bardzo bezpiecznie. Ulica przypominała mu jedną z tych, które można oglądać w amerykańskich serialach z przedmieść San Francisco. – Mieszkam na pierwszym piętrze – dodała i wskazała dwa niewielkie okna znajdujące się nad sklepem wędkarskim.
- Ładnie tu – powiedział, muskając palcami jej dłoń. Chciał się do niej zbliżyć, bo liczył na „wielki” finał tego wieczora. Przez całą kolację przyglądał się jej pełnym ustom, wyobrażał sobie jak smakują i jak są miękkie. Miał ochotę zatopić się w nich i całować do samego rana.
- Nie kłam. Wiem, co ludzie mówią o tej dzielnicy – powiedziała, stawiając stopę na pierwszym stopniu schodów prowadzących do wejścia. – I dziwią się, że ja, siostra Sary, mieszkam w takim okropnym miejscu. Ona też tu kiedyś mieszkała. Razem tu mieszkałyśmy po wyprowadzce od rodziców. Mam sentyment do tego miejsca i nie potrafię go opuścić.
- To zrozumiałe, spędziłaś tu kawałek swojego życia.
- Pięć lat.
- Właśnie.
Zapadła niezręczna cisza. Sergio podziwiał rysy twarzy swojej towarzyszki, które idealnie rozświetlało światło latarni ulicznej. Była bardzo podobna do siostry, a teraz nawet mógłby przysiąc, że czuł się jakby stała przed nim Sara.
- To co… Możesz wejdziesz? – zaproponowała Olalla.
- Będziemy oglądać rodzinny album? – zaśmiał się.
- Aż tak katować to cię dzisiaj nie będę. Zresztą i tak nie ma w nim nic ciekawego. Ale za to mam wino.
- W takim razie nie mogę odmówić.
- Zapraszam – powiedziała, przekręcając klucz w zamku. – Jest lekki bałagan – dodała, włączając światło w salonie – bo nie wiedziałam w co się ubrać – zachichotała.
- Stroiłaś się dla mnie?
- Przede wszystkim dla siebie. Lubię ładnie wyglądać.
- I zawsze tak jest.
- Weź z kuchni kieliszki, wino jest w barku. Przebiorę się w coś wygodniejszego i zaraz do ciebie dołączę.
Sergio zrobił to o co został poproszony. Był tu dzisiaj rano, więc całkiem dobrze orientował się, gdzie co leży. Jednak wcześniej nie zdążył przyjrzeć się ogólnemu wyglądowi mieszkania. Nie było szalenie wielkie. Wystarczyłoby dla dwóch osób tak, aby się nie pozabijali. Kuchnia, mimo tego iż malutka, była przestronna i urządzona typowo po męsku – tylko najpotrzebniejsze sprzęty. Żadnych zbędnych wazoników, żadnych kwiatuszków, bez obrazków czy imitacji waz chińskich. Podobało mu się to, aczkolwiek gustował w większych pomieszczeniach. Wydawało mu się, że całe mieszkanie Olalli jest jak jego kuchnia.
Salon był całkiem inny. Tam dało się wyczuć kobiecą rękę: miękki zestaw kanapowy, nakryty kwiecistym kocem i z milionem poduszek, niewielki stolik do kawy ze szklanych blatem, a na nim okrągła haftowana serwetka i kadzidełka. Na ścianach wisiały fotografie – głównie Olalli i Sary, brązowa meblościanka pokryta była przeróżnymi drobiazgami, a w kącie stała duża lampa, wygodny liliowy fotel oraz regał z mnóstwem zakurzonych książek. Ciekaw był jak może wyglądać sypialnia… To mieszkanie łączyło w sobie mnóstwo styl i i ciężko byłoby określić jego mieszkańca. Na pewno mieszkał tam ktoś z szaloną głową – ale o tym Sergio zdołał się już przekonać.
- Jestem – powiedziała brunetka, pojawiając się w salonie w szarym dresie i bluzką na ramiączkach z logiem Realu.
- Skąd masz?
- Od Sary, a właściwie od Ikera.
- A jakbym ci dał koszulkę z moim numerem, to byś ją nosiła?
- Z przyjemnością – powiedziała, chwytając kieliszek z winem i siadając na kanapie.
Sergio poniosła wyobraźnia i nie mógł się na niczym skupić. W swoim umyśle widział już Olallę ubraną w jego biało-złotą koszulkę z numerem cztery, która delikatnie zwisała na wiotkim ciele brunetki i kończyła się tuż za linią jej pośladków. Nie mógł odmówić sobie takiej przyjemności i obiecał sobie, że już jutro podaruje jej taki prezent.
- A więc – powiedział, siadając obok Olalli – za ten wieczór, który się jeszcze nie skończył oraz za nas. – Sergio stuknął leniwie kieliszek dziewczyny i upił jego zawartość. Brunetka uśmiechała się do niego zalotnie, dodatkowo prowokując i ośmielając go do podjęcia jakichkolwiek działań wobec jej osoby.
Niewiele czekając, piłkarz przysunął się bliżej Olalli i skradł jej całusa niczym dzieciak w przedszkolu. Szybko schował twarz w kieliszku, bo wydawało mu się, że poczuł na swoich policzkach lekkie pieczenie. Nie poznawał sam siebie. Od kiedy był taki nieśmiały? Jego zachowanie tylko rozśmieszyło dziewczynę. Zwinnym ruchem ponownie go do siebie przyciągnęła i pocałowała bardzo namiętnie. Poczuła jak dłoń Sergio błądzi po jej ciele od uda aż po kark, do jej nozdrzy dochodził zapach jego wody kolońskiej połączy z lekką nutką alkoholu, który miał we krwi. Ona sama uwielbiała dotykać jego umięśnionych ramion, pleców oraz brzucha. Robił ogromne wrażenie, więc nic dziwnego, że nie mogła mu się oprzeć.
Nie przestając się całować wstali z kanapy i powędrowali do sypialni. Obijając się od ścian i zrzucając z komody telefon, nawet nie drgnęli i nie zaprzestali swojego miłosnego tańca. Sergio delikatnie położył Olallę na czarnej, satynowej pościeli i zdjął z siebie koszulę, aby zaraz potem pozbyć się odzienia dziewczyny. Obydwoje mieli na siebie ogromną ochotę i nic nie było w stanie powstrzymać ich przed osiągnięciem pełni zadowolenia.
Kochali się namiętnie i bez przerwy, przez niemalże całą noc. Nic nie mogło równać się z tym błogim uczuciem rozpusty i niepohamowania. Spełniali swoje najskrytsze pragnienia, byli dla siebie idealni, uzupełniali się nawzajem. I Olalla pomyślała, że lepiej rozumie się z mężczyznami, z którymi nie łączą ją żadne uczucia, niż z Chadem, którego tak bardzo kochała.
- Kto pierwszy bierze prysznic? – zapytał Sergio, kładąc się „plackiem” na pogniecionej pościeli i ciężko dysząc.
- Idź ty. Jesteś gościem.
Piłkarz wstał i wyszedł do łazienki znajdującej się naprzeciwko. Olalla usłyszała dźwięk spływającej wody i mimowolnie odwróciła się w tamtą stronę. Sergio nie zamknął drzwi i w dodatku nie zasłonił zasłonki prysznicowej do końca. Dziewczyna uśmiechnęła się sama do siebie. Patrzyła na chłopaka stojącego pod gorącą wodą, z zamkniętymi oczami i odchyloną do tyłu głową. Patrzyła na jego łopatki, brązowe plecy, dwa wgłębienia u nasady kręgosłupa, tuż ponad białymi pośladkami i pomyślała, że jest idealny…

1 komentarz: